*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

piątek, 22 lipca 2011

KURT


- Powiedz mi Kurt – pytam starego przyjaciela – skąd w ludziach jest tyle skurwysyństwa? 
- A jest? – pyta zdziwiony. 
- No stary, chyba żartujesz – mówię – co kogoś spotkam, to startuję do niego z pozycji jakiegoś tam zaufania, a dziewięćdziesiąt dziewięć procent odpłaca za to świństwem, chamstwem i skurczybyctwem. 
- Sprawdza się teoria pana Darwina – odpowiada Kurt. 
- To znaczy, że co? – pytam 
- No jak rany, ty tępy jesteś czy co? – pyta rozdrażniony Kurt. 
- Niezbyt, ale dzisiaj coś mi lewa półkula słabo pracuje, więc nie truj tylko mów – mówię lekko już zdenerwowany. 
- Dobra…czy pochodzimy od małpy to nie wiem ale, że jesteśmy zwierzętami to prawda i o tym przekonujesz się na każdym kroku, ale nie potrafisz tego zaakceptować…stary, przystosuj się wreszcie. 
- Nie umiem – mówię ze smutkiem. 
- Ja też nie, ale udaję, że jestem przystosowany – odpowiada Kurt. 
- No to co mam robić? – pytam. 
- No, to co zwykle…siusiu, kupka, paciorek, nie pij, nie pal, no i żadnych panienek – śmieje się Kurt. 
- Bez panienek?! – pytam zdziwiony. 
- Szła dzieweczka do laseczka, zobaczyła glistę, nie wiedziała co z nią zrobić, wsadziła se w … - nuci Kurt i odchodzi. 
- Masz nasrane – mówię i idę bić się z myślami.

..............................

- O kurwa, Kurt! - krzyczę - Jestem szczęśliwy! 
Kurt przygląda mi się uważnie. 
- A mocz badałeś? - pyta. 
- A na cholerę?! - mówię zdziwiony 
- A krew? Zrobiłeś prześwietlenie? A jak nerki, wątroba Ok.? - pyta. 
- Nie wiem stary, po co mi te wszystkie badania? - pytam. 
- Żebyś znowu spłynął z chmur na ziemię… a propos, czy nic cię nie boli, może ząbki, może główka, hę? - pyta Kurt. 
- Obrzydliwy jesteś! - krzyczę - Sparszywiłeś mi tą chwilę szczęścia… 
- Gówno prawda - mówi Kurt - tylko ci się wydawało, że to szczęście… 
- A jeśli nie? - pytam - A jeśli to naprawdę to, o czym można tylko poczytać w ckliwych romansidłach, a jeżeli to naprawdę szczęście? 
- To by znaczyło, że jesteś bardziej chory niż przewiduje ustawa i być może czas najwyższy aby ogłosić stan zagrożenia epidemią! - mówi Kurt. 
- Pieprzysz! - odpowiadam. 
- Luuudzieee… ! On jest szczęśliwy…kryć się!!! - krzyczy Kurt w stronę spacerujących pod blokiem emerytów. O dziwo, dziadkowie reagują i dość sprawnie kryją się za ławką. 
- Byli w partyzantce! - mówi Kurt. 
-Naszej, czy ich? - pytam.

..............................

Siedziałem w pokoju, cicho jak mysz pod miotłą, kiedy Kurt zapukał do drzwi. Nie wpuściłem go, bo chciałem mieć chwilę cholernego spokoju. Kurt jednak nie przestawał walić w drzwi. Najpierw robił to dość bezładnie, po czym udało mu się złapać rytm i napierniczał w drzwi, w takt znanego wszystkim kibicom utworu. Cóż miałem zrobić? Otworzyłem. Kurt był spocony i dyszał. Rozcierał przy tym obolałe dłonie. 
- Słuchaj! - wysapał - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś do mnie dzisiaj nie przyłaził, bo chcę mieć chwilę cholernego spokoju - powiedział i zbiegł na dół. Zamknąłem drzwi. Odczekałem chwilę i zbiegłem za nim. Już po chwili, puchły mi dłonie od nawalania w jego drzwi.

..............................

Transatlantyk. Płyniemy z Kurtem w niewiadomą stronę, poprzez spienione fale. 
- Kurt, co byś zrobił, gdyby ta pieprzona łupina zaczęła tonąć? - pytam, wskazując wzdłuż pokładu statku. 
- Zacząłbym się modlić - mówi Kurt szeptem, przebierając przy tym ze zdenerwowania palcami. 
- O co? - pytam. Kurt rozgląda się czujnie. 
- Żeby ten facet, któremu pożyczyłem moją kamizelkę ratunkową, zdążył mi ją oddać - mówi.

..............................

Jadę razem z Kurtem tramwajem. Wszystkie miejsca pozajmowane są przez emerytów rozgadanych o braku kultury, wychowania i tym podobnych bzdetach. 
- Widzisz tą babinkę w zielonej chustce, która właśnie wsiadła? - pyta Kurt. Kiwam głową na potwierdzenie. Babcia przepycha się przez tłumek ludzi, dopada do wolnego miejsca i siada pełna zadowolenia. Cała ta operacja trwa około dwóch minut. Tramwaj powoli zbliża się do następnego przystanku. 
- Ona tutaj wysiada - mówi Kurt. Przyglądam się staruszce zrywającej się z krzesełka i ponownie przepychającej się do wyjścia. 
- Pewnie chciałbyś to jakoś skomentować? - mówię do Kurta. Kurt uśmiecha się półgębkiem. 
- No cóż, to była kobieta sukcesu - mówi. 
- Chwilowego - dodaję. 
- Ale zawsze - mówi Kurt. 
- Ten z identyfikatorem, też liczy na sukces - mówię, wskazując na zbliżającego się kontrolera biletów. 
- Stary…wypieprzamy…- szepcze Kurt, wyskakując na ulicę.

..............................

- Słuchaj stary - mówię do Kurta - Czy wiesz, jak to jest, kiedy człowiek się ześwini? 
Kurt zaczyna chrumkać jak rasowy przedstawiciel świńskiego rodu. 
- Cholera…chyba to wiesz - mówię.

..............................

Siedzimy z Kurtem na ławce w parku. Kurt obgryza paznokcie i wypluwa je na alejkę. Przechodzący przez park spacerowicze, obchodzą naszą ławkę dobre trzy metry od nas. 
- Długo będziesz jeszcze pluł? - pytam - Zachowuj się, bo budzisz obrzydzenie u ludzi. 
- Co?! - dziwi się - Ja wywołuję obrzydzenie? To oni powinni się zastanowić jakie obrzydzenie wywołują u mnie - dodaje i spluwa pod nogi człowieka dystyngowanego. Człowiek dystyngowany, rzuca się w bok i potrąca staruszkę z laską. Odnotowuję upadek tejże pary i patrzę z wyrzutem na Kurta. 
- No i czego się gapisz? - pyta Kurt - Przecież ich nawet palcem nie tknąłem - mówi, wgryzając się w paznokieć kciuka. 
- Napawa mnie obrzydzeniem -dodaje -życie w kanonie, bez możliwości odstępstwa od ustalonej normy. 
Patrzę na Kurta i przyglądam się ludziom. Coś jest w tym co mówi. 
- Ludzie za bardzo przyzwyczaili się do tego, że mówiono im co mają robić, teraz nikt nic nie mówi ale chory kanon pozostał - mówi Kurt. 
- Czasami, zadziwiają mnie twoje trafne uwagi - śmieję się. 
- Bo wraz ze zmniejszaniem się tkanki rogowej moich paznokci, zwiększa się moja inteligencja i stopień elokwencji - mówi Kurt. 
- Pieprzysz - śmieję się. 
- Czasami…jak któraś ma ochotę…-mówi.

..............................

- Cześć Kurt – mówię. 
- Mógłbyś zmienić tekst – odpowiada Kurt, lekko się uśmiechając. 
- Czyżby moje powitanie cię raziło? – pytam zdziwiony. 
- Nie, ale już mi się przejadło – mówi Kurt – Jak i wiele innych rzeczy. 
- Na przykład co? – pytam 
- Różne takie...czy to ważne? – pyta. 
- Ważne, nie ważne...zacząłeś temat to się nie chowaj w skorupę jak jakiś pieprzony winniczek, tylko zagajaj – odpowiadam. Kurt łypie na czubki swoich butów. 
- Winniczek nie jest pieprzony – mówi – tylko jego życie jest gówno warte. 
- Mógłbyś wrócić do tematu? – proszę Kurta. 
- Mógłbym – odpowiada – Tak więc winniczek...nie jest pieprzony. 
- A kto jest? – pytam już lekko znudzony. 
- Chciałbyś wiedzieć? – odpowiada pytaniem – 90 procent ludzkości to pieprzone, zasrane, skurwysyńskie dupki... – Kurt wyrzuca to z siebie jednym tchem. 
- To już akurat wiem – mówię spokojnie – Nic nowego. 
- Właśnie! – mówi – I dlatego jestem wkurwiony na cały świat, na Twoje „cześć” i na ... 
- Nie, na niego nie możesz...on jest very good ...słodki...no po prostu na niego Ci nie wolno – mówię. 
- Nie wiem o co Ci chodzi, na Ciebie jestem wkurwiony – mówi Kurt podniesionym głosem. 
- A, na mnie – mówię – na mnie to możesz, ile tylko chcesz...uwielbiam być chłopcem do bicia. 
- Zaraz, zaraz a o kim Ty myślałeś? – pyta Kurt. 
- No to cześć – mówię. 
- Mógłbyś zmienić...tekst – śmieje się Kurt i rozstajemy się w zgodzie. Jak zwykle.

..............................

- Mam do ciebie pytanko! - mówi Kurt, podchodząc do mnie na ulicy. Podaję mu rękę na powitanie. 
- No, słucham? - mówię zachęcająco. 
- Powiedz mi, jak reagujesz, kiedy spotykasz się z syfem o którym wiesz, że istnieje, ale nigdy się jeszcze z nim nie zetknąłeś? - pyta. 
- Czy mogę prosić o następne pytanie? - pytam Kurta. Uśmiecha się. 
- Nie, nie posiadam innego zestawu - mówi. 
- Ok. - mówię -Staram się ten syf pojąć i okiełznać, jeżeli jest to możliwe - odpowiadam. 
- Udało ci się to kiedyś? - pyta Kurt. 
- Nie - odpowiadam bez większego namysłu. 
- Tak myślałem…kiedyś zapytam cię, skąd się bierze syf, ale to jeszcze trochę czasu minie - mówi Kurt. 
- Trzymam cię za słowo - mówię. 
- No, no…won z łapami, zboczeńcu - śmieje się Kurt i odchodzi.

..............................

Siedzimy z Kurtem na ławce. Mój przyjaciel stroi miny i ogólnie zachowuje się dość dziwnie. 
- Co ty wyrabiasz? - mówię zdenerwowany - Krzywisz się jak pawian, machasz łapami…jesteś dziś zupełnie normalny? - pytam. 
- Zupełnie…po prostu moi starzy powiedzieli mi, że jak się nie zmienię, to będzie ze mną krucho, więc staram się zmienić - mówi Kurt, wybałuszając oczy i wydymając policzki. Robię to samo, żeby nie było mu przykro.

..............................

Idąc między blokami, zauważam Kurta rozmawiającego z jakąś nie znaną mi dziewczyną. Podchodzę bliżej. 
- Ja Kurt, ty Piętaszek - mówi Kurt do dziewczyny, wskazując ręką - Ty Piętaszek, ja Kurt - dodaje. 
Dziewczyna unosi brwi, zadziera nos i odchodzi. 
- O co chodzi z tym Piętaszkiem? - pytam Kurta - Bawisz się w Robinsona Cruzoe? 
- Nie, do cholery…,próbowałem tej cipie wytłumaczyć, żeby przyszła do mnie w piątek ale była zbyt tępa - mówi wzburzony Kurt. 
- No i co zrobisz? - pytam. 
- Muszę wstrzymać - odpowiada Kurt i odchodzi.

..............................

- Powiedz mi Kurt, ile ty masz właściwie lat? - pytam. 
- Ja? - dziwi się Kurt - Wiesz, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem? - dodaje, drapiąc się po brodzie. 
- Ale masz chyba metrykę? - pytam. 
- Co mam? - odpowiada pytaniem. 
- Metrykę…akt urodzenia, taki świstek mówiący o miejscu urodzenia, rodzicach itp. - mówię. 
- Aaa…chodzi ci o metrykę! - wykrzykuje Kurt. 
- Tak, zgadłeś - mówię. 
- No to nie mam - smutno mówi Kurt. 
- Czego nie masz? - pytam. 
- Metryki - mówi Kurt. 
- A ty w ogóle coś masz? - pytam lekko skonsternowany. 
- No…mam…nerki, wątrobę, płuca, śledzionę, jelita, trzustkę i innych trochę farfocli - mówi Kurt. 
- Nie, cholera…mnie chodzi o rzeczy materialne jak dom, samochód, telewizor - mówię. 
- A po co? - pyta Kurt.

..............................

- Pycha ludzi zgubi - mówi Kurt. 
- Nie mówisz nic nowego - mówię do kolegi. 
- Pycha, zazdrość, głupota, nienawiść…to wszystko ich doprowadzi do zagłady - mówi Kurt, tak jakby mnie nie usłyszał. 
- To są człowieku banały - mówię. 
- To wszystko ich zeżre, zgnoi i wdepcze w błoto! - mówi Kurt. 
- No i co jeszcze wydumasz? - pytam. 
- A chuj z nimi - mówi Kurt i odchodzi.

..............................

Wyglądam przez okno i widzę, że po środku osiedla, na placu zabaw, ktoś rozpala ognisko. Wybiegam z domu aby przyjrzeć się temu widowisku. Ku memu zdziwieniu, okazuje się, że tajemniczym podpalaczem ogniska, okazuję się być Kurt. 
- Co ty do cholery wyrabiasz? - pytam, podchodząc bliżej. 
- Próbuję podpalić to dziadostwo - mówi Kurt, pokazując mi zebrane przez siebie kawałki drewna. 
- Porąbałeś ławkę? - pytam. 
- Ale tylko jedną, bo mnie jacyś emeryci w parku zdybali - mówi Kurt, wkładając między kawałki drewna, zmiętą gazetę. 
- P co to ognisko? - pytam 
- Wiele już w życiu rzeczy robiłem i stwierdziłem, że są do dupy…ogniska nigdy jeszcze nie rozpalałem - odpowiada Kurt, podkładając ogień. 
- A jeśli się okaże, że to też jest do dupy? - pytam. 
- Jest jeszcze kupę rzeczy, których nie robiłem - mówi Kurt. Z oddali słychać syrenę straży pożarnej. 
- A jakie to są…te inne rzeczy? - pytam, uciekając razem z Kurtem. 
- No…jeszcze…nigdy…nie uciekałem…przed strażą pożarną… - sapie Kurt, poprawiając okulary.

..............................

- Czy czułeś kiedyś pustkę? - pytam. Kurt poprawia czapkę na głowie. 
- Wiele razy - odpowiada smutno. 
- No i co wtedy robiłeś? - pytam ponownie. 
- Normalnie, odpowiedziałbym ci, że nażarłem się czereśni - mówi Kurt -ale dziś nic mi do głowy nie przychodzi… na pewno chciałbym tą pustkę czymś wypełnić - dodaje ze smutkiem. 
- Dlaczego, co jakiś czas jesteśmy skazywani na pustkę? - pytam. 
- Bo tylko to uczucie, popycha nas do działania, a cudze szczęście wzbudza zazdrość i nakręca nas podwójnie - mówi Kurt. 
- Dzięki za wywiad - mówię. 
- Spadaj - mówi Kurt i odchodzi.

..............................

- Kurwa mać - klnie Kurt, próbując przybić gwóźdź do starej deski. 
- Czego klniesz, lepiej byś się nauczył wbijać gwoździe! - mówię, podchodząc do Kurta. 
- To nie dlatego klnę - mówi kurt, próbując wyprostować skrzywiony gwóźdź - Klnę, bo mnie cholera bierze na to wszystko, a gwoździe wbijam tylko dlatego, żeby nie myśleć o tym co mnie gryzie - mówi Kurt i krzywi się na widok tego, co dokonał z gwoździem. 
- Masz rację, trzeba się wyładować, ale jeżeli naprawdę chcesz się zatracić w swojej tytanicznej pracy, mam dla ciebie propozycję - mówię. 
- No, jaką? - pyta czerwony ze złości Kurt. 
- Wbijaj je łebkami w drzewo, to pomaga na każde tarapaty - odpowiadam. Kurt się uśmiecha. 
- Aż tak nawalony, to nie jestem - mówi i rzuca deskę na ziemię.

..............................

- Cześć Kurt - mówię do przyjaciela -czy mógłbyś mi dzisiaj powiedzieć coś ciekawego na temat kobiet?
- Ciekawego? - dziwi się Kurt. - A cóż w nich może być ciekawego? - dodaje. 
- No…wydawało mi się… - próbuję wytłumaczyć moje stanowisko. 
- Właśnie, wydawało ci się - mówi Kurt - wszystkim się ciągle coś wydaje, a jak przejrzą na oczy, to jest już za późno - dodaje, wycierając nos rękawem. 
- Zresztą wiesz dobrze, że jeśli tylko zechcesz to powiem ci to na co czekasz - mówi. 
- Nie - zaprzeczam -wolę prawdę. Kurt uśmiecha się, uważnie mi się przyglądając. 
- Ludzie boją się prawdy - mówi. 
- Ja już nie - odpowiadam. 
- No dobra, o czym mówiliśmy? - pyta Kurt. 
- Miałeś mi powiedzieć coś ciekawego na temat kobiet - odpowiadam. 
- Ciekawego? - dziwi się Kurt - A cóż w nich może być ciekawego? - dodaje, szeroko i serdecznie się uśmiechając.

..............................

- Cześć Kurt, co słychać? -pytam. 
- Psztyngle, grząśle i miękawki - mówi całkiem poważnie, przykładając ucho do trawnika. 
- Jak im się żyje? - pytam. 
- Tak samo jak nam, choć wyglądają inaczej - mówi Kurt, rozgarniając trawę. 
Po chwili wstaje z kucek i zaczyna obiema nogami, skakać po trawniku. 
- A teraz im się kurwa żyje gorzej - mówi zasapany.

..............................

Kurt stoi przy wiszącym na ścianie budynku, aparacie telefonicznym i zawzięcie wystukuje numer na klawiaturze. 
- Gdzie dzwonisz? - pytam. Kurt ponownie wdusza klawisze. 
- Do telefonu zaufania - odpowiada. 
- Po co? - pytam zdziwiony. 
- Chcę powiedzieć, że im też nie ufam! - odpowiada, kasując połączenie i ponownie stukając w klawiaturę.

..............................

Idziemy z Kurtem po chodniku jednej z centralnych arterii naszego grodu. Zaczepia nas kolorowo ubrana cyganka, obwieszona błyskotkami. 
- Ja powróżyć, złoty pan, cyganka prawdę powiedzieć - mówi z charakterystycznym akcentem. 
Kurt zatrzymuje się i uważnie przygląda kobiecie. 
- Ja powróżyć, złoty pan - powtarza cyganka, próbując złapać Kurta za rękę. 
- Bardzo panią przepraszam, ale nie wiem czy zdaje sobie pani sprawę z tego, jak wiele w dzisiejszych czasach kosztuje informacja. A pani chciałaby uzyskać z mojej ręki informację, a to jest dużo warte, nie wiem czy jest pani na to przygotowana finansowo - mówi Kurt, podsuwając dłoń w kierunku cyganki. 
- Ja płacić? - dziwi się cyganka i zaczyna przeklinać w bliżej nie określonym języku. A że są to przekleństwa, przekonuje mnie oplucie butów Kurta przez cygankę. 
- Widzisz chłopie - mówi Kurt, klepiąc mnie w ramię - jeszcze nie wszyscy przystosowali się do nowej rzeczywistości…a pani już dziękujemy - dodaje, zwracając się do cyganki. 
Odchodzimy spokojnie, pozostawiając rozeźloną kobietę na ulicy.

..............................

- Słuchaj stary - mówię do Kurta - czy uważasz, że nasze rozmowy cokolwiek wnoszą w rozwój świata? - pytam. 
Kurt spogląda na mnie spod przymkniętych powiek. Razi go światło wschodzącego właśnie słońca. 
Kurt wygląda dosyć dziwacznie. 
- Nie - odpowiada bez chwili zastanowienia. 
- No to po co gadamy? - pytam. 
- Bo Bóg dał nam nieopatrznie tą możliwość. Mamy głos - mówi. 
- Mam jasność - mruczę. 
- Ja też, chociaż może ciut większą - mówi Kurt, mrużąc oczy. Słońce wstaje.

..............................

- Hej Kurt - krzyczę widząc Kurta, wychodzącego z klatki schodowej - Mam problem. 
- Dodaj do niego trochę sosu pomidorowego. Jako spaghetti będzie łatwiejszy do przełknięcia - odkrzykuje Kurt, szybko się oddalając. 
- No to mam drugi problem - myślę - skąd do cholery wziąć ten przeklęty sos pomidorowy?

..............................

Zuzanna przeciąga się, prezentując swoje wdzięki. 
- Nigdy cię nie opuszczę - mówi - zawsze, zawsze będę z tobą, bo cię kocham. 
- Gdybym w to wierzył, to już by mnie tu nie było - mruczę, przewracając się na drugi bok.

..............................

-Kurt! - krzyczę - mam eksplozję talentu. 
- To zmień slipy - odkrzykuje Kurt.

..............................

Spotykam Kurta w wesołym miasteczku. Stoi koło karuzeli i uważnie się jej przygląda. W ręku trzyma metalową rurkę. 
- Cześć, co robisz? - pytam. 
- A nic, tak się gapię - mówi. 
- Co to za żelastwo? - pytam, wskazując na rurkę w jego ręku. 
- A nie wiem…tu sterczało, to sobie wyciągnąłem - odpowiada, wskazując na skomplikowany mechanizm karuzeli. 
- I jak to wyciągnąłem, to odpadł taki sworzeń i dwa kółka zębate…- dodaje. 
- Chodź na lody - mówię, pośpiesznie odciągając Kurta.

..............................

- Czy wiesz, co jest największym idiotyzmem megalomana?- pyta Kurt. 
- Nie, gadaj - odpowiadam. 
- Samospalenie się pośrodku pustyni - mówi Kurt uśmiechając się szeroko. 
- Fakt, nie byłby to zbyt spektakularny wypadek - mówię - ale czy miałeś kogoś konkretnego na myśli? 
Kurt uśmiecha się tajemniczo. 
- Nie, choć zawsze mi się wydawało, że chciałeś być w centrum uwagi - mówi. 
- Wali cię stary…ja i pustynia…już przy 25 stopniach czuję się chory - śmieję się. 
- No to mnie trochę pocieszyłeś - mówi Kurt i odchodzi.

..............................

- Czy zauważyłeś, że się zmieniliśmy? - pytam Kurta. Kurt patrzy na mnie smutnym wzrokiem. 
- Wiem - odpowiada - Zastanawiam się tylko, czy to dobrze czy też źle? 
- Nie wiem - mówię - jesteśmy jednocześnie mądrzejsi i głupsi zarazem. 
- Chyba masz rację - przyznaje Kurt. 
- Z tego, że mam rację nic nie wynika - mówię. 
- Nic - odpowiada Kurt i wraca do przerwanych zajęć.

..............................

Kurt zaproponował mi wjazd na dach wieżowca. Nie wiem jak mu się to udało załatwić, ale stoimy na dachu i rozglądamy się po okolicy. 
- Wiesz ilu ludzi tu żyje? - pyta Kurt, wskazując ręką na położone w dole miasto. 
- Nie wiem…może milion? - mówię niepewnym głosem. Kręci mi się w głowie od wysokości. 
- E tam - mruczy Kurt - Tylko parę osób, reszta to stado bydła. 
- Nisko oceniasz społeczność naszego miasta - mówię. 
- Nisko?! - dziwi się Kurt - To najwyższy punkt w mieście i uważam, że oceniam ich wyjątkowo wysoko. 
- Może i masz rację - mruczę pod nosem. 
- Ciekawe, jak długo bym spadał? - mówi Kurt. 
Miasto wydaje się oddalać.

..............................

- Wiesz co? - mówię do Kurta - Lubią cię! 
- Kto?! - pyta Kurt i nerwowo rozgląda się wokół siebie - Co ty mi tu za głodne kawałki opowiadasz? 
- Serio stary! - śmieje się do niego - Stajesz się popularny. 
- Ja?…Zgłupiałeś…ja nawet listonoszowi nie otwieram od czasu jak ten poprzedni zadusił tą babcię z parteru - mówi Kurt. 
- Nie, mylisz się - mówię - ona dostała zawału na widok ostatniego odcinka renty. 
- Tak powiadasz? - pyta zdziwiony - To w zasadzie, mógłbym mu choć raz otworzyć drzwi. 
- A skąd wiesz, że nie zadusi ciebie? - pytam. 
- To prawda - mówi zamyślonym głosem. 
- Może babcia mu się nie podobała, a ty wręcz przeciwnie - śmieję się. 
- Myślisz, że mu się podobam? - pyta Kurt, strzepując niewidoczny paproch z kurtki. 
- Przecież ci mówiłem, że stajesz się popularny - mówię z uśmiechem. 
- To przez ciebie, łachmyto - mówi Kurt. 
- I ja ciebie też - śmieję się. 
- Kiedyś ci za to odpłacę -nerwowo mówi Kurt i odchodzi, stawiając kołnierz kurtki.

..............................

- Czy potrafisz być w stu procentach sobą? - pytam Kurta. 
- Nie - odpowiada - A ty? 
- Ja też nie - mówię zamyślony. 
- Skoro tak, to wychodzi na to, że nawet wobec siebie, udajemy - mówi Kurt. 
- A żeby to jasna cholera - przeklinam. 
- Ooo…czyżby przebłysk? - śmieje się Kurt.

..............................

- Jestem wkurwiony! - mówię do Kurta. 
- Na co? - pyta spokojnie. 
- Na świat, na ludzi, na samego siebie - odpowiadam. 
- No i co z tego? - pyta Kurt. 
- Nic cię to nie obchodzi? - pytam zdziwiony. 
- A powinno? To przecież twoje wkurwienie a nie moje - mówi. 
- Nie podzielasz moich odczuć? - pytam. 
- Jak podzielę, to też będę wkurwiony, a na co mi to? - pyta - Obudziłem się rano, zobaczyłem słońce, wypiłem herbatę i słońce nadal było, i poczułem się błogo a teraz ty próbujesz wprowadzić nieład w moją sielankę…oj niegrzeczny chłopiec…będzie lanie - śmieje się. 
- Przeszło mi - mówię zdziwiony. 
- Cześć! - mówi nagle Kurt. 
- Dlaczego uciekasz? - pytam. 
- Żeby na mnie nie przeszło - odpowiada.

..............................

- Czy wiesz, że są ludzie którzy czatują? - pyta Kurt. 
- Na co? - pytam. 
- Nie „na co”, tylko na kogo - odpowiada Kurt - Na mnie, na ciebie, na kogokolwiek, czekają żebyś do nich zadzwonił i poprosił o drobną przysługę…no i już cię mają w ręku, bo na tym świecie jest tylko przysługa za przysługę. 
- A na innym? - pytam. 
- Co na innym? - pyta Kurt. 
- …świecie - dodaję. 
- Aha…a to nie wiem…ale uważaj na czatujących - mówi Kurt. 
- Chciałem cię właśnie poprosić o… - mówię. 
- Spadaj - śmieje się Kurt.

..............................

Spotyka Kurta na wakacjach. 
- Do dupy - mówi Kurt na powitanie. 
- Co „do dupy”? Popatrz stary, takie piękne lasy, rzeki, jezioro…i co, nie rusza cię to? - pytam. 
- Mnie rusza tylko po buraczkach - mówi Kurt. 
- No nie gadaj, nie podoba ci się tutaj? - pytam. 
- Wszystko jest do dupy, nie ma różnicy czy jestem w domu, czy w tej wynajętej chatce pustelnika - mówi Kurt, plując na ziemię. 
- A kąpałeś się już? - pytam - Może byś tak wlazł do wody i może wtedy zauważyłbyś różnicę? 
Kurt natychmiast włazi do wody w ubraniu i siada, zanurzając się po szyję. 
- Miałeś rację - mówi - teraz czuję różnicę, w domu mam cieplejszą wodę. 
Wstaje i odchodzi leśną ścieżką, ciągnąc za sobą ślad cieknącej z niego wody.

..............................

- Czy wiesz, że świat składa się z samych skurwysynów? - mówi Kurt, kiedy spotyka mnie w kolejce po mleko. 
-Aż tak? - pytam. Pół kolejki już zaczyna się nam przyglądać. 
- Czasami dochodzę do wniosku, że naprawdę jesteśmy sami…a pani czego się gapi? - krzyczy do odwracającej się babinki. Babcia skonsternowana, odwraca się do Kurta tyłem. 
- Mówię ci, skurwysyny …jebane, pieprzone skurwysyny - mówi. Kolejka zaczyna szemrać. 
- Ale skąd wysnułeś tak oskarżycielski wniosek? - pytam. 
- Znasz Jolkę? - pyta. 
- Znam - odpowiadam i robi mi się ciepło na myśl o jej wszelkich wypukłościach. 
- Zaprosiłem Jolkę do siebie…no wiesz co jest grane? - mówi Kurt. 
- Wiem, chciałeś jej swój klaser pokazać - odpowiadam już całkiem poważnie owładnięty widokiem Joli. 
- Klaser też, no i… akurat musiał przyjść kumpel…- smutno dodaje Kurt. 
- I wam przeszkodził? - pytam. 
- Przeszkodził? - mówi rozdrażnionym głosem - Ten sukinsyn zaczął ją podrywać. 
- No i…? - pytam. 
- No i rano zadzwoniła, żebym podał jej, jego telefon… i teraz zamiast…no…to stoję w tej pieprzonej kolejce po mleko, chociaż mleka nie cierpię i muszę znosić te wstrętne baby, które stoją z tymi zasranymi siatami…- wrzeszczy Kurt. 
Biorę go pod rękę i wyprowadzam ze sklepu. 
- Będą miały teraz o czym opowiadać - mówię. 
- Zrobiliśmy je na szaro - śmieje się Kurt. 
-Dobra, dzwoń po Jolkę - mówię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz