*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

wtorek, 16 sierpnia 2011

RYTSERZE 16.08.2011


Trójka rycerzy, Dobrowoj z Pyzdr, Krzesimir z Kalisza i Bzdzisław z Pierdogrzmotów, siedziała pod wielkim dębem u skraju drogi i oddawała się wypoczynkowi po trudach podróży.
-Bedziem prać, nie bedziem prać – wyliczał Bzdzisław.
-Hmm, czy kolega wie, co nasz zacny Bzdzichu robi? – zapytał Krzesimir, zerkając na Dobrowoja.
-Bedziem prać, nie bedziem prać – kontynuował wyliczankę Bzdzisław.
-Nie mam bladego pojęcia... ani nawet pojęcia w żadnym innym kolorze ani odcieniu – odrzekł Dobrowoj, bacznie się przyglądając Bzdzisławowi.
-Kolego Bzdzichu... nie chciałbym koledze przeszkadzać, ale czy może nam kolega zdradzić, co robi? – zapytał znienacka Dobrowoj.
-O rzeszku... tak mnie żeście Dobrowoju, znienacka zapytali i wszystko mi pomyliliście – powiedział rozkojarzony Bzdzisław – I będę musiał wszystko od początku zaczynać...
-No dobrze... ale co robicie kolego nasz zacny? – zapytał Krzesimir aby przerwać utyskiwania Bzdzisława.
-Wróżę sobie – odparł Bzdzisław – Czy bedziem prać krzyżaka, czy nie bedziem.
-A z czego to kolega sobie wróży, jak tu, jak okiem sięgnąć, żadnej akacyji nie widać – rozejrzawszy się, odparł Dobrowoj.
-Z kolczugi – radośnie odparł Bzdzisław.
-Z kolczugi? – zdziwiony zapytał Krzesimir – Z oczek?
-No – znów radośnie odrzekł Bzdzisław.
-No to nie wróżę koledze szybkich wyników wróżenia – powiedział Krzesimir.
-A kolega to z czego wróży? – zapytał z zaciekawieniem Bzdzisław.
-Ja wróżę... nie, ja nie wróżę... kurde, tak się mówi, że się komuś „nie wróży”, ale mu wcale wróżyć nie trzeba... – zawikłał się Krzesimir – Chciałem powiedzieć, ze ta wasza kolczuga to ma z kilkanaście tysięcy oczek i szybko wam się nie uda uzyskać wyniku.
-Aaa... – ze zrozumieniem zaciągnął z kaszubska Bzdzisław – Możecie mieć rację. Bo mi tak jakoś zawsze na piątym kółku się myliło...
-Na piątym?? – zaśmiał się Dobrowoj – No to kolega się rozszalał...
-A czemu nie na szóstym... albo siódmym? – zapytał chytrze Krzesimir.
-A bo tu mam akurat dziurę taką, o... – odparł Bzdzisław wskazując na swoja kolczugę – I nie wiem jak to obejść w obliczeniach.
-Faktycznie – powiedział Dobrowoj, przyglądając się zużytej kolczudze współtowarzysza – Ta wasza kolczuga wygląda jakby ją korniki zżarły, gdzieście ją nabyli?
-W second hand’zie „U Zbyluta” we Wątłuszczach Książęcych – odparł Bzdzisław.
-Nie powiecie mi, że wy który nie jesteście w stanie zapamiętać ile strzał w kołczanie macie, nagle zapamiętaliście tak dokładnie miejsce zakupu tego rzeszota – powiedział Krzesimir.
-Nie zapamiętałem tylko metkę mam – odparł Bzdzisław.
-Metkę? – zapytał zdziwiony Dobrowoj – A gdzie? Bo ja tu nic, nigdzie nie widzę...
-Pod hełmem – powiedział Bzdzisław i jego oczy powędrowały do góry – Bo hełm też „U Zbyluta” żem kupował.
-I to macie pod hełmem napisane? – zdziwił się Krzesimir.
-Nie tylko... – odparł Bzdzisław.
-Hmm... a co jeszcze, kolego i towarzyszu nasz zacny, macie jeszcze pod tym waszym kaskiem napisane? – z chytrym uśmieszkiem zapytał Dobrowoj, czując, że czeka go ciekawa odpowiedź i się nie pomylił.
-A różne takie sentencyje i myśli mądre, przez samego Zbyluta popisane – powiedział dumnie Bzdzisław.
-A zdradzicie nam, co tam macie ciekawego wypisane? – zapytał Dobrowoj i mrugnął do Krzesimira.
-Tak, tak... powiedzcie co tam mądrego macie wypisane, może i my skorzystamy na tych waszych mądrościach – dodał Krzesimir.
-O tak, tu same mądrości i rady życiowe takie są... czemuż miałbym się z wami, koledzy moi najdrożsi, nie podzielić – powiedział Bzdzisław.
-No to czekamy – powiedział Dobrowoj.
-„Jeśli nie widzisz tego co jest tu napisane, to założyłeś hełm tyłem na przód” – przeczytał Bzdzisław, zerkając pod hełm.
-Błehehe... a z tyłu co macie napisane? – zarechotał Krzesimir.
-Nie wiem... zawsze dobrze hełm zakładałem – odparł zaskoczony Bzdzisław.
-No i co jeszcze macie tam nabazgrane? – zapytał rozweselony Dobrowoj.
-„Made in China”... ale nie wiem cóż to znaczyć może – powiedział zerkając pod hełm, Bzdzisław.
-My też nie wiemy, gdyż to chyba jakiś anglosaski bełkot – odparł Krzesimir.
-„Chędożenie” i jakieś adresum chyba.... – odczytał Bzdzisław.
-Adresum? – zapytał podniecony nagle Dobrowoj – To dawajcie to adresum, a my sobie zanotujem...
-Tak, tak... zanotujem... – równie podnieconym głosem powiedział Krzesimir.
-„Zamek Kasztelana... trzecie piętrum... za kloakom, trzecie wrota po prawicy... – wydukał Bzdzisław.
-Łeee – wybuczał niezadowolony Krzesimir.
-Co „łeeee”? – zapytał Bzdzisław, zerkając spod hełmu.
-Ano „łeeee” nasz kochany Bzdzichu... – zaczął Dobrowoj – możecie sobie to adresum rylcem zamazać.
-A to czemu? – zapytał Bzdzisław – A może ja bym sobie pochędożyć chciał troszeczkę?
-To idźta gdzie indziej – powiedział Krzesimir – Bo to adresum, to teraz adresum narzeczonej Kasztelana naszego... oby mu kita na hełmie opadła.
-Szkoda takiego użytecznego adresum i pożytecznej białogłowy – zasmucił się Bzdzisław.
-A kto koledze powiedział, że to białogłowa była? – zapytał Krzesimir
-Tfuuuu... tfuuuuuuuuu... już zamazuję, ino ze łba ściągnę ten garnek – rozeźlił się Bzdzisław
-Tak to jest, jak się zbroję u Zbyluta kupuje – powiedział Dobrowoj – nie wiadomo kto w ten hełm sikał.
-Sikał??? – powiedział z obrzydzeniem Bzdzisław.
-Ano sikał, sikał... a skąd by się wzięło, na tylnej części to emaliowane ucho? – zapytał Krzesimir.
-Ucho? – zapytał zdziwiony Bzdzisław, macając sobie po hełmie – A ja myślałem, że to nosal taki specyficzny jest...
-Błeehehe... – zaśmiał się Dobrowoj – Nosal... błeehehe... na czole... i to jeszcze z tyłu.
-Nocnik wam Zbylut sprzedał – stwierdził Krzesimir – Nie pierwszy i nie ostatni w jego życiu, bo coś gadali, że duży zakup u kupców wschodnich dokonał.
-Jak nam droga przez Wątłuszcze wypadnie... – powiedział Bzdzisław ściągając nocnik z głowy – to osobiście Zbylutowi ostrze mojej piki w rzyć wrażę.
-Hmm... chcecie Zbylusiowi taką przyjemność sprawić? – zapytał Krzesimir – Oj figlarz z tego naszego Bzdziśka, oj figlarz...
-A czemu przyjemność? – zapytał zdenerwowany Bzdzisław, kontemplujący ucho od nocnika.
-A ten adres pamiętacie? – zapytał Dobrowoj.
-Któren? – inteligentnie zapytał Bzdzisław.
-„Zamek Kasztelana... trzecie piętrum... za kloakom, trzecie wrota po prawicy” – zacytował z pamięci Krzesimir.
-No pamiętam... to adres tfuuuu... narzeczonego naszego Kasztelana – odparł rezolutnie Bzdzisław.
-To także adres prywatny Zbyluta – ściszając głos, powiedział Dobrowoj.
-To Zbylut razem z narzeczonym Kasztelana pomieszkuje? – już mniej rezolutnie zapytał Bzdzisław.
-No i tłumacz tłukowi jednemu, największe sekretum kasztelaństwa naszego – zdenerwował się Dobrowoj.
-A cóż chcecie Dobrowoju od faceta w nocniku na głowie – odrzekł Krzesimir.
-Już zdjąłem – powiedział Bzdzisław przyglądając się nocnikowi – A tą rączkę to by można brzeszczotem uciąć...
-Chyba razem z mózgiem zdjęliście – powiedział Dobrowoj – Jedźmy Krzesimirze... może Bzdzichu jak sam zostanie, to przemyśli sprawę i do wniosków jakowych dojdzie.
I dwaj rycerze, poganiając konie oddalili się od samotnie stojącego Bzdzisława.
-E no... panowie... co mam przemyśleć? – zawołał za oddalającymi się, Bzdzisław – Że to adresum to adresum narzeczonego Kasztelana i jednocześnie Zbyluta... o fujjjjjjj... o wielkie fujjjjjjjjjj... Panowie!!!... już wiem... to nocnik samego Kasztelana!!!
I z tym okrzykiem na ustach, wywijając dłonią uzbrojoną w uszaty hełm, Bzdzisław pogonił za swymi kompanami. A co było dalej, wie tylko puszcza bukowa i Zbylut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz