- Powiedz mi Kurt pytam starego przyjaciela skąd w ludziach jest tyle skurwysyństwa?
- A jest? pyta zdziwiony.
- No stary, chyba żartujesz mówię co kogoś spotkam, to startuję do niego z pozycji jakiegoś tam zaufania, a dziewięćdziesiąt dziewięć procent odpłaca za to świństwem, chamstwem i skurczybyctwem.
- Sprawdza się teoria pana Darwina odpowiada Kurt.
- To znaczy, że co? pytam
- No jak rany, ty tępy jesteś czy co? pyta rozdrażniony Kurt.
- Niezbyt, ale dzisiaj coś mi lewa półkula słabo pracuje, więc nie truj tylko mów mówię lekko już zdenerwowany.
- Dobra
czy pochodzimy od małpy to nie wiem ale, że jesteśmy zwierzętami to prawda i o tym przekonujesz się na każdym kroku, ale nie potrafisz tego zaakceptować
stary, przystosuj się wreszcie.
- Nie umiem mówię ze smutkiem.
- Ja też nie, ale udaję, że jestem przystosowany odpowiada Kurt.
- No to co mam robić? pytam.
- No, to co zwykle
siusiu, kupka, paciorek, nie pij, nie pal, no i żadnych panienek śmieje się Kurt.
- Bez panienek?! pytam zdziwiony.
- Szła dzieweczka do laseczka, zobaczyła glistę, nie wiedziała co z nią zrobić, wsadziła se w
- nuci Kurt i odchodzi.
- Masz nasrane mówię i idę bić się z myślami.
..............................
- O kurwa, Kurt! - krzyczę - Jestem szczęśliwy!
Kurt przygląda mi się uważnie.
- A mocz badałeś? - pyta.
- A na cholerę?! - mówię zdziwiony
- A krew? Zrobiłeś prześwietlenie? A jak nerki, wątroba Ok.? - pyta.
- Nie wiem stary, po co mi te wszystkie badania? - pytam.
- Żebyś znowu spłynął z chmur na ziemię
a propos, czy nic cię nie boli, może ząbki, może główka, hę? - pyta Kurt.
- Obrzydliwy jesteś! - krzyczę - Sparszywiłeś mi tą chwilę szczęścia
- Gówno prawda - mówi Kurt - tylko ci się wydawało, że to szczęście
- A jeśli nie? - pytam - A jeśli to naprawdę to, o czym można tylko poczytać w ckliwych romansidłach, a jeżeli to naprawdę szczęście?
- To by znaczyło, że jesteś bardziej chory niż przewiduje ustawa i być może czas najwyższy aby ogłosić stan zagrożenia epidemią! - mówi Kurt.
- Pieprzysz! - odpowiadam.
- Luuudzieee
! On jest szczęśliwy
kryć się!!! - krzyczy Kurt w stronę spacerujących pod blokiem emerytów. O dziwo, dziadkowie reagują i dość sprawnie kryją się za ławką.
- Byli w partyzantce! - mówi Kurt.
-Naszej, czy ich? - pytam.
..............................
Siedziałem w pokoju, cicho jak mysz pod miotłą, kiedy Kurt zapukał do drzwi. Nie wpuściłem go, bo chciałem mieć chwilę cholernego spokoju. Kurt jednak nie przestawał walić w drzwi. Najpierw robił to dość bezładnie, po czym udało mu się złapać rytm i napierniczał w drzwi, w takt znanego wszystkim kibicom utworu. Cóż miałem zrobić? Otworzyłem. Kurt był spocony i dyszał. Rozcierał przy tym obolałe dłonie.
- Słuchaj! - wysapał - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś do mnie dzisiaj nie przyłaził, bo chcę mieć chwilę cholernego spokoju - powiedział i zbiegł na dół. Zamknąłem drzwi. Odczekałem chwilę i zbiegłem za nim. Już po chwili, puchły mi dłonie od nawalania w jego drzwi.
..............................
Transatlantyk. Płyniemy z Kurtem w niewiadomą stronę, poprzez spienione fale.
- Kurt, co byś zrobił, gdyby ta pieprzona łupina zaczęła tonąć? - pytam, wskazując wzdłuż pokładu statku.
- Zacząłbym się modlić - mówi Kurt szeptem, przebierając przy tym ze zdenerwowania palcami.
- O co? - pytam. Kurt rozgląda się czujnie.
- Żeby ten facet, któremu pożyczyłem moją kamizelkę ratunkową, zdążył mi ją oddać - mówi.
..............................
Jadę razem z Kurtem tramwajem. Wszystkie miejsca pozajmowane są przez emerytów rozgadanych o braku kultury, wychowania i tym podobnych bzdetach.
- Widzisz tą babinkę w zielonej chustce, która właśnie wsiadła? - pyta Kurt. Kiwam głową na potwierdzenie. Babcia przepycha się przez tłumek ludzi, dopada do wolnego miejsca i siada pełna zadowolenia. Cała ta operacja trwa około dwóch minut. Tramwaj powoli zbliża się do następnego przystanku.
- Ona tutaj wysiada - mówi Kurt. Przyglądam się staruszce zrywającej się z krzesełka i ponownie przepychającej się do wyjścia.
- Pewnie chciałbyś to jakoś skomentować? - mówię do Kurta. Kurt uśmiecha się półgębkiem.
- No cóż, to była kobieta sukcesu - mówi.
- Chwilowego - dodaję.
- Ale zawsze - mówi Kurt.
- Ten z identyfikatorem, też liczy na sukces - mówię, wskazując na zbliżającego się kontrolera biletów.
- Stary
wypieprzamy
- szepcze Kurt, wyskakując na ulicę.
..............................
- Słuchaj stary - mówię do Kurta - Czy wiesz, jak to jest, kiedy człowiek się ześwini?
Kurt zaczyna chrumkać jak rasowy przedstawiciel świńskiego rodu.
- Cholera
chyba to wiesz - mówię.
..............................
Siedzimy z Kurtem na ławce w parku. Kurt obgryza paznokcie i wypluwa je na alejkę. Przechodzący przez park spacerowicze, obchodzą naszą ławkę dobre trzy metry od nas.
- Długo będziesz jeszcze pluł? - pytam - Zachowuj się, bo budzisz obrzydzenie u ludzi.
- Co?! - dziwi się - Ja wywołuję obrzydzenie? To oni powinni się zastanowić jakie obrzydzenie wywołują u mnie - dodaje i spluwa pod nogi człowieka dystyngowanego. Człowiek dystyngowany, rzuca się w bok i potrąca staruszkę z laską. Odnotowuję upadek tejże pary i patrzę z wyrzutem na Kurta.
- No i czego się gapisz? - pyta Kurt - Przecież ich nawet palcem nie tknąłem - mówi, wgryzając się w paznokieć kciuka.
- Napawa mnie obrzydzeniem -dodaje -życie w kanonie, bez możliwości odstępstwa od ustalonej normy.
Patrzę na Kurta i przyglądam się ludziom. Coś jest w tym co mówi.
- Ludzie za bardzo przyzwyczaili się do tego, że mówiono im co mają robić, teraz nikt nic nie mówi ale chory kanon pozostał - mówi Kurt.
- Czasami, zadziwiają mnie twoje trafne uwagi - śmieję się.
- Bo wraz ze zmniejszaniem się tkanki rogowej moich paznokci, zwiększa się moja inteligencja i stopień elokwencji - mówi Kurt.
- Pieprzysz - śmieję się.
- Czasami
jak któraś ma ochotę
-mówi.
..............................
- Cześć Kurt mówię.
- Mógłbyś zmienić tekst odpowiada Kurt, lekko się uśmiechając.
- Czyżby moje powitanie cię raziło? pytam zdziwiony.
- Nie, ale już mi się przejadło mówi Kurt Jak i wiele innych rzeczy.
- Na przykład co? pytam
- Różne takie...czy to ważne? pyta.
- Ważne, nie ważne...zacząłeś temat to się nie chowaj w skorupę jak jakiś pieprzony winniczek, tylko zagajaj odpowiadam. Kurt łypie na czubki swoich butów.
- Winniczek nie jest pieprzony mówi tylko jego życie jest gówno warte.
- Mógłbyś wrócić do tematu? proszę Kurta.
- Mógłbym odpowiada Tak więc winniczek...nie jest pieprzony.
- A kto jest? pytam już lekko znudzony.
- Chciałbyś wiedzieć? odpowiada pytaniem 90 procent ludzkości to pieprzone, zasrane, skurwysyńskie dupki... Kurt wyrzuca to z siebie jednym tchem.
- To już akurat wiem mówię spokojnie Nic nowego.
- Właśnie! mówi I dlatego jestem wkurwiony na cały świat, na Twoje cześć i na ...
- Nie, na niego nie możesz...on jest very good ...słodki...no po prostu na niego Ci nie wolno mówię.
- Nie wiem o co Ci chodzi, na Ciebie jestem wkurwiony mówi Kurt podniesionym głosem.
- A, na mnie mówię na mnie to możesz, ile tylko chcesz...uwielbiam być chłopcem do bicia.
- Zaraz, zaraz a o kim Ty myślałeś? pyta Kurt.
- No to cześć mówię.
- Mógłbyś zmienić...tekst śmieje się Kurt i rozstajemy się w zgodzie. Jak zwykle.
..............................
- Mam do ciebie pytanko! - mówi Kurt, podchodząc do mnie na ulicy. Podaję mu rękę na powitanie.
- No, słucham? - mówię zachęcająco.
- Powiedz mi, jak reagujesz, kiedy spotykasz się z syfem o którym wiesz, że istnieje, ale nigdy się jeszcze z nim nie zetknąłeś? - pyta.
- Czy mogę prosić o następne pytanie? - pytam Kurta. Uśmiecha się.
- Nie, nie posiadam innego zestawu - mówi.
- Ok. - mówię -Staram się ten syf pojąć i okiełznać, jeżeli jest to możliwe - odpowiadam.
- Udało ci się to kiedyś? - pyta Kurt.
- Nie - odpowiadam bez większego namysłu.
- Tak myślałem
kiedyś zapytam cię, skąd się bierze syf, ale to jeszcze trochę czasu minie - mówi Kurt.
- Trzymam cię za słowo - mówię.
- No, no
won z łapami, zboczeńcu - śmieje się Kurt i odchodzi.
..............................
Siedzimy z Kurtem na ławce. Mój przyjaciel stroi miny i ogólnie zachowuje się dość dziwnie.
- Co ty wyrabiasz? - mówię zdenerwowany - Krzywisz się jak pawian, machasz łapami
jesteś dziś zupełnie normalny? - pytam.
- Zupełnie
po prostu moi starzy powiedzieli mi, że jak się nie zmienię, to będzie ze mną krucho, więc staram się zmienić - mówi Kurt, wybałuszając oczy i wydymając policzki. Robię to samo, żeby nie było mu przykro.
..............................
Idąc między blokami, zauważam Kurta rozmawiającego z jakąś nie znaną mi dziewczyną. Podchodzę bliżej.
- Ja Kurt, ty Piętaszek - mówi Kurt do dziewczyny, wskazując ręką - Ty Piętaszek, ja Kurt - dodaje.
Dziewczyna unosi brwi, zadziera nos i odchodzi.
- O co chodzi z tym Piętaszkiem? - pytam Kurta - Bawisz się w Robinsona Cruzoe?
- Nie, do cholery
,próbowałem tej cipie wytłumaczyć, żeby przyszła do mnie w piątek ale była zbyt tępa - mówi wzburzony Kurt.
- No i co zrobisz? - pytam.
- Muszę wstrzymać - odpowiada Kurt i odchodzi.
..............................
- Powiedz mi Kurt, ile ty masz właściwie lat? - pytam.
- Ja? - dziwi się Kurt - Wiesz, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem? - dodaje, drapiąc się po brodzie.
- Ale masz chyba metrykę? - pytam.
- Co mam? - odpowiada pytaniem.
- Metrykę
akt urodzenia, taki świstek mówiący o miejscu urodzenia, rodzicach itp. - mówię.
- Aaa
chodzi ci o metrykę! - wykrzykuje Kurt.
- Tak, zgadłeś - mówię.
- No to nie mam - smutno mówi Kurt.
- Czego nie masz? - pytam.
- Metryki - mówi Kurt.
- A ty w ogóle coś masz? - pytam lekko skonsternowany.
- No
mam
nerki, wątrobę, płuca, śledzionę, jelita, trzustkę i innych trochę farfocli - mówi Kurt.
- Nie, cholera
mnie chodzi o rzeczy materialne jak dom, samochód, telewizor - mówię.
- A po co? - pyta Kurt.
..............................
- Pycha ludzi zgubi - mówi Kurt.
- Nie mówisz nic nowego - mówię do kolegi.
- Pycha, zazdrość, głupota, nienawiść
to wszystko ich doprowadzi do zagłady - mówi Kurt, tak jakby mnie nie usłyszał.
- To są człowieku banały - mówię.
- To wszystko ich zeżre, zgnoi i wdepcze w błoto! - mówi Kurt.
- No i co jeszcze wydumasz? - pytam.
- A chuj z nimi - mówi Kurt i odchodzi.
..............................
Wyglądam przez okno i widzę, że po środku osiedla, na placu zabaw, ktoś rozpala ognisko. Wybiegam z domu aby przyjrzeć się temu widowisku. Ku memu zdziwieniu, okazuje się, że tajemniczym podpalaczem ogniska, okazuję się być Kurt.
- Co ty do cholery wyrabiasz? - pytam, podchodząc bliżej.
- Próbuję podpalić to dziadostwo - mówi Kurt, pokazując mi zebrane przez siebie kawałki drewna.
- Porąbałeś ławkę? - pytam.
- Ale tylko jedną, bo mnie jacyś emeryci w parku zdybali - mówi Kurt, wkładając między kawałki drewna, zmiętą gazetę.
- P co to ognisko? - pytam
- Wiele już w życiu rzeczy robiłem i stwierdziłem, że są do dupy
ogniska nigdy jeszcze nie rozpalałem - odpowiada Kurt, podkładając ogień.
- A jeśli się okaże, że to też jest do dupy? - pytam.
- Jest jeszcze kupę rzeczy, których nie robiłem - mówi Kurt. Z oddali słychać syrenę straży pożarnej.
- A jakie to są
te inne rzeczy? - pytam, uciekając razem z Kurtem.
- No
jeszcze
nigdy
nie uciekałem
przed strażą pożarną
- sapie Kurt, poprawiając okulary.
..............................
- Czy czułeś kiedyś pustkę? - pytam. Kurt poprawia czapkę na głowie.
- Wiele razy - odpowiada smutno.
- No i co wtedy robiłeś? - pytam ponownie.
- Normalnie, odpowiedziałbym ci, że nażarłem się czereśni - mówi Kurt -ale dziś nic mi do głowy nie przychodzi
na pewno chciałbym tą pustkę czymś wypełnić - dodaje ze smutkiem.
- Dlaczego, co jakiś czas jesteśmy skazywani na pustkę? - pytam.
- Bo tylko to uczucie, popycha nas do działania, a cudze szczęście wzbudza zazdrość i nakręca nas podwójnie - mówi Kurt.
- Dzięki za wywiad - mówię.
- Spadaj - mówi Kurt i odchodzi.
..............................
- Kurwa mać - klnie Kurt, próbując przybić gwóźdź do starej deski.
- Czego klniesz, lepiej byś się nauczył wbijać gwoździe! - mówię, podchodząc do Kurta.
- To nie dlatego klnę - mówi kurt, próbując wyprostować skrzywiony gwóźdź - Klnę, bo mnie cholera bierze na to wszystko, a gwoździe wbijam tylko dlatego, żeby nie myśleć o tym co mnie gryzie - mówi Kurt i krzywi się na widok tego, co dokonał z gwoździem.
- Masz rację, trzeba się wyładować, ale jeżeli naprawdę chcesz się zatracić w swojej tytanicznej pracy, mam dla ciebie propozycję - mówię.
- No, jaką? - pyta czerwony ze złości Kurt.
- Wbijaj je łebkami w drzewo, to pomaga na każde tarapaty - odpowiadam. Kurt się uśmiecha.
- Aż tak nawalony, to nie jestem - mówi i rzuca deskę na ziemię.
..............................
- Cześć Kurt - mówię do przyjaciela -czy mógłbyś mi dzisiaj powiedzieć coś ciekawego na temat kobiet?
- Ciekawego? - dziwi się Kurt. - A cóż w nich może być ciekawego? - dodaje.
- No
wydawało mi się
- próbuję wytłumaczyć moje stanowisko.
- Właśnie, wydawało ci się - mówi Kurt - wszystkim się ciągle coś wydaje, a jak przejrzą na oczy, to jest już za późno - dodaje, wycierając nos rękawem.
- Zresztą wiesz dobrze, że jeśli tylko zechcesz to powiem ci to na co czekasz - mówi.
- Nie - zaprzeczam -wolę prawdę. Kurt uśmiecha się, uważnie mi się przyglądając.
- Ludzie boją się prawdy - mówi.
- Ja już nie - odpowiadam.
- No dobra, o czym mówiliśmy? - pyta Kurt.
- Miałeś mi powiedzieć coś ciekawego na temat kobiet - odpowiadam.
- Ciekawego? - dziwi się Kurt - A cóż w nich może być ciekawego? - dodaje, szeroko i serdecznie się uśmiechając.
..............................
- Cześć Kurt, co słychać? -pytam.
- Psztyngle, grząśle i miękawki - mówi całkiem poważnie, przykładając ucho do trawnika.
- Jak im się żyje? - pytam.
- Tak samo jak nam, choć wyglądają inaczej - mówi Kurt, rozgarniając trawę.
Po chwili wstaje z kucek i zaczyna obiema nogami, skakać po trawniku.
- A teraz im się kurwa żyje gorzej - mówi zasapany.
..............................
Kurt stoi przy wiszącym na ścianie budynku, aparacie telefonicznym i zawzięcie wystukuje numer na klawiaturze.
- Gdzie dzwonisz? - pytam. Kurt ponownie wdusza klawisze.
- Do telefonu zaufania - odpowiada.
- Po co? - pytam zdziwiony.
- Chcę powiedzieć, że im też nie ufam! - odpowiada, kasując połączenie i ponownie stukając w klawiaturę.
..............................
Idziemy z Kurtem po chodniku jednej z centralnych arterii naszego grodu. Zaczepia nas kolorowo ubrana cyganka, obwieszona błyskotkami.
- Ja powróżyć, złoty pan, cyganka prawdę powiedzieć - mówi z charakterystycznym akcentem.
Kurt zatrzymuje się i uważnie przygląda kobiecie.
- Ja powróżyć, złoty pan - powtarza cyganka, próbując złapać Kurta za rękę.
- Bardzo panią przepraszam, ale nie wiem czy zdaje sobie pani sprawę z tego, jak wiele w dzisiejszych czasach kosztuje informacja. A pani chciałaby uzyskać z mojej ręki informację, a to jest dużo warte, nie wiem czy jest pani na to przygotowana finansowo - mówi Kurt, podsuwając dłoń w kierunku cyganki.
- Ja płacić? - dziwi się cyganka i zaczyna przeklinać w bliżej nie określonym języku. A że są to przekleństwa, przekonuje mnie oplucie butów Kurta przez cygankę.
- Widzisz chłopie - mówi Kurt, klepiąc mnie w ramię - jeszcze nie wszyscy przystosowali się do nowej rzeczywistości
a pani już dziękujemy - dodaje, zwracając się do cyganki.
Odchodzimy spokojnie, pozostawiając rozeźloną kobietę na ulicy.
..............................
- Słuchaj stary - mówię do Kurta - czy uważasz, że nasze rozmowy cokolwiek wnoszą w rozwój świata? - pytam.
Kurt spogląda na mnie spod przymkniętych powiek. Razi go światło wschodzącego właśnie słońca.
Kurt wygląda dosyć dziwacznie.
- Nie - odpowiada bez chwili zastanowienia.
- No to po co gadamy? - pytam.
- Bo Bóg dał nam nieopatrznie tą możliwość. Mamy głos - mówi.
- Mam jasność - mruczę.
- Ja też, chociaż może ciut większą - mówi Kurt, mrużąc oczy. Słońce wstaje.
..............................
- Hej Kurt - krzyczę widząc Kurta, wychodzącego z klatki schodowej - Mam problem.
- Dodaj do niego trochę sosu pomidorowego. Jako spaghetti będzie łatwiejszy do przełknięcia - odkrzykuje Kurt, szybko się oddalając.
- No to mam drugi problem - myślę - skąd do cholery wziąć ten przeklęty sos pomidorowy?
..............................
Zuzanna przeciąga się, prezentując swoje wdzięki.
- Nigdy cię nie opuszczę - mówi - zawsze, zawsze będę z tobą, bo cię kocham.
- Gdybym w to wierzył, to już by mnie tu nie było - mruczę, przewracając się na drugi bok.
..............................
-Kurt! - krzyczę - mam eksplozję talentu.
- To zmień slipy - odkrzykuje Kurt.
..............................
Spotykam Kurta w wesołym miasteczku. Stoi koło karuzeli i uważnie się jej przygląda. W ręku trzyma metalową rurkę.
- Cześć, co robisz? - pytam.
- A nic, tak się gapię - mówi.
- Co to za żelastwo? - pytam, wskazując na rurkę w jego ręku.
- A nie wiem
tu sterczało, to sobie wyciągnąłem - odpowiada, wskazując na skomplikowany mechanizm karuzeli.
- I jak to wyciągnąłem, to odpadł taki sworzeń i dwa kółka zębate
- dodaje.
- Chodź na lody - mówię, pośpiesznie odciągając Kurta.
..............................
- Czy wiesz, co jest największym idiotyzmem megalomana?- pyta Kurt.
- Nie, gadaj - odpowiadam.
- Samospalenie się pośrodku pustyni - mówi Kurt uśmiechając się szeroko.
- Fakt, nie byłby to zbyt spektakularny wypadek - mówię - ale czy miałeś kogoś konkretnego na myśli?
Kurt uśmiecha się tajemniczo.
- Nie, choć zawsze mi się wydawało, że chciałeś być w centrum uwagi - mówi.
- Wali cię stary
ja i pustynia
już przy 25 stopniach czuję się chory - śmieję się.
- No to mnie trochę pocieszyłeś - mówi Kurt i odchodzi.
..............................
- Czy zauważyłeś, że się zmieniliśmy? - pytam Kurta. Kurt patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
- Wiem - odpowiada - Zastanawiam się tylko, czy to dobrze czy też źle?
- Nie wiem - mówię - jesteśmy jednocześnie mądrzejsi i głupsi zarazem.
- Chyba masz rację - przyznaje Kurt.
- Z tego, że mam rację nic nie wynika - mówię.
- Nic - odpowiada Kurt i wraca do przerwanych zajęć.
..............................
Kurt zaproponował mi wjazd na dach wieżowca. Nie wiem jak mu się to udało załatwić, ale stoimy na dachu i rozglądamy się po okolicy.
- Wiesz ilu ludzi tu żyje? - pyta Kurt, wskazując ręką na położone w dole miasto.
- Nie wiem
może milion? - mówię niepewnym głosem. Kręci mi się w głowie od wysokości.
- E tam - mruczy Kurt - Tylko parę osób, reszta to stado bydła.
- Nisko oceniasz społeczność naszego miasta - mówię.
- Nisko?! - dziwi się Kurt - To najwyższy punkt w mieście i uważam, że oceniam ich wyjątkowo wysoko.
- Może i masz rację - mruczę pod nosem.
- Ciekawe, jak długo bym spadał? - mówi Kurt.
Miasto wydaje się oddalać.
..............................
- Wiesz co? - mówię do Kurta - Lubią cię!
- Kto?! - pyta Kurt i nerwowo rozgląda się wokół siebie - Co ty mi tu za głodne kawałki opowiadasz?
- Serio stary! - śmieje się do niego - Stajesz się popularny.
- Ja?
Zgłupiałeś
ja nawet listonoszowi nie otwieram od czasu jak ten poprzedni zadusił tą babcię z parteru - mówi Kurt.
- Nie, mylisz się - mówię - ona dostała zawału na widok ostatniego odcinka renty.
- Tak powiadasz? - pyta zdziwiony - To w zasadzie, mógłbym mu choć raz otworzyć drzwi.
- A skąd wiesz, że nie zadusi ciebie? - pytam.
- To prawda - mówi zamyślonym głosem.
- Może babcia mu się nie podobała, a ty wręcz przeciwnie - śmieję się.
- Myślisz, że mu się podobam? - pyta Kurt, strzepując niewidoczny paproch z kurtki.
- Przecież ci mówiłem, że stajesz się popularny - mówię z uśmiechem.
- To przez ciebie, łachmyto - mówi Kurt.
- I ja ciebie też - śmieję się.
- Kiedyś ci za to odpłacę -nerwowo mówi Kurt i odchodzi, stawiając kołnierz kurtki.
..............................
- Czy potrafisz być w stu procentach sobą? - pytam Kurta.
- Nie - odpowiada - A ty?
- Ja też nie - mówię zamyślony.
- Skoro tak, to wychodzi na to, że nawet wobec siebie, udajemy - mówi Kurt.
- A żeby to jasna cholera - przeklinam.
- Ooo
czyżby przebłysk? - śmieje się Kurt.
..............................
- Jestem wkurwiony! - mówię do Kurta.
- Na co? - pyta spokojnie.
- Na świat, na ludzi, na samego siebie - odpowiadam.
- No i co z tego? - pyta Kurt.
- Nic cię to nie obchodzi? - pytam zdziwiony.
- A powinno? To przecież twoje wkurwienie a nie moje - mówi.
- Nie podzielasz moich odczuć? - pytam.
- Jak podzielę, to też będę wkurwiony, a na co mi to? - pyta - Obudziłem się rano, zobaczyłem słońce, wypiłem herbatę i słońce nadal było, i poczułem się błogo a teraz ty próbujesz wprowadzić nieład w moją sielankę
oj niegrzeczny chłopiec
będzie lanie - śmieje się.
- Przeszło mi - mówię zdziwiony.
- Cześć! - mówi nagle Kurt.
- Dlaczego uciekasz? - pytam.
- Żeby na mnie nie przeszło - odpowiada.
..............................
- Czy wiesz, że są ludzie którzy czatują? - pyta Kurt.
- Na co? - pytam.
- Nie na co, tylko na kogo - odpowiada Kurt - Na mnie, na ciebie, na kogokolwiek, czekają żebyś do nich zadzwonił i poprosił o drobną przysługę
no i już cię mają w ręku, bo na tym świecie jest tylko przysługa za przysługę.
- A na innym? - pytam.
- Co na innym? - pyta Kurt.
-
świecie - dodaję.
- Aha
a to nie wiem
ale uważaj na czatujących - mówi Kurt.
- Chciałem cię właśnie poprosić o
- mówię.
- Spadaj - śmieje się Kurt.
..............................
Spotyka Kurta na wakacjach.
- Do dupy - mówi Kurt na powitanie.
- Co do dupy? Popatrz stary, takie piękne lasy, rzeki, jezioro
i co, nie rusza cię to? - pytam.
- Mnie rusza tylko po buraczkach - mówi Kurt.
- No nie gadaj, nie podoba ci się tutaj? - pytam.
- Wszystko jest do dupy, nie ma różnicy czy jestem w domu, czy w tej wynajętej chatce pustelnika - mówi Kurt, plując na ziemię.
- A kąpałeś się już? - pytam - Może byś tak wlazł do wody i może wtedy zauważyłbyś różnicę?
Kurt natychmiast włazi do wody w ubraniu i siada, zanurzając się po szyję.
- Miałeś rację - mówi - teraz czuję różnicę, w domu mam cieplejszą wodę.
Wstaje i odchodzi leśną ścieżką, ciągnąc za sobą ślad cieknącej z niego wody.
..............................
- Czy wiesz, że świat składa się z samych skurwysynów? - mówi Kurt, kiedy spotyka mnie w kolejce po mleko.
-Aż tak? - pytam. Pół kolejki już zaczyna się nam przyglądać.
- Czasami dochodzę do wniosku, że naprawdę jesteśmy sami
a pani czego się gapi? - krzyczy do odwracającej się babinki. Babcia skonsternowana, odwraca się do Kurta tyłem.
- Mówię ci, skurwysyny
jebane, pieprzone skurwysyny - mówi. Kolejka zaczyna szemrać.
- Ale skąd wysnułeś tak oskarżycielski wniosek? - pytam.
- Znasz Jolkę? - pyta.
- Znam - odpowiadam i robi mi się ciepło na myśl o jej wszelkich wypukłościach.
- Zaprosiłem Jolkę do siebie
no wiesz co jest grane? - mówi Kurt.
- Wiem, chciałeś jej swój klaser pokazać - odpowiadam już całkiem poważnie owładnięty widokiem Joli.
- Klaser też, no i
akurat musiał przyjść kumpel
- smutno dodaje Kurt.
- I wam przeszkodził? - pytam.
- Przeszkodził? - mówi rozdrażnionym głosem - Ten sukinsyn zaczął ją podrywać.
- No i
? - pytam.
- No i rano zadzwoniła, żebym podał jej, jego telefon
i teraz zamiast
no
to stoję w tej pieprzonej kolejce po mleko, chociaż mleka nie cierpię i muszę znosić te wstrętne baby, które stoją z tymi zasranymi siatami
- wrzeszczy Kurt.
Biorę go pod rękę i wyprowadzam ze sklepu.
- Będą miały teraz o czym opowiadać - mówię.
- Zrobiliśmy je na szaro - śmieje się Kurt.
-Dobra, dzwoń po Jolkę - mówię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz