*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************
wtorek, 31 grudnia 2013
sobota, 28 grudnia 2013
Z Notatnika Kapitana Żbika cz. 49
PONIEDZIAŁEK – Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan. Nasz
ukochany przełożony, pułkownik Żelazny powrócił z centrali. Wziął tam udział w
konferencji poświęconej zagrożeniom terrorystycznym. Kapral Klucha zapytał czy
to ksiądz Pistolet poświęcił tą konferencję. Standardowo, nie dotrwał do końca
zebrania załogi i z bólem kości ogonowej, pochodzącym od buta naszego
pułkownika, znalazł się za drzwiami. A dalej było bardzo ciekawie. Pułkownik
opowiadał nam o różnych zamachach, bombach, ładunkach, wybuchach i innych
takich, od których włos się jeżył na grzebieniu, który to grzebień miałem
schowany w tylnej kieszeni spodni. Włos się jeżył i kłuł mnie w tyłek więc zacząłem się drapać. Pułkownik zaczął mnie
bacznie obserwować, aż w końcu stwierdził, ze terroryści mogą rozpylić nie
tylko wąglik, ale również zaatakować nas pchłami... i chyba ja jestem
przykładem takiego ataku. Ale, że jest na to antidotum. Wystarczy się wykąpać.
I wywalił mnie z gabinetu. Posterunkowy Paproch wyszedł sam i ku naszemu
zdziwieniu, okazało się, że ma nam przekazać zadanie jakie wyznaczył pułkownik,
oraz streścić całość zebrania załogi dla tych którzy nie byli. Czyli dla mnie i
Kluchy. Niestety, pułkownik nie wziął pod uwagę, że posterunkowy jest osobą
wyjątkowo wrażliwą i dynamicznie reagującą na stresy. A nas wcale nie zdziwiło
kiedy zemdlał i runął na linoleum.
WTOREK – Dopiero dzisiaj udało się Paprochowi wyjaśnić nam
zadania pułkownika Żelaznego. Ale i tak szło mu opornie, bo podobno przez noc
dużo zapomniał. Po pierwsze, mamy zidentyfikować w naszym miasteczku wszystkie
mniejszości narodowe. Gdyż to one podobno stanowią największe zagrożenie
terrorystyczne. To w zasadzie wydawało nam się dość proste. Sprawdziliśmy tylko
w „Słowniku Wyrazów Tajemniczych w Służbach Mundurowych” co oznacza mniejszość.
I dowiedzieliśmy się, iż mniejszość jest to coś co jest większe od zera a
mniejsze od większości. Kapral Klucha się zawiesił. A raczej jego narząd, zwany
mózgiem. Objawiało się to wywalonym językiem i wybałuszeniem gałek ocznych.
Ocuciliśmy go szmatą służbową, pozostawioną w wiadrze przez naszą sprzątaczkę.
Kiedy Klucha doszedł do siebie, zatrzymaliśmy go, żeby nie poszedł za daleko.
Wtedy posterunkowy Paproch wyjawił nam dalszą część planu pułkownika Żelaznego.
Po zidentyfikowaniu mniejszości, należy ją zinwigilować i zatrzymać
potencjalnych terrorystów. Kapral Klucha zawiesił się po raz drugi. Niestety,
szmata nie nadawała się już do użytku, więc pozostawiliśmy tak kaprala aż do
środy.
ŚRODA – Kapral sam się odwiesił. Ale nie chciał powiedzieć
jak. Tylko spodnie miał z tyłu upaprane. Po analizie przeprowadzonej przez
naszą dzielną trójkę, okazało się, że mamy w naszym miasteczku aż dwie
mniejszości. Obie w budkach. Jak ptaki. Pierwszy to Wietnamczyk w budce z
sajgonkami, a drugi to Turek w budce z kebabem. Klucha się zapytał, czy też
wchodzą do tych budek przez owalny otwór. Ale go zignorowaliśmy. Widać nie do
końca się jeszcze odwiesił. Teraz musieliśmy tylko zdecydować. Co jest
groźniejsze pod względem terrorystycznym. Sajgonka czy kebab? Paproch
stwierdził, że najgroźniejszy jest hamburger... ale niestety, budka z
hamburgerami należy do pana Mietka, który jest tutejszy i notowany za
notoryczny alkoholizm podpłotowy. W ramach losowania, wybraliśmy budkę z
sajgonkami, jako obiekt inwigilacji. Inwigilującym został kapral Klucha.
CZWARTEK – Kapral Klucha wyekwipowany w zestaw podsłuchowo – nagrywający, został
ustawiony na rogu Św. Kunegundy Co Nie Chciała Jeść Pierożków i ulicy imienia
Molestowanych Ministrantów. Na owłosionej klacie, za pomocą przylepca,
posterunkowy Paproch zainstalował kapralowi mikrofon, którym nagrywać miał
rozmowę z wietnamskim właścicielem budy. Niestety z przyczyn finansowych,
zamiast małego mikrofonu szpiegowskiego, posterunkowy przytargał profesjonalny
mikrofon studyjny z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Który co raz,
przyklejony w nowym miejscu klaty kaprala Kluchy, odpadał. Każde jego
oderwanie, wiązało się z wydawaniem przez Kluchę odgłosu, uznanego przez
okolicznych mieszkańców za odgłos szlachtowanego prosiaczka. Po kilkunastu
razach, w końcu udało się posterunkowemu przykleić mikrofon do... no jakby
to...powiedzieć, do już wydepilowanej klaty kaprala Kluchy. Żeby zamaskować
konstrukcję wykonaną przez posterunkowego Paprocha, kapral otrzymał bukiet żonkili. Kwiatki nie były
jednak pierwszej świeżości, więc Klucha musiał je trzymać obiema rękami. Gdyż w
przeróżnych, trudnych do przewidzenia momentach, raczyły zwisnąć ukazując
zakamuflowaną konstrukcję podsłuchową. Żeby nie przedłużać, cała ta eskapada
zdała się psu na budę, bo Klusze kiedy tylko zbliżył się do budy z sajgonkami,
żonkile raczyły klapnąć a mikrofon oderwać się. Zagrożenia terrorystycznego nie
stwierdzono. Jedynie kapralowi udało się wykryć w wietnamskim sprzedawcy –
kryptogeja. Najwyraźniej pisk który wydał Klucha w momencie odrywania się
mikrofonu i bukiet zdechłych kwiatków to sprawiły. Od tego momentu, kapral
Klucha zrezygnował z sajgonek i nie odbiera listów z Wietnamu.
PIĄTEK – Pozostała nam więc tylko jedna mniejszość. A jej
przedstawiciel, Abdullah Coskun zajmował się produkcją kebabu z baraniny
składającej jajka. Kapral Klucha stwierdził iż samo imię naszego podejrzanego
jest terrorystyczne. Ale uznaliśmy to za rasizm i zaproponowaliśmy Klusze zakup
sajgonek. Jakoś się nie kwapił. W związku z totalną klapą akcji w wykonaniu
kaprala, tym razem do akcji wyznaczony został posterunkowy Paproch. Trochę się
opierał twierdząc, że on lubi kuchnie tradycyjną czyli wódkę i ogórka, ale
służba nie drużba i musiał iść. Ale jak szybko poszedł, tak szybko wrócił. Z
wbitym w tyłek rożnem pionowym. Notabene z resztkami wyśmienitego kebabu. Ale
nic dziwnego, kiedy w pierwszych słowach zapytał, czy sprzedawca kebabów jest
terrorystą, po czym kazał mu mówić prawdę i wskazując na swoją pałkę służbową,
stwierdził że to jego abdulLacha.
SOBOTA – Nasz ukochany przełożony, pułkownik Żelazny zapytał
jak idą nam poszukiwania zagrożeń terrorystycznych w naszym miasteczku. A na
stwierdzenie, że nam nie idą, powiedział, że tu jest za spokojnie i coś się
pewnie szykuje, ale my o tym dowiemy się z gazet bo z pracą możemy się
pożegnać. Kapral pożegnał się dwa razy. A raczej przeżegnał. Nie zrobiło to
jednak na pułkowniku żadnego wrażenia.
NIEDZIELA – Skoro nie znaleźliśmy zagrożenia
terrorystycznego, postanowiliśmy je stworzyć. I w nocy wysadziliśmy budkę
zasłużonego dróżnika, pana Cześka. Niezapomniany widok pana Cześka, który z
płonącą chorągiewką sygnałową w jednej ręce, i kanapką z salcesonem w drugiej
lewitował przez chwilę nad wysadzoną budką, by po chwili lotem koszącym udać
się za przyległy do torów, brzozowy lasek, pozostanie w naszej pamięci na
wieki. A potem przyjechał ekspres „Św. Rafał”. I wywalił się na nie
przestawionej zwrotnicy. A potem przyjechał towarowy z cysternami z
Petrochemii. I też się wyłożył. Oj był widok. Był. Ale dzięki temu,
pułkownikowi przeszła chęć wywalenia nas na zbity pysk. A że przez przypadek,
„Św. Franciszkiem” podróżował nasz znajomy producent kebabów, Abdullah, to i
całe zamieszanie nam się upiekło. Jak sajgonka. Nie... nie jak sajgonka. Jak
kebab. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
środa, 25 grudnia 2013
wtorek, 24 grudnia 2013
KURT
Spotykam Kurta pod blokiem. Jest bardzo podekscytowany.
-Postanowiłem zostać żeglarzem – mówi, łapiąc mnie za ramię.
-Żeglarzem? – dziwię się.
-No, dokładnie – mówi, patrząc na mnie – Żeglarzem, będę przemierzał morza i oceany oraz inne akweny wodne na mej łodzi, albo jachcie... albo też innym obiekcie pływającym.
-Mhm – mruczę pod nosem – A przemyślałeś wszystkie „za” i „przeciw”?
-Jakie ... „przeciw”? – pyta zdziwiony Kurt.
-No jakie? – mówię – Ano takie, że nie posiadasz łodzi, jachtu ani tego innego obiektu pływającego, nie umiesz żadnego z nich prowadzić, że najbliższy akwen jest dwieście kilometrów stąd i nie masz ani czym, ani za co tam dojechać.
-I uważasz, że to są powody dla których nie mogę zostać żeglarzem? – pyta Kurt – Na pewno nie... podaj choć jeden taki, który mnie na prawdę przekona.
-Panicznie boisz się wody – odpowiadam.
-Postanowiłem zostać żeglarzem – mówi, łapiąc mnie za ramię.
-Żeglarzem? – dziwię się.
-No, dokładnie – mówi, patrząc na mnie – Żeglarzem, będę przemierzał morza i oceany oraz inne akweny wodne na mej łodzi, albo jachcie... albo też innym obiekcie pływającym.
-Mhm – mruczę pod nosem – A przemyślałeś wszystkie „za” i „przeciw”?
-Jakie ... „przeciw”? – pyta zdziwiony Kurt.
-No jakie? – mówię – Ano takie, że nie posiadasz łodzi, jachtu ani tego innego obiektu pływającego, nie umiesz żadnego z nich prowadzić, że najbliższy akwen jest dwieście kilometrów stąd i nie masz ani czym, ani za co tam dojechać.
-I uważasz, że to są powody dla których nie mogę zostać żeglarzem? – pyta Kurt – Na pewno nie... podaj choć jeden taki, który mnie na prawdę przekona.
-Panicznie boisz się wody – odpowiadam.
niedziela, 22 grudnia 2013
sobota, 14 grudnia 2013
KURT
Stoimy z Kurtem, oparci o murek przy schodach prowadzących do sklepu z rowerami.
-Czy było tak, że byłeś całkiem sam? – pyta Kurt, przeżuwając źdźbło trawy.
-Kiedyś mama mnie zostawiła samego w domu – odpowiadam – Od tego czasu mam traumę
-Ale wiedziałeś, że wróci? – dopytuje się Kurt
-No tak... – odpowiadam ostrożnie.
-A mnie chodzi o taki moment – mówi Kurt – Kiedy nikogo wokół ciebie nie ma, nikt nie wróci po ciebie, nikt nie przyjdzie i nikt się nie zainteresuje tobą.
-O kurcze... – mówię cicho – Tak to nie miałem...
-No właśnie – mówi Kurt, wypluwając trawkę na schody.
-Ale wiesz – dodaję – Zawsze jakby co, to mam ciebie, kumpla.
-Ale ja jestem wymyślony – mówi Kurt spoglądając w moją stronę.
-Może to lepiej – mówię.
-Co „lepiej”? – pyta Kurt.
-Może lepiej być wymyślonym – odpowiadam – wymyślony nie ma potrzeb, zachcianek, nie musi kochać, nienawidzić ... nie musi nic.
-A propos potrzeb... – mówi Kurt, udając się w kierunku najbliższego drzewka.
-No tak... – mówię w jego kierunku – W końcu można być „wymyślonym inaczej”.
-Czy było tak, że byłeś całkiem sam? – pyta Kurt, przeżuwając źdźbło trawy.
-Kiedyś mama mnie zostawiła samego w domu – odpowiadam – Od tego czasu mam traumę
-Ale wiedziałeś, że wróci? – dopytuje się Kurt
-No tak... – odpowiadam ostrożnie.
-A mnie chodzi o taki moment – mówi Kurt – Kiedy nikogo wokół ciebie nie ma, nikt nie wróci po ciebie, nikt nie przyjdzie i nikt się nie zainteresuje tobą.
-O kurcze... – mówię cicho – Tak to nie miałem...
-No właśnie – mówi Kurt, wypluwając trawkę na schody.
-Ale wiesz – dodaję – Zawsze jakby co, to mam ciebie, kumpla.
-Ale ja jestem wymyślony – mówi Kurt spoglądając w moją stronę.
-Może to lepiej – mówię.
-Co „lepiej”? – pyta Kurt.
-Może lepiej być wymyślonym – odpowiadam – wymyślony nie ma potrzeb, zachcianek, nie musi kochać, nienawidzić ... nie musi nic.
-A propos potrzeb... – mówi Kurt, udając się w kierunku najbliższego drzewka.
-No tak... – mówię w jego kierunku – W końcu można być „wymyślonym inaczej”.
niedziela, 8 grudnia 2013
środa, 4 grudnia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)