I ból straszliwy przeszedł przez ząb Pana. I Pan skrzywił się straszliwie, aż słuchający go uczniowie pobledli a i niejeden pampersa napełnił bezwiednie. I kląć straszliwie Pan zaczął, a i złorzeczyć na ból piekielny, jego zębem targający. A Judasz przekleństwa spisywać zaczął aby potem jako podręcznik wydać. I skonfundował się Pan, widząc z jakim zainteresowaniem uczniowie wsłuchują się w jego bolesne okrzyki. I siłą jakąś nadprzyrodzoną ząb ów z paszczęki swej wyrwał, i cisnął precz za siebie.
I ząb ów, św. Gwidon podniósł, ucałował z miłością, wcześniej go pastą do zębów przetarłszy. A podzieliwszy ząb na części, ku kościołom i parafiom podążył. Tam zęba części zostawiał ku radości hierarchów kościelnych. I każdy kościół obdarowany kawałkiem relikwii, przez gawiedź otoczon był dzień i noc. Aż kościelny na trzy zmiany pracować zaczął, a i tacę głębszą mu dano, a na koniec i wiadro, bo hojność ludzka była potężna.
A te kościoły co nie obdarowanymi były, zazdrościć poczęły, a i podróbki chińskie zębów Pańskich sprowadzać poczęły. A lud wierzył i tłumnie się do nich udawał. I kościoły prześcigać się poczęły w posiadaniu relikwii. I niektóre już nie pojedyncze zęby posiadały, ale i po kilka. A w jednym to i cała żuchwa Pańska na widok ludzi wystawiana była. I zdenerwował się Pan. I dorwał św. Gwidona, i baty mu sprawił, a rzecz z kultem zęba naprawić mu kazał. I ruszył św. Gwidon ku pierwszemu z brzegu kościołowi który siedemdziesiąt cztery zęby Pańskie posiadał i jako oryginalne, z Pańskim certyfikatem przedstawiał. I nakazał św. Gwidon biskupom, aby zęby wywalili do kosza, bo Pan ich człowiekiem jest a nie krokodylem, i nawet tylu zębów nie posiada. I biskupi zgodzili się, acz, chytrze na św. Gwidona zerkając. I dnia pewnego, zapomniawszy o całej sprawie, Pan wybrał się w przebraniu żebraka do kościoła owego. Ale nie wpuszczony został, gdyż platynowej karty wstępu nie posiadał. A zaciągnąwszy języka u zgromadzonego przed drzwiami ludu, dowiedział się, iż w kościele tym nie ma już zębów. Za to inna relikwia króluje. Cały szkielet Pański, któremu kiedy do puszki wrzuci się określoną ilość monet, zapalają się światełka w oczach. I zdegustował się Pan. I wrócił do siebie. I zastanawiać się zaczął nad niewdzięcznością ludzką oraz nad tym, iż dawno św. Gwidona nie widział. A św. Gwidon leżał sobie pokornie i tylko od czasu do czasu oczy mu się zaświecały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz