*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

piątek, 29 kwietnia 2011

FOTOPLASTIKON

wtorek, 26 kwietnia 2011

Z KLISZY






BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do serwetek papierowych:

I chciał lud Izraela powstanie zbrojne wywołać. I Rzymian lać po kaskach. I Pan uczniów swych zabrał, aby przykrości zgniecenia w tłumie im zaoszczędzić. I wsadził ich na łódź wiosłową, i płynąć ku Kafarnaum polecił. A łódź chybotliwą była i nawigacji pozbawioną. I strasznie się męczyli uczniowie. Bo wiatr ogromny się zerwał, wiosła wyrywający i tuniki szarpiący. I zdziwiony był Pan, który na piechotę do Kafarnaum dotarłszy, uczniów swoich nie zastał. I noc zapadła, a uczniowie nadal w łodzi siedzieli na środku jeziora. I jedni piersiówki powyciągali, a insi wiosłami okładać się zaczęli. A kiedy piersiówki się pokończyły, już tylko wiosłami się okładali. Aż nagle zimno się straszliwie poczęło robić. Szron padać począł i woda zamarzać zaczęła. I ruszył Pan ku łodzi, idąc po wodzie. A przynajmniej tak się uczniom wydawało. I „Cud” krzyczeć poczęli i wiwatować, póki Pan w przerębel nie wpadł. Nie mając nic innego do roboty, uczniowie wrócili do okładania się wiosłami.

piątek, 22 kwietnia 2011

OD REDAKCJI

Zapraszamy do wzięcia udziału w kolejnej ankiecie. Tym razem ważnej dla całej redakcji. Pytanie brzmi: "Czy podoba ci się Vaderowo?" 

czwartek, 21 kwietnia 2011

Z KLISZY







BUBLIA


Czytanie z listu św. Tymasza do boazerii:

I rzekł Pan do Lota: „Uciekaj z Sodomy gdyż ona zburzoną będzie. I żonę swą uprowadź ze sobą. Gdyż ona prawa jest i sprawiedliwa. A nie zerkajcie za siebie, nie miejcież nawet pokusy takiej, gdyż skończy się to dla was tragicznie.” I usłuchał Lot, Pana swego i uciekać z Sodomy począł. I żonę swą ze sobą zabrał. I minęli już ostatnie zabudowania miasta. I Lot odetchnął. Ale za wcześnie to uczynił. Bo jakiś złamas w turbanie, z ostatniego straganu, zakrzyknął „Promocja!!!”. I żona Lota choć prawa i sprawiedliwa, nie wytrzymała i zerknęła chciwie ku straganowi. I stało się tak jak rzekł Pan. Kara spadła na żonę Lota i w słup soli się zamieniła.
Od tego czasu, Lot i jego rodzina nigdy nie cierpiała na brak tej przyprawy.

OD REDAKCJI




Miło nam poinformować, że zakończona została ankieta "Kiedy nastąpi koniec świata". Odpowiedzi na pytania ankietowe wyraźnie wykazały, że są wśród nas przedstawiciele obcych ras z innych planet. Bowiem największą popularnością cieszyła się odpowiedź "Którego Świata?". Na drugim miejscu uplasowała się odpowiedź "Już był". I zupełnie nie wiemy kto optował za taką odpowiedzią. Dusze z czyśćca? Prezes siedzi na skrzynce po pomidorach i też się zastanawia. Miejmy nadzieję, że kiedyś wstanie, bo skrzynka jest nam niezbędna do siedzenia przed jedynym komputerem w redakcji.

wtorek, 19 kwietnia 2011

ŻYCZENIA DLA WSZYSTKICH BLOGOWICZÓW, FANÓW i MIŁOŚNIKÓW

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 33


PONIEDZIAŁEK –  Nazywam się Żbik, a na imię mam Kapitan. Na drzwiach naszej komendy ukazała się Matka Boska. Przynajmniej tak stwierdził Kapral Klucha który dwa razy w roku chodzi do kościoła, więc jest w tych sprawach oblatany. Nasze wychodzenie na dwór i ciągłe oglądanie drzwi, zwróciło uwagę przechodniów.

WTOREK –  Zainteresowanie wzrosło. Ciężko się przebić do wejścia. Ktoś przytargał krzyż. Jakieś babcie nastawiały zniczy. Jest gorąco, dym wali. Wchodzimy przez okno. Przy okazji okazało się, że ktoś ukradł z niego kratę. Inaczej, nie wchodziłoby się nam tak komfortowo..

ŚRODA – Bezzębna emerytka sprowadziła księdza. Ksiądz Pistolet stwierdził, że kościół jest wstrzemięźliwy w ocenie „cudów”. Dostał w brzuch laską emeryta Zygadły z przeciwka, i w łeb torebką jego żony Brygidy. Tylko dzięki naszej sprawnej interwencji udało się go uratować przed uduszeniem koloratką. Ostatnia sztuczna szczęka odpadła od księdza dopiero w pokoju przesłuchań.

CZWARTEK – Rozpoczęły się chóralne śpiewy. Zgromadzony tłum zgęstniał. Czuwają w dzień i w nocy. Na allegro ktoś sprzedaje klamkę od świętych drzwi. Na stanie ma 150 sztuk. To dziwne. Bo my klamki nie mamy od 1990 roku. Tylko sznurek przepleciony przez dziurę.

PIĄTEK – Kapral Klucha poinformował mnie, że był pod drzwiami  Powiedział, że i od naszej strony jest jakaś twarz. Okazało się, że ma rację. Ale to nie Matka Boska. Tylko jakiś chłop. A w zasadzie tylko jego twarz. Tłum go przyparł do rzeczonych drzwi od zewnątrz i odcisk jego twarzy w blasze, wylazł po drugiej stronie. Czyli u nas. Kiepska ta blacha. Z maski poprzedniego radiowozu.

SOBOTA – Przybyły ekipy telewizyjne. Jest też kilku kaznodziei, wycieczka skautów z Dzierżąznej, Koło Gospodyń Wiejskich z Macic Perłowych i ze trzy tysiące różnej gawiedzi. Pułkownik Żelazny zamknął się w swoim gabinecie i zaczął się modlić. Po ateistycznemu.

NIEDZIELA – Chyba modły Pułkownika dały rezultaty, bo zerwał się gwałtowny wiatr i z nieba lunęła ulewa. Matka Boska spłynęła po drzwiach i wsiąkła w ziemię. Tłum zniknął. Kapral Klucha zaryzykował otwarcie drzwi, i popełnił błąd bo wleciał w trzy metrowy dół. Na allegro ukazała się oferta z woreczkami świętej ziemi. Coś koło półtorej tony.

środa, 13 kwietnia 2011

Z KLISZY






ROZMOWY O SPORCIE - SKECZ



„Rozmowy o sporcie”



R – Redaktor
K – Koszykarz (nie powinien być wysoki)

Redaktor – Dzień dobry Państwu. Witam Państwa w naszym cyklicznym programie: „Rozmowy o sporcie”. W zeszłym tygodniu gościliśmy u nas trenera naszej reprezentacji w piłce nożnej i delegację kibiców... musicie mi Państwo uwierzyć, że tydzień, to mało czasu na remont studia... ale nam się udało (rozgląda się dookoła)... najtrudniej było uwolnić trenera od mikrofonu... bo się tak jakoś... dziwnie z nim... zintegrował...(dłuższa pauza)... sam nie zauważyłem tego momentu, kiedy na nim usiadł... no, nieważne... mam tylko nadzieję, że to nie ten sam (patrzy na mikrofon). Mam nadzieję, że dzisiaj już nie będzie takich problemów, bo dzisiaj.... naszym gościem jest najbardziej znany w naszym kraju KOSZYKARZ!... Wyrwał Roman!... witamy Pana Romana rzęsistymi brawami!

(Pan Roman powoli wychodzi w berecie i gumofilcach)

R- Dzień dobry Panie Romanie... widzę, że przybył pan do nas prosto z działeczki...
K- Dzień dobry. Ja nie biorę.
R- To tak jak ryby... nieważne...chodziło mi o Pana strój... że on taki, nie za bardzo sportowy
K- A jaki miał być? Nic pan nie mówił, ze mam garnitur założyć...
R- Garnitur???, nie... raczej myślałem o czymś... bardziej podkreślającym pańską profesję...
K- (patrzy na gumofilce) no mogłem je trochę bardziej doczyścić...
R- (z dezaprobatą) No mógł Pan...
K- A bo tak... szybko, szybko... ,że już, że do studia, że wywiad...
R- Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy
K- Momencik. (wyjmuje telefon z kieszeni i wybiera numer)
R- Gdzie Pan dzwoni?...
K- Do teściowej. (daje znak ręką, że uzyskał połączenie)... Mamusia?...Ale czy mamusia??... Tak, Romek z tej strony...czy mamusia się dzisiaj cieszyła?... czy się cieszyła mamusia, pytam!... nie?... dziwne(dłuższa pauza)...mamusia pyta gdzie ja jestem?... w telewizji jestem... nie, nie na policji... to wczoraj było...
R- Czy mógłby Pan się streszczać... bo wywiad czeka
K- (ucisza go gestem ręki) ... w telewizji jestem... tak, z panem redaktorem... (zakrywa telefon drugą dłonią)... teściowa się pyta, jak się Pan nazywa
R- Brukiew...
K- Brukiew mamusiu... nie mamusiu... nie, nie robię sałatki, w telewizji jestem... (patrzy na redaktora) z Brukwią...
R- Panie, skończ Pan tą rozmowę, jesteśmy na żywo... oglądalność nam spada...
K- Mamusiu, muszę kończyć... bo Brukiew się denerwuje... (do redaktora) teściowa mówi, że nigdy nie widziała zdenerwowanej Brukwi
R- Kończ Pan!
K- Do zobaczenia mamusiu (rozłącza się)... Brukiew... dziwne nazwisko, a to nie mógł Pan zmienić sobie nazwiska na panieńskie szanownej mamusi?
R- Nie, nie mogłem.
K- A jak mamusia z domu była?
R- (zawstydzony) – Karczoch
K- No tak... to pan z bardzo zdrowej rodziny pochodzi...
R- Ja bardzo Pana przepraszam, ale to ja mam z Panem prowadzić wywiad, a nie Pan się ma mnie wypytywać o moją rodzinę...
K- Niech się ... Brukiew... nie denerwuje
R- Koniec!!!
K- Znaczy, że już mogę iść?
R- Nie! Teraz ja zadaję pytania.
K- Jak tam sobie Warzywko życzy...
R- Słucham?
K- Nic nie mówiłem...
R- Może wreszcie uda mi się przeprowadzić ten wywiad... Szanowni Państwo, jeszcze raz przedstawiam Państwu, najbardziej utytułowanego koszykarza, Pana Wyrwała...
K- Wyrwał..!. Wyrwał...!... Wyrwała to moja żona jest
R- (wkurzony)... Panie! Mnie nie obchodzi gdzie Pan żonę wyrwał i co ona Panu wyrwała... wracamy do tematu!
K- Ja się na krok nie poruszyłem...
R- Do tematu! Panie Romanie, od jak dawna jest Pan koszykarzem?
K- Od urodzenia. To tradycja w mojej rodzinie. Tata był koszykarzem, dziadek był koszykarzem, pradziadek...
R- ... był koszykarzem...
K- nie, zbierał kupy za kirasjerami Napoleona..
R- Znaczy: kolekcjoner
K- Taaa... do tej pory na strychu czuć jego kolekcję.
R- Ale niech pan mi powie, bo widziałem Pańskie zdjęcie rodzinne, pańscy szanowni przodkowie to tacy raczej nie wyrośnięci jacyś byli...
K- Znaczy?
R- Znaczy, że kurduple...a do koszykarstwa raczej bierze się rosłych, wysokich... wysportowanych...
K- (patrzy po sobie) – a ja nie jestem wysportowany?
R- Patrząc na Pana, to raczej bym Pana widział w turnieju szachowym... no max... warcaby, a Pan jest koszykarzem...
K- To rodzinna tradycja...
R- Taa... wiem, mam tu napisane (patrzy na kartkę), że zdobył Pan najwięcej punktów na zeszłorocznej olimpiadzie...
K- „Cepe”
R- Co „cepe”?
K- Cepeliadzie...
R- Na czym???
K- Na cepeliadzie.
R- A co Pan tam robił?
K- A co może robić koszykarz... koszyk przecież...
R- Słucham???
K – No powiedziałem... „koszyk”... ojciec robił koszyki, dziadek robił koszyki, pradziadek...
R- (wyglądający na oszołomionego)...za kirasjerami...
K- Właśnie... za kirasjerami łaził... i te kupy w koszyk pakował... i jak mu się koszyk popsuł to sobie sam drugi zrobił... i stad się ta tradycja wzięła.
R- To pan nie gra w koszykówkę???
K – W gumiakach?
R- Boże... kogo mi tu do studia wpuszczają... miał być najlepszy koszykarz... wybitny... nagrodzony...
K- Ja mam nagrody, a jakże... (wylicza na palcach) mam puchar kółka różańcowego, statuetkę przechodnią koła gospodyń wiejskich ze Śmierdziszewa... drugie miejsce w konkursie „koszyk z uchem”... było by pierwsze ale mi się ucho wtedy urwało...
R- Boże...
K- Nie „boże” ... tylko ucho przy koszyku... co ja tam jeszcze wygrałem... hmm ... ano właśnie... na tej Cepeliadzie coś Pan mówił, to dostałem tytuł „Koszykarza roku” i karnet na występy baletu Domu Spokojnej Starości.
R- Niech Pan już sobie idzie...
K- Dokąd?
R- (zrezygnowany) Tam skąd żeś Pan przylazł...
K- Znad stawiku... bo tam wiklinę moczę...
R- Byle gdzie! Kończymy ten wywiad...
K- Szkoda... bo bym Panu mógł dużo o koszykarstwie opowiedzieć..
R- Nie, dziękuję... do widzenia
K- Szkoda... a koszyczka Pan nie chcesz? Tanio...
R- Nie!
K- Ten bez ucha... co mu odpadło
R- Nieeeeeee! Idź Pan se moczyć te swoje badyle...
K- (wychodzi)
R- (patrzy za nim) – Koszykarz cholera... badylarz jeden... z kim ja muszę pracować...mimo wszystko, dziękuję bardzo Państwu za uwagę. Mam nadzieję, że następny program będzie już normalny, bowiem naszym gościem będzie nasz najlepszy ped... kolarz... Pan ...(patrzy na kartkę)... Wyrwał Roman???
K- (wychyla się zza kotary) – Bo ja Panie redaktorze te koszyki to... na rowerze rozwożę...
(Załamany redaktor schodzi ze sceny)

  KONIEC.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Z KLISZY






NOE - skecz CZ.3


Kolejne i ostatnie już „2 Dni później”. Osoby :
Noe (siedzi przed chatą i smaruje coś patykiem po piachu)
Pan (standardowa wizualizacja duchowa)
Robotnik (wpada tylko na chwilę)



Pan – A witaj mi mój Noe
Noe – No siemka, siemka...
P – No jak tam? Arka gotowa?
N – Ano... jak by to powiedzieć... gotowa, niegotowa...
P – Coś kręcisz Noe.
N – Tylko tym patykiem sobie tak bez sensu kręcę...
P – Gdzie ta Arka?
N – A za chałupą.
P (udaje się za chałupę)
N – No nie wiem czy Mistrzuniowi się Areczka spodoba... no nie wiem...
P (wraca zza chałupy ze wzrokiem dzikim)
P – Noeeeeeeeeeeee!!! Co to jest???
N – Areczka.
P – To miała być ARKA... miałeś tam zmieścić zwierzęta całego świata, i rodzinę swą... i potop przetrwać... a  ty coś zrobił? Pień żeś wydrążył? I dwa wiosełka wystrugał?
N – Były trzy, ale to jedno za krótkie... trzy razy strugałem... ale i tak za krótkie było... do wody nie sięgało...
P -  I jak chcesz tym płynąć? Przecież to śmierć pewna.
N – Ja? Płynąć? Nie... teściową i kota tam wsadzę.
P – A ty?
N – Hmm... ja, jako bogobojny, postanowiłem pozostać na posterunku i życia z ziomkami dokonać...tak... dobrze powiedziałem.... nie pomyliłem się...
P – Skoro chcesz...
N – Aha, ale zanim Mistrz się zdematerializuje, tu mam fakturki i może byśmy się rozliczyli?
P – Rozliczyli? Za co, za ten kawał drewna?
N – Hmm... tu jeszcze mam zakup kilku deseczek, gwoździków i takich tam... dupereli...
P – A pokaż mi mój Noe, te papiery.
N (podaje wyciągnięte zza pazuchy faktury)
P – NIP, Regon jest... zaraz...zaraz... tu jest nie kilka deseczek... tylko 2000...
N – A bo te wiosła ciężkie były do strugania i dużo materiału się zmarnowało...
P – Popsułeś 1998 wioseł???
N – A bo ja chyba mam lewe ręce...
P – Lewe... lewizną to mi ta faktura śmierdzi. A na co ci było pół tony gwoździ???
N – Na obciążenie Areczki.
P – Obciążenie?
N – Bo teściowa takie chucherko... i jak ją na wodę puszczaliśmy to ciągle się chybotała i razem z kotem lądowała w strumieniu... teściowa może by to wytrzymała, ale kot wyraził sprzeciw... musiałem dociążyć Areczkę.
P – Pół toną gwoździ pierwszej jakości, ręcznie polerowanych???
N – No, mamusi należy się odrobina luksusu...
P – Pół tony luksusu..., ale, ale... co my tu jeszcze mamy... koło sterowe... pozłacane...nie powiesz mi chyba, że w tej łupinie jest miejsce na koło sterowe? I kto nim będzie kręcił? Kot?
N – Koło było w pierwszym planie, ale się koncepcja zmieniła...
P – I gdzie masz to koło?
N – Do wody mi wleciało...
P – A tu co mamy? Silnik pozaburtowy Honda...cena... O Jezu... przepraszam.... O Ja... 7500 dolarów???
N – No drogi był, ale taki fajny, błyszczący...
P – I gdzie go masz?
N – Hmm...
P – Do wody ci wpadł?
N – Mistrz jest wszechwiedzący.
P – Co mamy dalej... farby... lakiery... trzy maszty...sprzęt audio... video... zaraz, moment... tego jeszcze nie wynaleziono...
N – Mistrz nie zna mocy czarnego rynku.
P – I gdzie jest to wszystko? Zmieniła się koncepcja?
N - Zmieniła, zmieniła... bardzo się zmieniła...
P – I do wody ci wpadło, tak?
N – No.
P – Chciałbym to zobaczyć...
N – Nic nie widać, bardzo głęboka ta woda... jak Rów Mariański
P – Mnie się tu widzi, żeś Noe coś tu na lewo wykombinował.
N – Ja? Gdzieżby tam?
P – A ten hangar pod lasem oliwnym to może postawiłeś, żeby te wiosełka strugać?
N – A co, miałem na deszczu strugać? To sobie mała wiatkę postawiłem.
P – Małą? To wygląda jak hangar na jacht pełnomorski!
N – Jacht? Jaki jacht... łódeczka... malusieńka, łupinka ledwie co...
R (wchodzi robotnik)
R – Szefie... jest problem...
N – Nie teraz!
R – Jakie nie teraz, jak folia nowa potrzebna, bo basen na jachcie przecieka i panienki powiedziały, że bez basenu na żaden Potop nie płyną? 

KONIEC

Z KLISZY


czwartek, 7 kwietnia 2011

Z KLISZY





ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 32

PONIEDZIAŁEK – Nazywam się Żbik, a na imię mam Kapitan. Kapral Klucha ucieszył się, że spadł pierwszy śnieg i wyszedł na zewnątrz aby delektować się widokiem. Chyba zbyt wcześnie się ucieszył. Bo zaraz po pierwszym śniegu, spadł drugi. A raczej zsunął się całą swoją masą z dachu komendy. Próbujemy odkopać Kaprala.

WTOREK – Sukces. Połowiczny. Odkopaliśmy pałkę Kaprala. Cała zmarznięta. Posterunkowy Paproch próbował reanimacji. Bez skutku. Głupio wyglądał

ŚRODA – Akcja ratunkowa nie ustaje. Przyjechała ekipa ratownicza z psami. Wszyscy kopiemy. Psy wykopały szkielet. Ulżyło nam, kiedy razem ze szkieletem dokopano się do czerwonej czapki z pomponem i worka w tym samym kolorze. Jak przez mgłę, przypomniał mi się zeszłoroczny remont dachu, smołowanie papy, jakieś tajemnicze wycie dochodzące z dachu w zeszłą wigilię i brak prezentów pod choinką. Dla pewności, zmierzyliśmy szkielet. Dzięki Bogu, szkielet Kaprala jest wyższy i nie ma brody.

CZWARTEK – Przyszedł Kapral Klucha i spytał się mnie, co tu się dzieje. Wyjaśniłem mu, że w poniedziałek zasypało nam Kaprala Kluchę i staramy się go odkopać. Kiwnął głową ze zrozumieniem i poszedł do domu. Zastanowiło mnie to. Chciałem się tym nawet podzielić z Pułkownikiem Żelaznym, ale że wszyscy ciężko pracowali, nie wypadało się obcyndalać. Kopiemy dalej.

PIĄTEK – Przekopaliśmy cały śnieg. Kaprala Kluchy ani widu, ani słychu. Chociaż może trochę jednak słychu. Bo zadzwonił do Pułkownika Żelaznego z pytaniem, czy jak zwolnienie mu się kończy w niedzielę, to ma przyjść do pracy czy nie. Cuciliśmy Pułkownika razem z Posterunkowym Paprochem przez najbliższe pół godziny.

SOBOTA – Spadł trzeci, czwarty i piąty śnieg. Zaskoczył drogowców. Patrzymy przez okno jak biegają w panice i szukają w zaspach sprzętu.

NIEDZIELA – Kolejny dzień oglądamy drogowców. Przy okazji zauważyliśmy zbliżającego się do komendy, Kaprala Kluchę. Jego powrót ze zwolnienia zakończył się jednak pod drzwiami. Bo z dachu zleciały wszystkie kolejne śniegi, zbite w mokrą, biała masę. Pułkownik Żelazny otworzył drzwi i w ogromną zaspę przed komendą wrzucił pałkę Kaprala. Do kompletu.

środa, 6 kwietnia 2011

NOE - skecz CZ.2


2 Dni później. Osoby te same:

Noe (siedzi przed chatą i nic nie obgryza)
Pan (standardowa wizualizacja duchowa)



 
Pan – No witaj Noe, nasz ulubieńcu.
Noe – A witaj mistrzu.
P – Gdzie Arka?
N – Plany robimy.
P – 2 dni mijają a wy dopiero plany rysujecie???
N – E tam, rysujemy... na razie próbuję papirus gdzieś kupić.
P – Papirusu nie ma?
N – Tylko taki cienki... w rolkach
P – To zły?
N – On jest zupełnie do dupy
P – Noe!!!
N – No co?
P – Nico... a drewno już naszykowane?
N – Drewno, drewno... drewna też nie ma...
P – Jak to, nie ma?
N – Tak, to... Rzymianie wykupili
P – Drewno??? Rzymianie??? A na co im drewno?
N – Na pewno na narty wodne... (z przekąsem)
P – Hmm? (zdziwiony)
N – Krzyże robią.
P – Znaczy się nawracają. To dobrze, dobrze...
N – No nie wiem... coś mi się wydaje, że to zły znak...
P – O Rzymianach porozmawiamy kiedy indziej
N – Czemu nie, ja o wszystkim mogę ...
P – To żadnego drewna nie dostałeś?
N – A tyle tylko, co tam pod chatą leży.
P – 4 deski???
N – W tym jedna spróchniała... od zarąbania w niej korników... ale w tym wypadku to będziemy mieli 2 w 1, bo od razy korniki można wciągnąć na listę zaokrętowanych... tylko nie wiem jak parkę wyodrębnić, mistrz wie po czym się płeć u korników rozpoznaje?
P – Mistrz jest wszechwiedzący.
N – No to po czym?
P – Po czapce... samce mają czapki a samice nie... (niezdecydowanym głosem)
N – Hmm... no to albo mam tam zjazd samych pań, albo samce tak spieprzały, ze pogubiły czapki...
P – Noe!!!
N – No co?
P – A hufnali chociaż żeś nakupił?
N – Nie... też Rzymianie wykupili...hurtowo brali...
P – Co jest z tymi Rzymianami? Plany mi psują.
N – A może oni Arkę budują?
P – Myślisz, że był przeciek? (zamyślony)
N – A Mistrz komuś jeszcze o tym mówił?
P – Nie... tylko Tobie.
N – A ja tylko żonie, szwagrowi i temu Aronowi spod 17, bo on jedyny ma adapter, więc się przyda na Arce.
P – No... to by wyjaśniało sprawę. Jęzora w gębie utrzymać nie możesz? Za karę skracam termin do wielkiego Potopu. Dwa dni. Dwa dni masz na wybudowanie Arki. Nie wiem jak to zrobisz i z czego. I faktury do wglądu!
N – Potop? No to mam przechlapane...

CDN

BUBLIA


Czytanie z listu św. Tymasza do siebie samego:

I dotknął Pan nogi trędowatego i go uleczył. I dotknął Pan dłoni choleryka i takoż uczynił go zdrowym. I Pan wzrok swój zwrócił ku chromym i radość z ozdrowienia mógł oglądać. I z kolei wzrok swój, Pan próbował skierować ku Markowi, ale ten uciekł za chatę. Ale wzrok Pana przebijał ściany jak szarańcza pajęczynę. I uzdrowił Marka. I skrócił mu penisa.

wtorek, 5 kwietnia 2011

OD REDAKCJI

Prezes postanowił zobaczyć ilu ma fanów. I podstępnie założył konto na Naszej Klasie. Pomimo Naszych tłumaczeń i błagań, żeby się nie ośmieszał, Prezes dopiął swego.
Jeżeli czujesz się wielbicielem Prezesa i Bloga Vaderowo.Blogspot.Com, dołącz do jego znajomych!!! Prezes przyjmie każde zaproszenie. Nawet od kont zablokowanych.