*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

wtorek, 29 listopada 2011

Z KLISZY











środa, 23 listopada 2011

Z KLISZY











poniedziałek, 14 listopada 2011

OD REDAKCJI

Blog został odwiedzony przez ArcySzatana. A oto jego numer.

BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do onanistów:

I ból straszliwy przeszedł przez ząb Pana. I Pan skrzywił się straszliwie, aż słuchający go uczniowie pobledli a i niejeden pampersa napełnił bezwiednie. I kląć straszliwie Pan zaczął, a i złorzeczyć na ból piekielny, jego zębem targający. A Judasz przekleństwa spisywać zaczął aby potem jako podręcznik wydać. I skonfundował się Pan, widząc z jakim zainteresowaniem uczniowie wsłuchują się w jego bolesne okrzyki. I siłą jakąś nadprzyrodzoną ząb ów z paszczęki swej wyrwał, i cisnął precz za siebie.
I ząb ów, św. Gwidon podniósł, ucałował z miłością, wcześniej go pastą do zębów przetarłszy. A podzieliwszy ząb na części, ku kościołom i parafiom podążył. Tam zęba części zostawiał ku radości hierarchów kościelnych. I każdy kościół obdarowany kawałkiem relikwii, przez gawiedź otoczon był dzień i noc. Aż kościelny na trzy zmiany pracować zaczął, a i tacę głębszą mu dano, a na koniec i wiadro, bo hojność ludzka była potężna.
A te kościoły co nie obdarowanymi były, zazdrościć poczęły, a i podróbki chińskie zębów Pańskich sprowadzać poczęły. A lud wierzył i tłumnie się do nich udawał. I kościoły prześcigać się poczęły w posiadaniu relikwii. I niektóre już nie pojedyncze zęby posiadały, ale i po kilka. A w jednym to i cała żuchwa Pańska na widok ludzi wystawiana była. I zdenerwował się Pan. I dorwał św. Gwidona, i baty mu sprawił, a rzecz z kultem zęba naprawić mu kazał. I ruszył św. Gwidon ku pierwszemu z brzegu kościołowi który siedemdziesiąt cztery zęby Pańskie posiadał i jako oryginalne, z Pańskim certyfikatem przedstawiał. I nakazał św. Gwidon biskupom, aby zęby wywalili do kosza, bo Pan ich człowiekiem jest a nie krokodylem, i nawet tylu zębów nie posiada. I biskupi zgodzili się, acz, chytrze na św. Gwidona zerkając. I dnia pewnego, zapomniawszy o całej sprawie, Pan wybrał się w przebraniu żebraka do kościoła owego. Ale nie wpuszczony został, gdyż platynowej karty wstępu nie posiadał. A zaciągnąwszy języka u zgromadzonego przed drzwiami ludu, dowiedział się, iż w kościele tym nie ma już zębów. Za to inna relikwia króluje. Cały szkielet Pański, któremu kiedy do puszki wrzuci się określoną ilość monet, zapalają się światełka w oczach. I zdegustował się Pan. I wrócił do siebie. I zastanawiać się zaczął nad niewdzięcznością ludzką oraz nad tym, iż dawno św. Gwidona nie widział. A św. Gwidon leżał sobie pokornie i tylko od czasu do czasu oczy mu się zaświecały.

piątek, 4 listopada 2011

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 42

PONIEDZIAŁEK – Już za dwa dni święto. Klucha mówi, ze już jutro. Ale my jesteśmy patrioci i żadnego Halloween’a obchodzić nie będziemy. Posterunkowy Paproch został oddelegowany do akcji „Znicz”. Ale chyba jakoś opatrznie odczytał przesłanie tej akcji, bo zaczął odbierać znicze handlarkom pod cmentarzem. Kiedy wieczorem poszliśmy go odwiedzić, leżał pod płotem cmentarza, z zapaloną świeczka w ustach, obłożony igliwiem i z dziwnym śladem na czole. Po krótkim śledztwie, okazało się, iż rzeczony ślad to krzyżyk i różyczki. Coraz ładniej są zdobione te znicze.

WTOREK – Kapral Klucha przyszedł dziś do pracy przebrany za hrabiego Draculę. „Cukierki albo psikus” – tak powiedział już w drzwiach wejściowych komendy. Byliśmy na to przygotowani. Ja trzymałem węża a posterunkowy Paproch odkręcił zawór z wodą. A że zawór był skorodowany to został w rękach Paprocha. Jak ta woda siknęła... jak bluznęła... to ledwo utrzymałem sikawkę. Ale był pssssssiiiiikuuuuuuuuuuussss !!! Tylko ta rura dawno nie działała, więc woda taka trochę brązowa była. I śmierdziała. I nawet Klucha trochę się zdenerwował, ale że struga wody była silna, to denerwował się i bluzgał na nas słowami obraźliwymi, zintegrowany z żywopłotem po przeciwnej stronie ulicy. Zamknięcie drzwi komendy, znacznie go wygłuszyło.

ŚRODA – Dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych. Nasza zgrana trójka pilnuje wejścia na cmentarz. Od początku naszego dyżuru minęło zaledwie piętnaście minut, a już straciliśmy kaprala Kluchę z oczu. Tłum z kwiatami porwał go ze sobą. Przez chwilę widzieliśmy jeszcze jego pałkę, uniesioną nad tłumem, poczym i ona zniknęła. Próbowaliśmy razem z Paprochem trzymać się bramy, ale tłum spoconych babć w futrach, obwieszonych wiązankami, doniczkami i zniczami, naparł z taka siłą, że Paproch tylko mi mignął. Babcie poniosły go główną aleją. Przez krótki moment słyszałem jeszcze jego wycie, ale po chwili i to ucichło. Przerażony sytuacją, postanowiłem przykuć się kajdankami do przęsła bramy. I tak zrobiłem. Nie wiem co było dalej. Ostatnie co pamiętam, to obraz emeryta atakującego mnie wiechciem kwiatów i wspomagającą go emerytkę z laską. Kiedy obudziłem się z omdlenia, okazało się, że leżę na grobowcu rodziny Wklęsłych a w szczególności na płycie Zenona Wklęsłego. Razem z wyrwanym przęsłem bramy. W zasadzie wszystko było by w porządku. Oprócz tego, że ktoś postawił mi znicz w rozporku. Znicz ładny. Z aniołkiem. Mogłaby tylko stearyna z niego nie kapać.

CZWARTEK – Zaduszki. Razem z Klucha szukamy posterunkowego Paprocha, który nie wrócił z wczorajszej akcji „Brama”. Trochę nie wygodnie mi się chodzi bo mam wydepilowane miejsca intymne. Ciężko było zerwać tą stearynę ze znicza. Po godzinnych poszukiwaniach, odnaleźliśmy naszego kolegę. Bez pałki, bez raportówki i w podartym mundurze. Siedział przy jakimś zniszczonym pomniku a przed nim leżała jego czapka. Ale bieda w kraju chyba coraz większa, bo w czapce miał tylko guzik, trochę liści i pudełko spalonych zapałek. Tym bardziej, że guzik okazał się jego prywatnym guzikiem od munduru. Chrzanić takie święta.

PIĄTEK – Piątek spędziliśmy na zadumie. Ja się zadumałem, kapral Klucha się zadumał, posterunkowy Paproch się zadumał. W trakcie naszego zadumania ktoś wyniósł biurko pułkownika Żelaznego. Sprawdziliśmy monitoring. Ku naszemu zdumieniu okazało się, ze monitoring też ktoś wyniósł. Zadumaliśmy się.

SOBOTA – Dzisiaj kapral Klucha ma urodziny. Przyniósł butelkę szampana. Po pracy postanowiliśmy uczcić jego święto. Klucha próbował otworzyć butelkę ręcznie. Nie udało się. Kiedy i mnie, co dziwne bo jestem mistrzem w odbijaniu korka z taniego wina, nie udało się otworzyć Kluchowego szampana, posterunkowy Paproch przyniósł młotek i powiedział, ze odbije szyjkę. Wziął zamach i przygrzmocił w butelkę. W zasadzie operacja była udana. Tylko Paproch źle trzymał butelkę i jedyne co zostało z szampana to szyjka. Cóż, nadal próbujemy wyjąć korek.

NIEDZIELA – Wyjęliśmy korek. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.

wtorek, 1 listopada 2011

BUBLIA



Czytanie z listu św. Tymasza do brulionu w kratkę:

W przepowiedni rzeczone było, iż gwiazda wskaże miejsce narodzin mesjasza. I że trzech władców podążać za nią będzie z darami i słowem ciepłym. Więc gdy nadworni astrologowie za pomocą swych machin optycznych i wróżenia z fusów, oznajmili pojawienie się gwiazdy spadającej, trzech zacnych władców krain piaszczysto bagiennych, wyruszyło na spotkanie z przeznaczeniem. Na wielbłądach, osiołkach a i z pomocą welocypedów, tonąc po kolana w piachu, pocąc się fatalnie w dzień, a marznąc nocą, podążali ku gwieździe nadal spadającej. A gwiazda spadał, spadała, spadała i spaść nie chciała. Więc mędrcy nasi, magowie i władcy w jednym, z wywieszonymi językami a i z interesami poprzydeptywanymi, dreptali za nią krok w krok. I kreśląc po pustyni esy floresy bo i gwiazda lot miała nieregularny, kroczyli z odciskami na stopach i smrodem z pachwin swych. Aż w końcu gwiazda zlitowała się i z wielkim hukiem, wyciem i łomotem, pierdyknęła w sam środek wydmy piaskowej, która blisko dziesięć metrów wysokości miała. I władcy nasi odetchnęli z ulgą. Wyciągnęli z sakiew dary, które wcześniej naszykowali na spotkanie z mesjaszem. I mozoląc się straszliwie, odbyli ten ostatni kawałek drogi na kolanach aby Pana nie urazić. Aż w końcu wszedłszy na czubek wydmy odetchnęli. I zobaczyli wielką, metalową, połyskującą w świetle księżyca konstrukcję. I nagle pojawiła się przeźroczysta postać. Myśląc, iż to ich mesjasz, dary ku niemu wyciągnęli. Ale to nie był mesjasz. To był Predator.