PONIEDZIAŁEK – Ponieważ jesteśmy w Unii chyba tej... jak jej tam, Europejskiej, prędzej czy później musiało to nastąpić. I nastąpiło. Na tydzień wymieniliśmy Kluchę na francuskiego policjanta. Przyjechał do nas w świetnie skrojonym mundurze, nie wyświechtanej czapce i nawet nie ubłoconych butach. Czyli zupełnie inaczej niż nasz Klucha. Pierwszy przywitał się z posterunkowym Paprochem i otrzymał cios z liścia od naszego mistrza gwizdka i pałki. Zdziwiłem się, bo Paproch nigdy, z nikim się tak nie witał. No chyba, że z żoną. Ale to raczej ona jemu dawała z przysłowiowego liścia na dzień dobry. Ale jeszcze bardziej zdziwiłem się, kiedy ja sam, zareagowałem identycznie. Przyrżnąłem naszemu gościowi. Ale bardzo brzydko do mnie powiedział. Dopiero mój ukochany przełożony, pułkownik Żelazny, wyjaśnił nam, że Francuz nie przeklina, tylko się tak nazywa. Pierre D’ollone.
WTOREK – Mamy problem z naszym gościem. Gdziekolwiek ktoś przeklina, Pierre tam zaraz biegnie, bo myśli, że jest wołany. Dzisiaj, dwa razy mnie potrącił. Raz kiedy niosłem herbatę, a drugi, kiedy schylałem się aby podnieść potłuczoną szklankę. I dwa razy wywaliłem się centralnie w kałużę. A dziś jest i tak bardzo spokojny dzień. Mam nadzieję, że do końca tygodnia już gorzej nie będzie.
ŚRODA – A jednak się myliłem. W ramach zajęć z nauki o życiu, przyjechało do nas pięćdziesięcioro przedszkolaków z przedszkola im. Ks. Badtouch’a. Ci to dopiero przeklinali. A najbardziej siostra Nietolerancja, która przyjechała z nimi jako opiekunka. No i Francuz tak biegał, że aż się zatarł. Paproch powiedział, ze na takie zatarcia to najlepiej położyć coś zimnego. Więc wsadziliśmy mu między uda, paczkę zimnych ogni. Ale chyba mu to nie pomogło, bo kiedy ostatni przedszkolak, przekraczał leżącego Pierra i zerknąwszy na sterczące zimne ognie powiedział: „Pieldolony zboceniec”, nasz gość nie zareagował. Dopiero kiedy przedszkolak podpalił rzeczone zimne ognie, żarem trzymanego w palcach papierosa, Pierre zerwał się na równe nogi i krzycząc coś po francusku, wybiegł z posterunku, tratując przy tym siostrę Nietolerancję. I tyle go nasze oczy widziały.
CZWARTEK – Po wczorajszej wycieczce przedszkolaków, wielkie sprzątanie. Wynik: 5 butelek nalewki „Juhas”, 2 butelki denaturatu i jeden fioletowy chleb, 3 butelki wina „Szogun” i kilkadziesiąt niedopałków papierosów. Co nas najbardziej zdziwiło, to znalezisko w postaci kastetu i dwóch zużytych prezerwatyw. Przy okazji, odkryliśmy w ubikacji jeszcze jednego, zapomnianego maluszka. Spał na sedesie z nosem wymazanym czymś białym. Pewnie kredą...
PIĄTEK – Wrócił kapral Klucha. Przedterminowo. Francuzi przysłali go razem z rachunkiem. Pułkownik Żelazny jak to zobaczył, to zaczął rwać włosy z głowy, jak można przez kilka dni napsuć tyle rzeczy. Ale kapral Klucha, któremu w dzieciństwie udało się popsuć stalową kulkę, podarowaną przez dziadka kombatanta, tylko bezradnie rozłożył ręce. I zrzucił ze ściany pamiątkowy obrazek pułkownika. Żelazny w slipach na Mazurach. W nagrodę, pułkownik oddelegował Kluchę do mycia kibli.
SOBOTA – Dziś mam wolne. Leżę w wannie. Dobrze tak leżeć i się relaksować. Chociaż z wodą było by chyba lepiej.
NIEDZIELA – Dzisiaj w pracy, podzieliłem się moimi spostrzeżeniami odnośnie wody, z posterunkowym Paprochem i myjącym kibel, kapralem Kluchą. Paproch powiedział, że raz chciał napełnić wannę wodą, ale lał wodę pół dnia i nawet nie udało mu się napełnić jej do połowy. Ale tak to jest jak się kupuje wannę w wersji „light” czyli bez korka. Paproch zaprzeczył. Powiedział, że ta wanna była żeliwna i wcale nie była taka „light”, bo po tym jak ją ze szwagrem na czwarte piętro wnosili to obydwaj nabawili się przepukliny. Klucha powiedział, ze też ma przepuklinę i spytał, czy ma nam pokazać. Podziękowaliśmy. Dzisiaj chyba zrobię jeszcze suchą zaprawę... ale jutro to już wody sobie napuszczę. Bo korek mam. Od wina „Szogun”. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
WTOREK – Mamy problem z naszym gościem. Gdziekolwiek ktoś przeklina, Pierre tam zaraz biegnie, bo myśli, że jest wołany. Dzisiaj, dwa razy mnie potrącił. Raz kiedy niosłem herbatę, a drugi, kiedy schylałem się aby podnieść potłuczoną szklankę. I dwa razy wywaliłem się centralnie w kałużę. A dziś jest i tak bardzo spokojny dzień. Mam nadzieję, że do końca tygodnia już gorzej nie będzie.
ŚRODA – A jednak się myliłem. W ramach zajęć z nauki o życiu, przyjechało do nas pięćdziesięcioro przedszkolaków z przedszkola im. Ks. Badtouch’a. Ci to dopiero przeklinali. A najbardziej siostra Nietolerancja, która przyjechała z nimi jako opiekunka. No i Francuz tak biegał, że aż się zatarł. Paproch powiedział, ze na takie zatarcia to najlepiej położyć coś zimnego. Więc wsadziliśmy mu między uda, paczkę zimnych ogni. Ale chyba mu to nie pomogło, bo kiedy ostatni przedszkolak, przekraczał leżącego Pierra i zerknąwszy na sterczące zimne ognie powiedział: „Pieldolony zboceniec”, nasz gość nie zareagował. Dopiero kiedy przedszkolak podpalił rzeczone zimne ognie, żarem trzymanego w palcach papierosa, Pierre zerwał się na równe nogi i krzycząc coś po francusku, wybiegł z posterunku, tratując przy tym siostrę Nietolerancję. I tyle go nasze oczy widziały.
CZWARTEK – Po wczorajszej wycieczce przedszkolaków, wielkie sprzątanie. Wynik: 5 butelek nalewki „Juhas”, 2 butelki denaturatu i jeden fioletowy chleb, 3 butelki wina „Szogun” i kilkadziesiąt niedopałków papierosów. Co nas najbardziej zdziwiło, to znalezisko w postaci kastetu i dwóch zużytych prezerwatyw. Przy okazji, odkryliśmy w ubikacji jeszcze jednego, zapomnianego maluszka. Spał na sedesie z nosem wymazanym czymś białym. Pewnie kredą...
PIĄTEK – Wrócił kapral Klucha. Przedterminowo. Francuzi przysłali go razem z rachunkiem. Pułkownik Żelazny jak to zobaczył, to zaczął rwać włosy z głowy, jak można przez kilka dni napsuć tyle rzeczy. Ale kapral Klucha, któremu w dzieciństwie udało się popsuć stalową kulkę, podarowaną przez dziadka kombatanta, tylko bezradnie rozłożył ręce. I zrzucił ze ściany pamiątkowy obrazek pułkownika. Żelazny w slipach na Mazurach. W nagrodę, pułkownik oddelegował Kluchę do mycia kibli.
SOBOTA – Dziś mam wolne. Leżę w wannie. Dobrze tak leżeć i się relaksować. Chociaż z wodą było by chyba lepiej.
NIEDZIELA – Dzisiaj w pracy, podzieliłem się moimi spostrzeżeniami odnośnie wody, z posterunkowym Paprochem i myjącym kibel, kapralem Kluchą. Paproch powiedział, że raz chciał napełnić wannę wodą, ale lał wodę pół dnia i nawet nie udało mu się napełnić jej do połowy. Ale tak to jest jak się kupuje wannę w wersji „light” czyli bez korka. Paproch zaprzeczył. Powiedział, że ta wanna była żeliwna i wcale nie była taka „light”, bo po tym jak ją ze szwagrem na czwarte piętro wnosili to obydwaj nabawili się przepukliny. Klucha powiedział, ze też ma przepuklinę i spytał, czy ma nam pokazać. Podziękowaliśmy. Dzisiaj chyba zrobię jeszcze suchą zaprawę... ale jutro to już wody sobie napuszczę. Bo korek mam. Od wina „Szogun”. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
06.07.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz