*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

wtorek, 22 marca 2011

SŁONECZKO 1996

Dnia 15 maja 2089 roku, o godzinie 12:00, czyli w samo południe, Słońce zawahało się i pozostało na nieboskłonie. Z początku nikt tego nie zauważył, ale już o godzinie 15-tej, pierwsi gapie zaczęli gromadzić się na rynku i wpatrywać się w stojące w zenicie słońce. Grupa szemrała, bzyczała i falowała ja morze Kaspijskie, by po godzinie podzielić się na dwie grupy. Szemranie przemieniło się w okrzyki a z kolei okrzyki, w normalną kłótnię. Grupa stojąca po lewej stronie otaczała fryzjera, Stevena Schwarza, który najwyraźniej był jej prowodyrem. „Słoneczko nie zachodź” – ryczał Schwarz upodabniając się do niektórych klientów swego zakładu fryzjerskiego, ranionych brzytwą podczas filozoficznych wywodów właściciela. Otaczający Schwarza ludzie, wznosili ręce ku niebu i powtarzali okrzyki ich duchowego przywódcy. Grupa z prawej strony, niemniej liczna niż grupa Schwarza, otaczała właściciela nocnego lokalu o sympatycznej nazwie „Króliczek”, pana Gedeona Weissa. Pan Gedeon próbował przekrzyczeć Schwarza, i wraz ze swymi ludźmi skandował hasło „Zajdź Słoneczko, zajdź”. Ale gdzie tam. Obie grupy dobrały się do siebie wokalnie i żadna z nich nie górowała nad drugą. Za to ich okrzyki zlewały się w jeden, dość idiotyczny zlepek „Słoneczko... zajdź... nie zachodź... Słoneczko zajdź... nie zachodź... nie Słoneczko”. Mniej więcej koło godziny 17-tej, obie grupy ochrypły. A Słońce nadal wisiało na nieboskłonie, nie ruszając się z miejsca choćby na cal. Obie konkurujące ze sobą grupy, wyczerpawszy argumenty słowne, postanowiły zdezintegrować swoich oponentów w sposób, że tak powiem... czynny. Poszły w ruch kije, kamienie a nawet jeden z foteli fryzjerskich pana Schwarza. Z początku grupa Schwarza zepchnęła grupę Weissa we wschodnio – północny narożnik rynku, a to tylko i wyłącznie dzięki owemu fotelowi fryzjerskiemu, którym rosły pan Schwarz wywijał nad głową. Grupa Weissa nie poddała się jednak. Z pomocą przyszła im żona pana Weissa. Prawie stukilowa matrona o imieniu Gertruda. Wykorzystując Gertrudę jako taran, grupa Weissa odepchnęła grupę Schwarza na sam środek rynku i sytuacja się unormowała. Około godziny 19-tej, kiedy wiadomo było, że Słońce już raczej nie zajdzie, zwolennicy takiego rozwiązania, razem z panem Schwarzem, zaczęli skandować kolejny slogan „Słoneczko jesteś w dechę!” Ich przeciwnicy, czyli grupa Weissa odkrzyknęła „Dechą w Słoneczko!” i znów zapanował tumult. Nagle, w połowie walki fotelowo - Gertrudowej, Słońce zamigało, rozległ się huk i na niebie, czarnym jak dusza bankiera, pojawił się fosforyzujący napis: „Chcesz mieć własne Słońce? Firma Loyd & Loyd, dostarczy ci je prosto do domu”. Napis poświecił przez piętnaście minut i rozpłynął się. Zapanowała ciemność. Obie grupy, które przerwały walkę i wpatrywały się w reklamę, nagle zawyły i ruszyły ku ulicy, na której według ogłoszenia, mieściła się siedziba reklamowanej firmy. 

16 maja 2089 roku, jak co dzień rano, pan Schwarz otworzył podwoje swego zakładu fryzjerskiego. Pierwszym klientem był pan Weiss, który musiał wyglądać na wieczór, jak amant filmowy. Z siedziby firmy braci Loyd, unosił się czarny, gryzący dym. To płonęły setki sztucznych Słońc marki Loyd & Loyd. Sami zaś bracia Loyd jechali właśnie wagonem towarowym w przysłowiową siną dal. W podartych ubraniach i związani jak baleron, zastanawiali się nad zmianą sposobu reklamy swoich towarów. A prawdziwe Słońce? Wschodziło, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zatrzymać się na chwilę. Może koło południa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz