*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

środa, 30 marca 2011

SENSACYJNE ZDJĘCIE PREZESA !!!

To naprawdę sensacja! Prezes został uchwycony przez  paparazzi w czasie spaceru po swoim rancho. Dzięki temu możecie go Państwo oglądać w pełnej krasie. 
PS. Prezes nie wie, że wstawiliśmy jego zdjęcie. Będzie dym.

wtorek, 29 marca 2011

OD REDAKCJI

Miło nam donieść, że zakończyła się kolejna ankieta w której tłumnie wzięliście udział. Ankieta "Na kogo zagłosujesz w wyborach na Króla" przyniosła oczywiście niespodziewaną niespodziankę. Z ogromną przewagą (2 głosy) zwyciężył PREZES! Deklasując Antoniego Króla i innych Króli i Królików. Niestety, zdarzyła się tez przykra sytuacja. Otóż ktoś śmiał zaznaczyć odpowiedź "Byle kto, byle nie Prezes". Prezes się wkurzył. Wypuścił wiatry i zaczął szperać w komputerach w celu odkrycia winowajcy. Obecnie prezes nadal drąży sprawę, więc gdyby komuś popsuł się komputer, lub niespodziewanie eksplodował monitor... albo w nocy ktoś zapukał do drzwi...

NOE - skecz CZ.1


Występują:

Noe (siedzi przed chata i obgryza paznokcie)
Pan (ukazuje się w formie materialnej)




 
Pan – Witaj Noe, synu mój bogobojny.
Noe – Aaa... cześć mistrzu...
P – Wolałbym abyś się do mnie zwracał per Panie
N – Dobrze mój Perpanie
P – Samo „Panie”
N – Dobrze Samopanie.
P – Dobra... cofam... mów jak chcesz
N – Dobrze mistrzu.
P – Chodzą słuchy, ze troszkę popada (rozglądając się wokół, czy nikt nie podsłuchuje)
N- Susza... mogło by trochę pokropić...
P – Trochę więcej niż „trochę” pokropi... (mruga porozumiewawczo okiem)
N – Coś się mistrzowi w oko stało?
P – Eee... mrugam do ciebie porozumiewawczo...
N – Aaa... to mógł mój Pan od razu powiedzieć, bo myślałem, że tik takowy mistrz mój posiada. A na taki tik najlepiej odchód osła przyłożyć...
P – Nie! To nie tik!
N – No już dobrze... pomóc chciałem... to co z tym deszczykiem?
P – No i z tym właśnie do ciebie przychodzę. Będzie padać i to sporawo.
N – Bardziej niż w zeszłym tygodniu?
P – Bardziej
N – Żeby mi tylko nowalijek nie zalało.
P – Zaleje.
N – Uuu... to nie dobrze...będę je musiał na wyższym tarasie posiać.
P – Tam też zaleje.
N – Uuu... to na szczycie górki posiać będę musiał
P – Tam...
N – ... też zaleje???
P – No.
N – Ale zaraz... szczyt pagórka jest wyżej od dachu mojej chaty (patrzy ku górze)
P – No mówiłem przecież, ze popada.
N – A instytut meteorologiczny nic nie zapowiadał...
P – Bo to ateiści.
N – Aaa... rozumiem
P – Ale skończy się ich niewierność, niech no tylko popada...
N – Ano właśnie, to może zamiast nowalijek, ja sam jakiś szałas na pagórku postawię, gumiaki założę... może nie przemoknę za bardzo?
P – W tej właśnie sprawie do ciebie Noe przychodzę. Gumiaki nie pomogą, a szałasik to wiesz gdzie sobie możesz postawić...
N – Gdzie?
P – W d... w gaju oliwnym, nigdzie... zapomnij o szałasie... tu o inna konstrukcję chodzi... o Arkę!
N – Aaa... o Arkę... a co to takiego?
P – Taka wieeeeelka łódź.
N – Aaa... ale na co mi taka wielka łódź... jak ja mam tylko teściową, żonę, dwójkę dzieciaków i kota...a jakby tak się sprężyć, to dwójka dzieciaków i kot pozostaje, to my sobie lipę wydrążym i kajaczek co się zowie zrobimy.
P – Dupa tam a nie kajaczek... Ojciec mój w trzech osobach, wkurzył się znacznie na ludzi, na to, że w brudzie moralnym się taplają, w sprośnościach, w luksusie się pławią a na tace nie ma kto dawać... i postanowił (tu Pan wyciągnął zwitek papirusu): „Niniejszym postanawiam, utopić tych wszystkich popaprańców, z wyjątkiem Noego. Bo mi się jego morda podoba”
N – Hmm... wszystkich potopić?
P – Co do jednego.
N – A co z bydlątkami? Żal je topić... choć na tacę też nie dają... to fakt.
P – A właśnie! Do tego nam jest Arka potrzebna. Załadujesz tam po parze różnych animalsów i jak woda opadnie, to one się potem już same rozmnożą.
N – Orzesz ku... to transatlantyk nam jest potrzebny...
P – Arka wystarczy.
N – Tia... a słonie tez bierzemy?
P – Oczywiście.
N – To nie wystarczy. Dwa takie wlezą i nie dość, że kupę miejsca zajmą, to jeszcze przechył zrobią i się wszyscy możemy do wody wykopyrtnąć.
P – Nie wierzysz w moc Pana?
N – Wierzę, wierzę... w moc Pana, w mocz kota... ale nie chciałbym być w jego skórze jak mi taki elefant teściową nadepnie, oj nie chciałbym.
CDN.

piątek, 25 marca 2011

Z GLUTA WRZUTA







WIĘCEJ ZOBACZYSZ NA BLOGU GLUTMASTERA  *LINK*

BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do pasztetu z zająca:

„I zebrał się lud z cegłami i zaprawą, by wieżę ogromną budować. I pracę rozpocząwszy, na kształt zigguratu, wieżę wznosić począł. A ludowi dobrze się pracowało, bo jeden to naród był. Więc wieża coraz wyższa była, i niedługo ku Niebu sięgnąć miała. I zatrwożył się Pan, że pospólstwo na pokoje mu wlezie i błocka na święte dywany pownosi. I pomieszał im języki aby dogadać się ze sobą nie mogli. Ale plan Pana się nie powiódł, gdyż wśród ludu znalazł się osobnik z daleka, który posiadłszy wiedzę tajemną z google translatora, wszystkie pomieszane języki tłumaczył. I zafrasował się Pan, i długo się namyślał, aż broń ostateczną wytoczył. I cegły z dalekiej Polandii sprowadził. I wieża na nich pobudowana runęła. I lud się wkurzył. I do domu się rozszedł. I Pan dywany swe uratował. A wieżę mianem bubla ochrzczono. I w pamięci ludów Wieżą Bubel pozostała.

Czytanie z listu św. Tymasza do wazonu teściowej:
Siedmiu uczniów Pana, zgłosiło się do konkursum wielkiego, gdzie talenta różne lud Izraela miał przedstawiać. Wraz z instrumentami swemi, przez rzekę Jordan ku Jerychu się udali. I stanęli pod murami Jerycha aby spocząć po wędrówce. A Pan im się objawiwszy, nakazał im w czystości do Jerycha wkroczyć. I przybył ku nim Jozue, który całe pokolenie Izraelitów przez Jordan prowadził. I każdego po kolei obrzezał krzemiennym nożem. I siedmiu uczniów Pana, wyć wniebogłosy poczęło. I mury nie wytrzymały. Tak padło Jerycho, rzezaniem napletków zniszczone. Konkursum wielkie, nierozstrzygniętym pozostało.

środa, 23 marca 2011

BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do Bazylego Wyparły :

„I szedł lud Izraela przez pustkowie Sin, i głodował. I kłótnie wybuchały o ostatnie udko skarabeusza. I usłyszał Pan te żale. I ulitować nad umęczonym ludem się postanowił. Z własnego stołu przepiórek im kilka rzucił. Ale mało ich było i tłuszcza się o nie pobiła. Młyn straszliwy się zrobił, i widział Pan wylatujące ku Niebu sandały, kije, porwane tuniki i zęby po pustyni się turlające. I postanowił motłoch uciszyć. I grad straszliwy na bijących się, zesłał. A oni, wyczerpani, jeść go poczęli. I smakował im straszliwie. I tak Pan wynalazł lody w kulkach.”

Czytanie z listu św. Tymasza do Bożeny, Księga Zejścia rozd. XX:

„I rzekł Pan do Mojżesza: „Wznieś ręce ku Niebu, a Egipt cały w ciemności na dni trzy się pogrąży”. I uczynił tak Mojżesz. Wzniósł ręce i oczy ku Niebu. I spadające z góry wiadro uderzyło go w czoło. I rację miał Pan. Trzy dni, Mojżesz słońca nie oglądał.

Czuję


CZUJĘ

Czuję się dziś dosyć dziwnie
Chociaż leżę tu wygodnie
Wciąż ta myśl mnie prześladuje
Ze znów, narobiłem w spodnie.

SPOTKANIE

Wczoraj spotkałem docenta Bazydło. Nie widzieliśmy się od dziesięciu lat, więc nasze powitanie było wyjątkowo serdeczne. Urwałem docentowi dwa guziki z jego marynarki, a on naderwał rękaw w mojej. Po tym incydencie, wypiliśmy litr wódki i zjedliśmy beczkę soli. Docent Bazydło zwymiotował. Trzeba przyznać, że zrobił to jak rasowy inteligent. Rzygał półgębkiem. Drugą częścią ust uśmiechał się z zadowoleniem. Wypiliśmy następny litr. Docent ciut stracił ze swojego image. Teraz już rzygał cała gębą. Na przeprosiny, chlupnęliśmy sobie jeszcze ćwiartkę. Docent przyznał, że swój tytuł i dyplom ukończenia studiów, zakupił na pobliskim bazarze. Po następnych dwustu gramach, docent Bazydło przyznał ze skruchą, że jest skończonym chamem i nawet podstawówki nie udało mu się ukończyć. Na pożegnanie wypiliśmy po szczeniaczku. Docent wychodząc z knajpy wprost do ministerstwa płakał jak bóbr.

wtorek, 22 marca 2011

TYLE SEKSU A TYLKO 2 KALORIE

„TYLE SEKSU A TYLKO 2 KALORIE” 


Posłuchaj kochanie, on mi dzisiaj stanie 
Tak rzekłem do żony, wychodząc, wkurzony 
I takoż się stało, jako rzekłem rano 
Kiedy w pracy byłem, zegarek mi stanął 




UWAGA!!! 


Powyższy utwór został uhonorowany 
następującymi nagrodami: 


1. Nagroda Hugo – za dwuznaczność, obsceniczność i wielokrotne,
 niepoprawne użycie przecinków. 
2. Nagrodą Nebula – za styl i formę przypominające najstarsze 
zabytki sztuki piśmienniczej, odkryte w grotach Machu Picchu. 
3. Nagrodą Pulitzera – przez przypadek zbieżności nazwiska autora
 z wynalazcą pierwszego parowego wibratora. 
4. Złotym Krzyżem Zasługi – za głęboki artyzm i treści filozoficzne
 zawarte w zdaniu pomiędzy drugim a trzecim przecinkiem. 
5. Oscarem – za najlepszy scenariusz filmu grozy. 
6. British Awards – za melodyjność. 
7. Nagrodą Stowarzyszenia Twórców Polskich – za użycie dawno
 zapomnianych wyrazów: “takoż” i “rzekłem”. 
8. Nagrodą Związku Miłośników Żółwi i Chomików – za nieużycie 
żadnego z wyżej wymienionych zwierzątek do prób nad wierszem.

SŁONECZKO 1996

Dnia 15 maja 2089 roku, o godzinie 12:00, czyli w samo południe, Słońce zawahało się i pozostało na nieboskłonie. Z początku nikt tego nie zauważył, ale już o godzinie 15-tej, pierwsi gapie zaczęli gromadzić się na rynku i wpatrywać się w stojące w zenicie słońce. Grupa szemrała, bzyczała i falowała ja morze Kaspijskie, by po godzinie podzielić się na dwie grupy. Szemranie przemieniło się w okrzyki a z kolei okrzyki, w normalną kłótnię. Grupa stojąca po lewej stronie otaczała fryzjera, Stevena Schwarza, który najwyraźniej był jej prowodyrem. „Słoneczko nie zachodź” – ryczał Schwarz upodabniając się do niektórych klientów swego zakładu fryzjerskiego, ranionych brzytwą podczas filozoficznych wywodów właściciela. Otaczający Schwarza ludzie, wznosili ręce ku niebu i powtarzali okrzyki ich duchowego przywódcy. Grupa z prawej strony, niemniej liczna niż grupa Schwarza, otaczała właściciela nocnego lokalu o sympatycznej nazwie „Króliczek”, pana Gedeona Weissa. Pan Gedeon próbował przekrzyczeć Schwarza, i wraz ze swymi ludźmi skandował hasło „Zajdź Słoneczko, zajdź”. Ale gdzie tam. Obie grupy dobrały się do siebie wokalnie i żadna z nich nie górowała nad drugą. Za to ich okrzyki zlewały się w jeden, dość idiotyczny zlepek „Słoneczko... zajdź... nie zachodź... Słoneczko zajdź... nie zachodź... nie Słoneczko”. Mniej więcej koło godziny 17-tej, obie grupy ochrypły. A Słońce nadal wisiało na nieboskłonie, nie ruszając się z miejsca choćby na cal. Obie konkurujące ze sobą grupy, wyczerpawszy argumenty słowne, postanowiły zdezintegrować swoich oponentów w sposób, że tak powiem... czynny. Poszły w ruch kije, kamienie a nawet jeden z foteli fryzjerskich pana Schwarza. Z początku grupa Schwarza zepchnęła grupę Weissa we wschodnio – północny narożnik rynku, a to tylko i wyłącznie dzięki owemu fotelowi fryzjerskiemu, którym rosły pan Schwarz wywijał nad głową. Grupa Weissa nie poddała się jednak. Z pomocą przyszła im żona pana Weissa. Prawie stukilowa matrona o imieniu Gertruda. Wykorzystując Gertrudę jako taran, grupa Weissa odepchnęła grupę Schwarza na sam środek rynku i sytuacja się unormowała. Około godziny 19-tej, kiedy wiadomo było, że Słońce już raczej nie zajdzie, zwolennicy takiego rozwiązania, razem z panem Schwarzem, zaczęli skandować kolejny slogan „Słoneczko jesteś w dechę!” Ich przeciwnicy, czyli grupa Weissa odkrzyknęła „Dechą w Słoneczko!” i znów zapanował tumult. Nagle, w połowie walki fotelowo - Gertrudowej, Słońce zamigało, rozległ się huk i na niebie, czarnym jak dusza bankiera, pojawił się fosforyzujący napis: „Chcesz mieć własne Słońce? Firma Loyd & Loyd, dostarczy ci je prosto do domu”. Napis poświecił przez piętnaście minut i rozpłynął się. Zapanowała ciemność. Obie grupy, które przerwały walkę i wpatrywały się w reklamę, nagle zawyły i ruszyły ku ulicy, na której według ogłoszenia, mieściła się siedziba reklamowanej firmy. 

16 maja 2089 roku, jak co dzień rano, pan Schwarz otworzył podwoje swego zakładu fryzjerskiego. Pierwszym klientem był pan Weiss, który musiał wyglądać na wieczór, jak amant filmowy. Z siedziby firmy braci Loyd, unosił się czarny, gryzący dym. To płonęły setki sztucznych Słońc marki Loyd & Loyd. Sami zaś bracia Loyd jechali właśnie wagonem towarowym w przysłowiową siną dal. W podartych ubraniach i związani jak baleron, zastanawiali się nad zmianą sposobu reklamy swoich towarów. A prawdziwe Słońce? Wschodziło, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zatrzymać się na chwilę. Może koło południa?

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 31

VOL. 31

PONIEDZIAŁEK – Posterunkowy Paproch, naoglądał się filmów o Zombie. Nie wiem skąd u niego takie zainteresowanie tego typu kinematografią. Może to po wizycie teściowej? Niemniej, dziwnie zaczął na wszystkich patrzeć, zerkać a nawet obwąchiwać. Mnie, wyjątkowo obwąchał dwa razy. Poczułem się wyróżniony. Ale na krótko. Paproch wyjaśnił mi, że za drugim razem zmyliła go parówka którą niosłem.

WTOREK – Posterunkowy staje się coraz bardziej nieufny. Zainstalował judasza w drzwiach swojego pokoju. I zasuwkę z łańcuszkiem. Przytargał kilka zgrzewek wody mineralnej „Gruźliczanka”, dwie siaty cukru i wór kartofli. Powiedział, że przetrwa inwazję. Kapral Klucha dał mu kostkę drożdży. Może będzie z tego jeszcze jakiś pożytek?

ŚRODA – Paproch przestał przyjmować interesantów. Twierdzi, że oni nie są do końca żywi. Fakt, ostatni petent miał cerę dość ziemistą. Ale przyszedł do nas wprost z kopalni, zgłosić kradzież oskarda. Paproch zgłosił prośbę o księdza. Rozwiał nasz niepokój, kiedy się okazało, że chodzi mu tylko o poświęcenie jego wody mineralnej. Bo nie poświęcona na górnika nie podziałała. Choć Paproch wylał na niego całe dwa litry. I poprawił pustą butelką. Górnik zamiast sczeznąć, przyrżnął Paprochowi z liścia i go wyzwał.

CZWARTEK – Stan Posterunkowego się pogorszył. Zabił okno deskami. Zjadł pół worka ziemniaków i popił wodą. Szkoda, ze nie spróbował cukru i drożdży. Pozostałoby nam tylko nim wstrząsnąć i go podgrzać. Zaczynam rozumieć sens palenia czarownic w średniowieczu.

PIĄTEK – Pułkownik Żelazny postanowił zaprowadzić porządek na posterunku. Ponieważ słowne pertraktacje nie dały rezultatu, postanowiliśmy postawić na rozwiązanie siłowe. W sobotę sprawdzimy czy trzymany w specjalnym słoju próżniowym, jedyny granat hukowy, jeszcze działa.

SOBOTA – Yeebbbbbbbuuuuuuuudddddddddduuuuuuuuuuu. Działa. Szkoda tylko, że przekonaliśmy się o tym, zanim kapral Klucha wrzucił go do pokoju Paprocha. Chyba słoik był za mało próżniowy. Albo to wina Kluchy który coś długo gmerał przy granacie.

NIEDZIELA – Pułkownik Żelazny zastosował manewr ostateczny. Zadzwonił po teściową Paprocha. Hmm... Paproch zabrany do domu. Ale zobaczywszy szanowną „mamusię” posterunkowego, zanabyliśmy cały wóz ziemniaków i pól tony cukru, a kapral Klucha uzbroił nas w widły.

poniedziałek, 21 marca 2011

BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do ekshibicjonistów:

„Na początku Pan stworzył Niebo i Ziemię. A potem wygrał na loterii i dziecinne zabawy przestały go interesować”
-------------------------------------------------

Czytanie z listu św. Tymasza do Marioli córki Gerarda:

„I wyszedł Pan z uczniami swymi przed chatę, aby grzbiety od siedzenia umęczone, wyprostować. I na pielgrzyma wzrok zwrócili, który ku Hebronowi kroczył. A pielgrzym ów, lewą ręką kostur żelazem okuty trzymając, prawą w powietrzu wodził, jakoby ziarna siać pragnął. A szata jego, wiatr czyniła wtedy ogromny. Aż uczniowie do rowu cofnąć się musieli. I rzekł Pan, oczy z piachu przecierając: „Kto wiatr sieje, burzę zbierać będzie”. I zaiste prawdę rzekł Pan, albowiem kiedy pielgrzym skrył się za pagórkiem, piorun z nieba strzelił zygzakowaty. I pobiegli uczniowie sprawdzić. I nic nie znaleźli. Tylko sandały dymiące.”
-------------------------------------------------

Czytanie z listu św. Tymasza do lustra w szafie:

„I są wśród Was zdrajcy, którzy Naród ku wojnie pchać będą. Po owocach ich poznacie”. Tak rzekł Pan do swoich uczniów. I stojący za drzwiami Judasz usłyszawszy głos Pana, cały kosz granatów purpurowych w dół kloaczny cisnął.”
------------------------------------------------

Czytanie z listu św. Tymasza do zabytkowego kałamarza: „Przybyli uczniowie Pana i w izbie na zydlach zasiadłszy, wsłuchiwać w naukę jego się poczęli. I rzekł Pan: „Bądźcie płodni i mnóżcie się, abyście zaludnili ziemię” I tumult zrobił się straszny, i ławy i zydle poprzewracane zostały. I kurz się uniósł od tupotu sandałów. I Pan sam został, zaskoczony gorliwością owieczek swoich. I rozmyślać począł. A kiedy on rozmyślał, oni już ku Sodomie i Gomorze bierzyli, jelita baranie naciągając.”

niedziela, 20 marca 2011

OD REDAKCJI


Została zakończona ankieta na temat Atlantydy. Prezes dokonał komisyjnego otwarcia urny z głosami. Okazało się, że na pytanie: "Gdzie jest Atlantyda?", grono ekspertów odpowiedziało : "Trochę na prawo od Tczewa".
Na drugim miejscu, grono materialistów dopytywało się : "Co można wygrać?". Jeden głos padł na opcję "A kto pyta?". Niniejszym Prezes dziękuje za oddanie głosów w ankiecie i zaprasza do następnej. Tym razem zapytamy, kogo wybralibyście w wyborach na Króla? Prezes po cichu liczy, ze najwięcej głosów padnie na niego. Po cichu, ale też zagroził obcięciem poborów, jeśli stanie się inaczej.

czwartek, 17 marca 2011

BUBLIA

Czytanie z listy św.Tymasza do rosołu:
„I zebrali się wszyscy wokół Pana. I otoczyli go kołem, aby wsłuchiwać się w jego słowa. I rzekł Pan: „Nie lękajcie się dzieci moje. Nie lękajcie się ciemności, bo ciemność złą nie jest a tylko mroczną. Wychodzicie z ciemności i w ciemność się zapadacie.” I przytaknęli mu głów skinieniem. I co niektóry w stół czołem uderzywszy, o ciemności naocznie się przekonując. I Pan uniósł ręce ku Niebu i rzekł: „A między ciemnością narodzin, a ciemnością dołu ostatecznego jest czas na jasność”. I Pan zaklaskał w dłonie oświadczając: „Niech stanie się jasność”. I nic się nie wydarzyło. I zasępił się Pan. Tylko w ciszy ciemności nieprzeniknionej, kroki uciekającego Judasza, unoszącego ze sobą garść bezpieczników słychać było.”

środa, 16 marca 2011

OD REDAKCJI

UWAGA

W 29 i 30 części Żbika, ukazała się ich WERSJA MULTIMEDIALNA!!!
Zapraszamy do słuchania.
Sam PREZES raczył tego dokonać.
Ave Prezes!

Uprasza się o opinie w komentarzach pod rzeczonymi "Żbikami".

wtorek, 15 marca 2011

Z "GLUTA" WRZUTA

LOT NUMER 321 (1996)

Stewardesy zamknęły drzwi lśniącego Boeinga. Schody odjechały ku zabudowaniom technicznym portu lotniczego. Kapitan uzyskał zgodę na start, szyby przedziału pasażerskiego pociemniały i samolot rozpoczął kołowanie. Po chwili pasażerowie odczuli lekkie przeciążenie. Samolot wystartował. 

Już na wysokości 1500m, z ostatniego rzędu foteli I klasy, podniosło się dwóch gości w turbanach, i wyciągając spod swych powłóczystych szat karabiny maszynowe ogłosili, że samolot został porwany przez „Islamski Front Wyzwolenia”. Czyli ich dwóch. Na to, z pierwszego rzędu podniósł się osiemdziesięcioletni rabin i wyciągnąwszy ze swej siwej brody granat, odbezpieczył go na oczach pasażerów. Okazało się, że jest przedstawicielem ortodoksyjnej organizacji żydowskiej pod nazwą „Wolny Izrael”, i to on porywa samolot, a nie tych dwóch gości w „kocach”, jak sam ich określił. Kocowi islamiści zaproponowali mu zwrot granatu, dla dobra Mahometa. Ortodoksyjny stwierdził, że on cznia Mahometa i na dowód czego rzucił w kocowych, wyciągniętą przed chwila zawleczką. Na to wstał ksiądz ze środkowego rzędu i rozpiął sutannę. Całe ciało miał obwieszone laskami dynamitu, połączonymi ze sobą kilkunastoma różnokolorowymi przewodami. Okazało się, że zanim został księdzem, przez trzy lata był bojownikiem IRA i tak się przyzwyczaił, że nawet do snu dynamitu z siebie nie ściąga, więc niech nie pieprzą, bo on wdusi przełącznik i będzie po herbacie. Na to wstał jeden facet z przodu i powiedział, że on w zasadzie jest z ochrony samolotu, ale jutro przechodzi na emeryturę i nie będzie się wtrącał. Kocowi zaklaskali. Ksiądz z rabinem nie. Z powodów prozaicznych. Jeden miał w ręce detonator, a drugi, odbezpieczony granat. Na to podniósł się z fotela jakiś chudzielec w okularach i cichym głosem oświadczył, że jest technikiem lotniczym i za to, że go wywalili z pracy, podłożył bombę zegarową w luku bagażowym. Na to wstała jedna kobitka i powiedziała, że ona sobie wyprasza, bo tam ma walizkę i nie życzy sobie, żeby jej majtki fruwały nad Kalifornią. Osobnik w okularach się uśmiechnął. I to był jego błąd. Bowiem paniusia zdzieliła go w głowę torebką z krokodyla. Ten cios zmiótł uśmiech z jego twarzy, i chudzielec runął między fotele. Na to wstał jeden gość i rozchylił poły płaszcza. Ksiądz zawył i powiedział, że on ekshibicjonistów nienawidzi, i niech się gość zapnie albo on wdusi przycisk. Na to zaoponowała para islamistów. Na to kobieta z torebką z krokodyla odrzekła, że ona z pedałami w ręcznikach na głowie latać nie będzie, bo od pedałów to ona ma rower. Na to wstał otyły facet z pokaźna łysiną i zapytał, po ile ona sprzedaje te rowery, bo on jako akwizytor, powinien to wiedzieć. Na to podniósł się starzy mężczyzna w mundurze z II wojny, i powiedział, że to chyba nie najlepszy czas na załatwianie interesów. Na to akwizytor powiedział słowo niecenzuralne. Na to wstał jeden pijany i powiedział, ze jeżeli o niego chodzi to może wysiąść. Na to akwizytor powiedział, ze słowa swoje skierował do dziadka w mundurze. Na to pijak się uśmiechnął i powiedział, że to dobrze, bo tak przeważnie do niego mówią, kiedy wyrzucają go z knajpy. Na to brodaty rabin stwierdził, że ręka mu ścierpła i czy jest może ktoś chętny do potrzymania granatu. Na to weszła stewardesa i zapytała, czy ktoś nie chce herbaty. Na to ksiądz powiedział, że on by się napił, ale nie może sobie zalać detonatora. Na to wstał jeden gość w garniturze w kratę, powiedział, ze ma na imię Forrest i on by z chęcią popił czekoladki. Na to wstała jedna blondyna i powiedziała, że chce dbać o środowisko naturalne i pokój na świecie. Do pasażerów wyszedł kapitan i powiedział, żeby wszyscy usiedli. Na to wstał jeden gość w plastikowych okularach i powiedział kapitanowi, żeby się wypchał, bo jemu się to wszystko coraz bardziej podoba. Na to podniosła się pani z sąsiedniego fotela i powiedziała, że jej przedmówca podróżuje na gapę. Na to kapitan stwierdził, że z taką bandą idiotów jeszcze nie leciał i... wysiadł. Na to wszyscy skoczyli do drzwi i okazało się, ze samolot stoi w hangarze. 

Po raz kolejny nie powiodła się próba na najnowocześniejszym, amerykańskim symulatorze lotów. Próba z przypadkowo wybranymi pasażerami, którym zafundowano lot w chmurach, będący jednocześnie bardzo drogim złudzeniem. 
Ale dlaczego się nie powiodła? Bo rabinowi zdrętwiała ręka i nieopatrznie upuścił granat na podłogę.

poniedziałek, 14 marca 2011

OD REDAKCJI

informuje, że się pochorowała i leży w wyrku, pocąc się i mając wizje wszelakie, bez użycia grzybków "halucynkami" zwanymi. Redakcja przeprasza, za brak postów przez kilka dni, ale wizje trzeba będzie spisać. Na razie Redakcja widzi po 6 klawiatur na raz i 15 prezesów a to jeszcze bardziej osłabia jej wątły organizm.
Życzenia powrotu do zdrowia mile widziane.

piątek, 11 marca 2011

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 30

VOL. 30 WERSJA MULTIMEDIALNA

PONIEDZIAŁEK – Pułkownik Żelazny przyjmował właśnie delegację rolników, którzy jak stwierdzili przez telefon, chcieli się mu odwdzięczyć. Nie wiem o co chodziło. Po ich wizycie, chciałem podejść do mojego ukochanego przełożonego, i poprosić o wyjaśnienie tej zagadki, ale uprzedziła mnie jego żona, Maryla. Wpadła na komisariat jak tajfun i krzycząc coś o wycieczce „last minute” czy też „second hand”, złapała męża za rękę i uprowadziła do wyjścia. Ostatnie słowa, jakie zdążyliśmy usłyszeć to „Opiekujcie się moim brezentem” i pułkownik zniknął za drzwiami komendy. Jakim brezentem???

WTOREK – Cały dzień spędziliśmy na szukaniu pułkownikowego brezentu. Kapral Klucha stwierdził, że ma w domu namiot z brezentu. Ale ten namiot jest jego, i nie da nam, się nim opiekować. Wolałem się więc już nie przyznawać do posiadania brezentowego daszka na działce. Za dużo chętnych do opieki. Niby policjanci i kumple z pracy... ale strzyżonego pan Bóg strzyże. Czy coś w tym stylu...

ŚRODA – Coś zaczęło cuchnąć.

CZWARTEK – Posterunkowy Paproch, który stwierdził, że ma „nosa” do rozwiązywania spraw kryminalnych, zaoferował swoją osobę w charakterze psa tropiącego. Ponieważ cuchnęło coraz bardziej, nie pozostało nam z Kapralem Kluchom nic innego, jak zgodzić się na propozycję Paprocha. Choć z góry wiedzieliśmy, że nic dobrego z tego wyniknąć nie może.

PIĄTEK – Przybiliśmy sobie z Kapralem tradycyjne „piąteczki” dłońmi, kiedy posterunkowy Paproch z nosem przy ziemi, tropiąc bez wytchnienia, wyszedł na zewnątrz i wpadł pod wóz wywożący nieczystości. Czyli popularną „szambiarkę”. Trzeba jednak przyznać, że posterunkowy ma „nosa”! A teraz to nawet większego, bo akurat trafił nim pod oponę.

SOBOTA – Smród taki, że nawet wietrzenie nie pomaga. Wykonując standardową, robotę śledczą, doszliśmy do wniosku, że źródło smrodu znajduje się tam, gdzie lata najwięcej much. Stwierdziliśmy zgodnie, że najwięcej much znajduje się pod drzwiami naszego szefa, pułkownika Żelaznego. Tylko w tym jednym miejscu, kapral Klucha musiał informować, że zapalił latarkę, bo światła nie było widać.

NIEDZIELA – Ponieważ posterunkowy Paproch jest najwyższy, użyliśmy go jako taran. Szło ciężko. Było duszno i ciemno. Dopiero po pół godzinie okazało się, że uderzamy posterunkowym w ścianę a nie w drzwi. Ale ponieważ ubytek w murze był już znaczny, postanowiliśmy z kapralem Kluchom, nie zmieniać miejsca taranowania. Po godzinie dostaliśmy się do gabinetu pułkownika. Udało nam się otworzyć okno i wypuścić stado much. Naszym oczom ukazało się biurko pułkownika i leżąca na nim świńska półtusza w stanie cuchnącym. A więc tak to wygląda, jak ktoś komuś podkłada świnię. Zadzwonił pułkownik. Zapytał się, czy zaopiekowaliśmy się jego PREZENTEM od wdzięcznych rolników. I, że drzwi do biura zostawił otwarte, żeby nam było łatwiej zająć się świnką. Paprocha boli głowa, Klucha nałykał się much, a ja? A ja nazywam się Żbik, a na imię mam Kapitan. 


WERSJA MULTIMEDIALNA DOSTĘPNA POWYŻEJ!!!

czwartek, 10 marca 2011

OD REDAKCJI

Prezes z okazji Dnia Kobiet, postanowił zrobić porządki w piwnicy. Czego efektem było odnalezienie kiszonych ogórków z okresu wojny Burskiej. Prezes znany z oszczędności, postanowił nie wyrzucać zawartości i w całości ją pożarł. Więc na razie jest niedostępny... i to na dłużej. A my, jako redakcja, postanowiliśmy wykorzystać jego nieobecność i pozostawione przez niego słoiki..

poniedziałek, 7 marca 2011

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 29

VOL. 29  WERSJA MULTIMEDIALNA

PONIEDZIAŁEK – W tym roku po raz pierwszy w naszej komendzie zorganizujemy Obwodową Komisję Wyborczą. Pułkownik Żelazny poinformował nas, że to zaszczyt i należy do niedzieli zorganizować urnę.

WTOREK – Posterunkowy Paproch przyniósł urnę, ale się Pułkownikowi Żelaznemu nie spodobała. Była za mała i wcześniej była w niej babcia Paprocha.

ŚRODA – Kapral Klucha zorganizował, jak sam to zaznaczył, zielone sukno na stoły komisji. Pułkownik Żelazny powiedział, ze jest zaskoczony operatywnością Kaprala i udzielił mu pochwały.

CZWARTEK – Pochwała cofnięta. Kapral uzyskał naganę i pałką przez plecy. To wszystko po skardze właściciela klubu bilardowego, któremu Klucha zerwał sukno ze stołów do gry.

PIĄTEK – A ja zakupiłem flagi narodowe. Pułkownik był nieufny wobec mojej inteligencji, ale okazałem mu paragon zakupu. Zdziwił się, ze tak tanio zapłaciłem. Bo to flagi Monako. Nikt nie kupuje a kolory te same. Promocja.

SOBOTA – Cisza przedwyborcza. Rozpatrujemy sprawy na migi.

NIEDZIELA – Wybory. Siedzimy odświętnie ubrani. W galowych mundurach. Przygotowani na przybycie wyborców. Siedzimy tak aż do późnej nocy. Niestety, nie przybywa ani jeden wyborca. Albo to wina niskiej świadomości politycznej społeczeństwa, albo tego, że Posterunkowy Paproch nie odciągnął zasuwki w drzwiach wejściowych.

 



czwartek, 3 marca 2011

ŻBIK W WERSJI NEWS CZ. 28

VOL. 28

PONIEDZIAŁEK - Zbliża się Wielkanoc. Pułk. Żelazny kazał nam pomalować jajka. Pomalowaliśmy. Pułkownik nie był zadowolony. Nasze żony też. Jadę do szpitala, bo tylko ja z braku plakatówek pomalowałem je olejną-szybkoschnącą.

WTOREK - Leżę w szpitalu. Pacjent z łóżka obok zażyczył sobie kaczki. Więc ja też poprosiłem, zaznaczając aby była dobrze wypieczona. Po wyjaśnieniu tego nieporozumienia, nawet nie śmiałem prosić o ręcznik i czepek, kiedy sąsiad poprosił o basen. Pewnie jakiś uprzywilejowany?!

ŚRODA - Wypisali mnie ze szpitala i prosili abym więcej jajek nie malował. Zgodziłem się. Trudno, tradycja chyba zaginie.

CZWARTEK - Z Komendy Głównej przysłali nam wynalazcę. Przyjechał do nas z nowym modelem kamizelki kuloodpornej. Stwierdził, że teraz będziemy już zupełnie bezpieczni i żadna broń nas się imać nie będzie. Kapral Klucha w podnieceniu wpakował w niego cały magazynek swojej broni służbowej. Jak się później okazało, wynalazca nie był przygotowany na taką ewentualność, bo nie założył swojej kamizelki. Pułkownik Żelazny wysłał Kluchę na dodatkowe szkolenie strzeleckie, bowiem tylko nasz kapral nie potrafi wcelować w wynalazcę z odległości 1m. Podobno od czasu tegoż incydentu, wynalazca przestał zajmować się wynajdywaniem.

PIĄTEK - Wpadł na inspekcję ks. Pistolet. Chciał sprawdzić, czy przestrzegane są wartości chrześcijańskie. Posterunkowy Paproch ze strachu zjadł całą paczkę prezerwatyw, co to je chował w biurku. Niestety pudełko stanęło mu w gardle i musieliśmy go reanimować. Ja waliłem go w plecy pałką, a kapral podtrzymywał go, aby nie upadł. Paproch wypuści trzy baloniki i zemdlał. Ks. Pistolet pogratulował nam sprawności ratowniczej. Baloniki zabrał dla dzieci. Ciekawe co na to powiedzą rodzice?

SOBOTA - Pułkownik Żelazny zakupił dla nas stół bilardowy. Powiedział, że powinniśmy podnosić naszą sprawność fizyczną, a poza tym jak będziemy grać, to nie będziemy myśleć, a to nam nigdy nie wychodziło i tylko były z tego problemy.

NIEDZIELA - Bilard jest chyba popsuty. Albo niekompletny. Po środku nie ma siatki a w zestawie nie było rakietek. Kulki co prawda są, ale nie chcą się odbijać od podłogi. Może też są popsute?! Natomiast kije świetnie nadają się do rozwieszania prania.

Wersja multimedialna na razie niedostępna.

środa, 2 marca 2011

OD REDAKCJI

MAMY PAŃSTWU DO PRZEKAZANIA SENSACYJNĄ INFORMACJĘ!!!

Prezes w drodze zakupu, za ciężko wyżebrane pod Parlamentem Europejskim, euro... zanabył okazyjnie BILET NA FINAŁ EURO 2012!!! Jest więc pierwszym który zakupił bilet i ma go schowanego pod poduszką. Ale jak powiedział: "Spyli go za 1000€". Są chętni? A oto zdjęcie wykonane ukrytą kamerą.


Bilet prezesa.