PONIEDZIAŁEK – Już za dwa dni święto. Klucha mówi, ze już jutro. Ale my jesteśmy patrioci i żadnego Halloween’a obchodzić nie będziemy. Posterunkowy Paproch został oddelegowany do akcji „Znicz”. Ale chyba jakoś opatrznie odczytał przesłanie tej akcji, bo zaczął odbierać znicze handlarkom pod cmentarzem. Kiedy wieczorem poszliśmy go odwiedzić, leżał pod płotem cmentarza, z zapaloną świeczka w ustach, obłożony igliwiem i z dziwnym śladem na czole. Po krótkim śledztwie, okazało się, iż rzeczony ślad to krzyżyk i różyczki. Coraz ładniej są zdobione te znicze.
WTOREK – Kapral Klucha przyszedł dziś do pracy przebrany za hrabiego Draculę. „Cukierki albo psikus” – tak powiedział już w drzwiach wejściowych komendy. Byliśmy na to przygotowani. Ja trzymałem węża a posterunkowy Paproch odkręcił zawór z wodą. A że zawór był skorodowany to został w rękach Paprocha. Jak ta woda siknęła... jak bluznęła... to ledwo utrzymałem sikawkę. Ale był pssssssiiiiikuuuuuuuuuuussss !!! Tylko ta rura dawno nie działała, więc woda taka trochę brązowa była. I śmierdziała. I nawet Klucha trochę się zdenerwował, ale że struga wody była silna, to denerwował się i bluzgał na nas słowami obraźliwymi, zintegrowany z żywopłotem po przeciwnej stronie ulicy. Zamknięcie drzwi komendy, znacznie go wygłuszyło.
ŚRODA – Dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych. Nasza zgrana trójka pilnuje wejścia na cmentarz. Od początku naszego dyżuru minęło zaledwie piętnaście minut, a już straciliśmy kaprala Kluchę z oczu. Tłum z kwiatami porwał go ze sobą. Przez chwilę widzieliśmy jeszcze jego pałkę, uniesioną nad tłumem, poczym i ona zniknęła. Próbowaliśmy razem z Paprochem trzymać się bramy, ale tłum spoconych babć w futrach, obwieszonych wiązankami, doniczkami i zniczami, naparł z taka siłą, że Paproch tylko mi mignął. Babcie poniosły go główną aleją. Przez krótki moment słyszałem jeszcze jego wycie, ale po chwili i to ucichło. Przerażony sytuacją, postanowiłem przykuć się kajdankami do przęsła bramy. I tak zrobiłem. Nie wiem co było dalej. Ostatnie co pamiętam, to obraz emeryta atakującego mnie wiechciem kwiatów i wspomagającą go emerytkę z laską. Kiedy obudziłem się z omdlenia, okazało się, że leżę na grobowcu rodziny Wklęsłych a w szczególności na płycie Zenona Wklęsłego. Razem z wyrwanym przęsłem bramy. W zasadzie wszystko było by w porządku. Oprócz tego, że ktoś postawił mi znicz w rozporku. Znicz ładny. Z aniołkiem. Mogłaby tylko stearyna z niego nie kapać.
CZWARTEK – Zaduszki. Razem z Klucha szukamy posterunkowego Paprocha, który nie wrócił z wczorajszej akcji „Brama”. Trochę nie wygodnie mi się chodzi bo mam wydepilowane miejsca intymne. Ciężko było zerwać tą stearynę ze znicza. Po godzinnych poszukiwaniach, odnaleźliśmy naszego kolegę. Bez pałki, bez raportówki i w podartym mundurze. Siedział przy jakimś zniszczonym pomniku a przed nim leżała jego czapka. Ale bieda w kraju chyba coraz większa, bo w czapce miał tylko guzik, trochę liści i pudełko spalonych zapałek. Tym bardziej, że guzik okazał się jego prywatnym guzikiem od munduru. Chrzanić takie święta.
PIĄTEK – Piątek spędziliśmy na zadumie. Ja się zadumałem, kapral Klucha się zadumał, posterunkowy Paproch się zadumał. W trakcie naszego zadumania ktoś wyniósł biurko pułkownika Żelaznego. Sprawdziliśmy monitoring. Ku naszemu zdumieniu okazało się, ze monitoring też ktoś wyniósł. Zadumaliśmy się.
SOBOTA – Dzisiaj kapral Klucha ma urodziny. Przyniósł butelkę szampana. Po pracy postanowiliśmy uczcić jego święto. Klucha próbował otworzyć butelkę ręcznie. Nie udało się. Kiedy i mnie, co dziwne bo jestem mistrzem w odbijaniu korka z taniego wina, nie udało się otworzyć Kluchowego szampana, posterunkowy Paproch przyniósł młotek i powiedział, ze odbije szyjkę. Wziął zamach i przygrzmocił w butelkę. W zasadzie operacja była udana. Tylko Paproch źle trzymał butelkę i jedyne co zostało z szampana to szyjka. Cóż, nadal próbujemy wyjąć korek.
NIEDZIELA – Wyjęliśmy korek. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
WTOREK – Kapral Klucha przyszedł dziś do pracy przebrany za hrabiego Draculę. „Cukierki albo psikus” – tak powiedział już w drzwiach wejściowych komendy. Byliśmy na to przygotowani. Ja trzymałem węża a posterunkowy Paproch odkręcił zawór z wodą. A że zawór był skorodowany to został w rękach Paprocha. Jak ta woda siknęła... jak bluznęła... to ledwo utrzymałem sikawkę. Ale był pssssssiiiiikuuuuuuuuuuussss !!! Tylko ta rura dawno nie działała, więc woda taka trochę brązowa była. I śmierdziała. I nawet Klucha trochę się zdenerwował, ale że struga wody była silna, to denerwował się i bluzgał na nas słowami obraźliwymi, zintegrowany z żywopłotem po przeciwnej stronie ulicy. Zamknięcie drzwi komendy, znacznie go wygłuszyło.
ŚRODA – Dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych. Nasza zgrana trójka pilnuje wejścia na cmentarz. Od początku naszego dyżuru minęło zaledwie piętnaście minut, a już straciliśmy kaprala Kluchę z oczu. Tłum z kwiatami porwał go ze sobą. Przez chwilę widzieliśmy jeszcze jego pałkę, uniesioną nad tłumem, poczym i ona zniknęła. Próbowaliśmy razem z Paprochem trzymać się bramy, ale tłum spoconych babć w futrach, obwieszonych wiązankami, doniczkami i zniczami, naparł z taka siłą, że Paproch tylko mi mignął. Babcie poniosły go główną aleją. Przez krótki moment słyszałem jeszcze jego wycie, ale po chwili i to ucichło. Przerażony sytuacją, postanowiłem przykuć się kajdankami do przęsła bramy. I tak zrobiłem. Nie wiem co było dalej. Ostatnie co pamiętam, to obraz emeryta atakującego mnie wiechciem kwiatów i wspomagającą go emerytkę z laską. Kiedy obudziłem się z omdlenia, okazało się, że leżę na grobowcu rodziny Wklęsłych a w szczególności na płycie Zenona Wklęsłego. Razem z wyrwanym przęsłem bramy. W zasadzie wszystko było by w porządku. Oprócz tego, że ktoś postawił mi znicz w rozporku. Znicz ładny. Z aniołkiem. Mogłaby tylko stearyna z niego nie kapać.
CZWARTEK – Zaduszki. Razem z Klucha szukamy posterunkowego Paprocha, który nie wrócił z wczorajszej akcji „Brama”. Trochę nie wygodnie mi się chodzi bo mam wydepilowane miejsca intymne. Ciężko było zerwać tą stearynę ze znicza. Po godzinnych poszukiwaniach, odnaleźliśmy naszego kolegę. Bez pałki, bez raportówki i w podartym mundurze. Siedział przy jakimś zniszczonym pomniku a przed nim leżała jego czapka. Ale bieda w kraju chyba coraz większa, bo w czapce miał tylko guzik, trochę liści i pudełko spalonych zapałek. Tym bardziej, że guzik okazał się jego prywatnym guzikiem od munduru. Chrzanić takie święta.
PIĄTEK – Piątek spędziliśmy na zadumie. Ja się zadumałem, kapral Klucha się zadumał, posterunkowy Paproch się zadumał. W trakcie naszego zadumania ktoś wyniósł biurko pułkownika Żelaznego. Sprawdziliśmy monitoring. Ku naszemu zdumieniu okazało się, ze monitoring też ktoś wyniósł. Zadumaliśmy się.
SOBOTA – Dzisiaj kapral Klucha ma urodziny. Przyniósł butelkę szampana. Po pracy postanowiliśmy uczcić jego święto. Klucha próbował otworzyć butelkę ręcznie. Nie udało się. Kiedy i mnie, co dziwne bo jestem mistrzem w odbijaniu korka z taniego wina, nie udało się otworzyć Kluchowego szampana, posterunkowy Paproch przyniósł młotek i powiedział, ze odbije szyjkę. Wziął zamach i przygrzmocił w butelkę. W zasadzie operacja była udana. Tylko Paproch źle trzymał butelkę i jedyne co zostało z szampana to szyjka. Cóż, nadal próbujemy wyjąć korek.
NIEDZIELA – Wyjęliśmy korek. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz