Wigilia. Siedzimy z Kurtem na klatce schodowej.
-Popatrz, pierwsza gwiazdka-mówię, pokazując paluchem nikłe światełko w oknie.
-Skąd wiesz że pierwsza ?-pyta Kurt, grzebiąc w kieszeni kurtki.
-Jako pierwszą ją zobaczyłem-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Ale dla kogoś innego, może to być druga, trzecia albo któraś tam z kolei gwiazdka, nie ?-śmieje się Kurt, wyciągając z kieszeni nóż sprężynowy.
-No, może tak być-odpowiadam, przyglądając się manipulacją Kurta.
-Na cholerę Ci ta kosa ?-pytam.
-Nie napisałem listu do św.Mikołaja-odpowiada Kurt i wyciera ostrze noża o brzeg kurtki.
-No i co z tego, nie wszyscy piszą-mówię.
-Tak, ale ja chcę dostać prezenty-mówi Kurt.
-No i co chcesz zrobić ?-pytam.
-Poczekam na św.Mikołaja i dzięki szantażowi, przy użyciu ostrego narzędzia, posiądę prawo do rozporządzania zawartością jego worka-odpowiada Kurt, szeroko się uśmiechając.
-Masz narąbane-mówię.
-Wiem-odpowiada Kurt. Przypatrujemy się dużej grupie, pierwszych gwiazdek.
-------------------------------------------
Kiedy szedłem ulicą imienia Wycofującego Się Batalionu, zaczepił mnie facet w czapce z pomponem. Zarówno jego czapka jak i reszta ubioru, świadczyła o jego wyjątkowym niechlujstwie i zamiłowaniu do raczej tanich, choć dość popularnych trunków.
-Nie bądź pan rura, pożycz pan 20 groszy na jabola- wychrypiał w moim kierunku.
-Popełnił pan błąd, używając w celu uzyskania wzmiankowanej wcześniej pożyczki, słów które nie licują z dobrym wychowaniem i raczej nie spowodują u nagabywanego, w tym momencie mnie, większych chęci zostania pożyczkodawcą-odparłem, przyglądając się reakcji faceta w czapce z pomponem. Gość stał lekko skamieniały.
-Jeżeli pański zasób słów, nie pozwala na przedłożenie bardziej umotywowanej prośby, pozwoli szanowny pan, że pomogę mu intelektualnie a szanownemu panu, pozostanie tylko wyartykułowanie przedstawionej przeze mnie prośby, czy mam na to pańską zgodę ?-zapytałem. Facet stał lekko przygarbiony, z niewielkim choć już widocznym wytrzeszczem.
-Brak zaprzeczenia wskazuje na pańską mimowolną zgodę, tak więc nie pozostaje mi nic więcej, jak przedstawić moją wersję pańskiej. Otóż zaczynamy tak „Dzień dobry szanownemu panu, niech światło spływa na pana i całą pańską rodzinę, niech wasz dom będzie cały ciepły i przytulny a szczęście niech gości w nim na codzień, jeżeli pozwoli pan to zajmę mu kilka jego drogocennych minut na wyjawienie mu mojej ogromnej prośby, jednocześnie błagam o wybaczenie za to, że zmuszam aby oczy pańskie spoczęły na tak nikczemnym stworzeniu jakim jestem i aby myśli pańskie, te złote myśli szybujące po nieboskłonach wiedzy, zniżyły się do rozpatrzenia tak mizernej prośby. Ach jakże mi przykro, że nie proszę pana o złotówkę, przykro mi, że nie proszę pana nawet o 50 groszy. 30 groszy to też zbyt wielka łaska ze strony pana dobrodzieja. O jedyne 20 groszy łaskawcę mojego upraszam, abym jako spragniony, płynu nikczemnego choć łyk zakupił i zdaję się całkowicie na łaskę pańską” -w taki oto sposób, zakończyłem swoją przemowę. Facet w czapce z pomponem, zaczął szperać w kieszeni. Po chwili wyciągnął z niej wytarte 20 groszy i włożył mi do wyciągniętej dłoni.
-A chlej za moje, co mi tam !-powiedział. Wsadził ręce w kieszenie i odszedł.
....................................................
-Słuchaj stary-mówię do Kurta-Czy potrafiłbyś zrobić coś wbrew sobie ?-pytam. Kurt rozgląda się bacznie dookoła.
-Czy musisz publicznie zadawać takie pytania ?-mówi szeptem- Człowieku, ty chyba ocipiałeś...tyle razy zrobiłem coś wbrew sobie że teraz muszę się ukrywać- dodaje, lustrując bacznie otoczenie.
-No i jak się teraz z tym czujesz ?-pytam zdziwiony nietypową wypowiedzią Kurta.
-Świetnie- szepcze-Tylko są takie co chciały by mnie wykastrować, więc lepiej mi o tym nie wspominaj bo mi ciary chodzą po plecach i zimny pot perli me czoło.
-Cholera, czy musisz tak do mnie mówić?- pytam z wyrzutem.
-Jak ?-pyta Kurt
-Głąba ze mnie robisz czy jak ?-pytam. Kurt uśmiecha się i klepie mnie w plecy.
-Czasami stary trzeba-mówi- Czasami trzeba.
...................................................
Tak jak codziennie, siedzimy z Kurtem pod trzepakiem.
-Pamiętasz tego Bolka z trzeciego? - pyta Kurt.
Przez chwilę grzebię w pamięci aby wydobyć obraz rzeczonego Bolka.
-Tak, pamiętam- mówię - Taki przerośnięty...chłopaki mówili, że już w przedszkolu był niebezpieczny.
-Ehę- mruczy Kurt – afera nocnikowa to jego sprawka.
-Zalewasz! – mówię zaskoczony.
-A skąd – Kurt jest wyraźnie oburzony moją niewiedzą – wiem to z pewnego źródła, że to Bolek stał za kradzieżą 30-tu nocników .
-A po co mu te garnki? – mówię zdziwiony – chyba nie chciał w nich gotować?!
-Nie, zrobił z nich hełmy dla podobnych jak on typków – mówi Kurt.
-No to faktycznie, niezły przymuł – mówię – a co teraz robi?
-Nic, został radnym – mówi Kurt i podciąga się na trzepaku. Robię to samo, bo co innego można tu robić?
....................................................
Wyjrzałem przez okno. Zgrana grupa pod znanym dowództwem, krążyła pod moją klatką schodową, wznosząc okrzyki i wymachując transparentami. Przyjrzałem się uważnie jednemu z nich. „Docent Purchawa to świnia” brzmiał napis. Szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodziło, bo w moim bloku żaden Purchawa nie mieszkał.
-Skąd macie ten adres? – krzyknąłem do demonstrantów.
-Od docenta Purchawy – odkrzyknął dowodzący grupą. Uśmiechnąłem się do niego i pomachałem mu ręką.
-Tylko tak dalej a Purchawa nie będzie miał słodkich snów! – krzyknąłem ponownie. Na to grupa rozpoczęła skandowanie hasła „Precz z Purchawą”. Włożyłem watę do uszu i położyłem się spać, zastanawiając się gdzie właściwie mieszka rzeczony Purchawa.
.....................................................
Stoimy z Kurtem na chodniku i przyglądamy się przechodniom.
-Czy wiesz co to jest wrażliwość? – znienacka pyta Kurt, trzymając obie ręce w kieszeniach.
-Niestety tak – odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Niektórzy z nich nie wiedzą – ruchem głowy Kurt pokazuje ludzki tłum przesuwający się po trotuarze, po drugiej stronie ulicy.
-Czasami też chciałbym nie wiedzieć – mruczę pod nosem.
-Słuchaj stary, nie wiem skąd u Ciebie ten ponury nastrój. Słońce wschodzi, zachodzi, ludzie się rodzą, umierają...czy myślisz, że wśród tylu ludzi jest ktoś, kogo obchodzą Twoje problemy? – pyta Kurt.
-Chciałbym aby tak było – mówię.
-Marzenia...marzenia – nuci Kurt.
......................................................
-Gdzie mam to postawić? – usłyszałem.
-A co to jest? – zapytałem.
-Paczka – odpowiedział listonosz, nerwowo poruszając nosem.
-Nie swędzi pana głowa od tej czapki? – zapytałem.
-Owszem i dlatego chciałbym gdzieś to cholerstwo postawić i się podrapać – powiedział listonosz.
-No cóż, przykro mi ale nie przyjmę od pana tej paczki – powiedziałem, przyglądając się wydłużonej minie listonosza.
-A to dlaczego? – zapytał listonosz.
-Bo wiem co w niej jest – odparłem.
-A co? – dość głupkowato zapytał listonosz.
-Jedenaście cegieł, pełnych, czerwonych – odparłem.
-A skąd... – próbował zapytać funkcjonariusz poczty, ale mu się nie udało.
-A stąd to wiem, że sam wysłałem tą paczkę na swój własny adres – powiedziałem.
-Ale... – znów nie dokończył listonosz.
-Dlaczego? Chciał pan się zapytać dlaczego? Ano dlatego, że pan grzebie w moich listach...a teraz niech pan już idzie i niech pan raczej nie próbuje wyrzucać tej paczki do śmieci, bo musi pan ją jeszcze zwrócić do nadawcy czyli do mnie. A jeśli nie dostanę tej paczki z powrotem to pana wyleją. Zrozumieliśmy się? No to pa słodki misiu – powiedziałem i zatrzasnąłem drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz