*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

środa, 28 listopada 2012

Ale JAJA cz. 1







wtorek, 27 listopada 2012

Z Notatnika Kapitana Żbika CZ. 48 KONIEC ŚWIATA


PONIEDZIAŁEK – Rano, kiedy posterunkowy Paproch przyszedł na komisariat, widać było, że mam nam do zakomunikowania coś ważnego. Czapkę miał na bakier, spodnie opuszczone w kroku a kaburę przypiętą na wysokości przyrodzenia. Wszystkie te wskazówki okazały się prawdziwe. Posterunkowy miał nam coś zakomunikować. I zakomunikował. Powiedział, że 12 grudnia 2012 ma nastąpić koniec świata. I zemdlał. Pułkownik Żelazny zareagował ironicznym uśmieszkiem. Ja zadrżałem. A kapral Klucha się sfajdał. Wynieśliśmy posterunkowego Paprocha na świeże powietrze aby otrzeźwiał. Kaprala Kluchę ustawiliśmy od zawietrznej. Aby wywietrzał. A w zasadzie i wysechł aż do kolan.

WTOREK – Pułkownik Żelazny zarządził zebranie. Po wyczytaniu naszych nazwisk i potwierdzeniu naszej tożsamości badaniem daktyloskopijnym, pułkownik Żelazny zakomunikował nam, że końca świata nie będzie, a przynajmniej nie za jego kadencji. Że to są wszystko kłamstwa wyssane z brudnych paluchów wrażych nam ideologicznie elementów. Czyli niejakich Majów. Kapral Klucha zapytał czy Pszczółków i w nagrodę otrzymał bolesny cios zszywaczem w czoło. Dopiero po kilkunastu minutach udało nam się razem z posterunkowym Paprochem, oderwać rzeczony zszywacz, który raczył się zintegrować z czołem Kluchy przy pomocy zszywki. W zasadzie uwierzyliśmy pułkownikowi. Paproch zemdlał, ja zadrżałem a kapral Klucha...

ŚRODA – Zastanawiamy się z Paprochem i Kluchą co dalej robić. Dzisiaj jest 8 grudnia. Po skomplikowanych obliczeniach z użyciem cyrkla i ekierki, posterunkowy Paproch zakomunikował nam że do Dnia Zero, pozostało nam jeszcze kilka dób. A w zasadzie cztery. Na słowo „dób” kapralowi Klusze zaświeciły się oczy i nagle wybiegł z pomieszczenia naszego posterunku. Może to i dobrze, przynajmniej nie narobi w spodnie.

CZWARTEK – Posterunkowy Paproch przyszedł dziś na posterunek w garnku na głowie i przepasany gumowym kółkiem pływackim z dziobem kaczorka z przodu. Powiedział, że ten koniec świata to może być kometa albo tsunami. Na kometę ma garnek bo hełmu nie dostał, a na tsunami ma kółko. Niestety, z kółka szybko schodzi powietrze, więc posterunkowy zaopatrzył się także w pompkę rowerową. Za to kapral Klucha przybył z łopata i fioletowym limem pod okiem. Limo było od jego żony, kiedy dowiedziała się o tych czterech „dóbach”. Łopata zaś miała posłużyć kapralowi do wykopania, jak sam to określił, schronu przeciw atomowego, bo koniec świata ma być podobno nuklearny jak jasny gwint. Tak powiedział i poleciał za komisariat w celu rozpoczęcia kopania. Sam zacząłem się zastanawiać, jakie środki przedsięwziąć, aby ocalić swój kapitański żywot przed spodziewanym końcem świata. Ale długo to nie trwało. Z rozmyślań wyrwał mnie najpierw jakiś krzyk, potem łomot, a jeszcze potem kłusujący kapral Klucha i biegnący za nim jak gazela emeryt Bzykadło. Z łopatą. Pan Bzykadło okładał naszego kaprala jego własną łopatą, w miejsce gdzie kończą się plecy. A to wszystko za to, że kapral zaczął kopać swój schron pod chodnikiem aby mieć już jakiś strop nad głową. Niestety, „strop” zawalił się, razem ze spacerującym po nim emerytem Bzykadło. Niefart.

PIĄTEK – Posterunkowy Paproch, do garnka i kółka z kaczorkiem dołożył jeszcze dziecinny rowerek, „wypożyczony” od napotkanego przypadkiem brzdąca. Jak stwierdził nasz posterunkowy, kiedy skończą się zapasy paliwa, on nadal będzie zmotoryzowany. Powiedziałem mu, że raczej „spedałowany”. Obraził się na mnie. I to tak na koniec świata. Kolejny niefart. Ale teraz mój.

SOBOTA – Przyszedł do nas pułkownik Żelazny. Chciał nam coś powiedzieć ale zobaczywszy posterunkowego Paprocha w jego stroju i na rowerku i kaprala z łopatą, zrezygnował. Na wypadek jakby jutra już nie było, podzieliliśmy się opłatkiem i jajkiem. Przekazaliśmy sobie znak pokoju a kapral nawet zaprezentował klucze od niego. Znaczy... od pokoju. Siedzimy w ciszy i ciemności czekając na jutro. Od czasu do czasu słychać tylko skrzypienie pompki, którą posterunkowy dmucha swoje kółko. I zapach taki jakiś... jakby ktoś w spodnie narobił.

NIEDZIELA 12.12.2012


















PONIEDZIAŁEK – Wczoraj wypisał mi się wkład w długopisie i nic nie zanotowałem. Ale nadrobię. Mam nadzieję, że do 21.12.2012 zdążę.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Bublia


Czytanie z listu św. Tymasza do bakłażana w panierce:

I stanęli zmęczeni nad brzegiem morza Czerwonego, które drogę im zagradzało. I lamentować poczęli. I jęczeć. A co nie jeden i kajaczek strugać począł, a inny trzcinę tarmosił i w wiązki krępował, do tratwy się przymierzając. Ale na nic były ich wysiłki, gdyż za plecami ich już oddech faraona czuć było. A że jadał czosnku dużo, to odczucia ich spotęgowanymi były. I już zaczynali powątpiewać w wiedzę Mojżesza a i niektóry kamieniem w niego cisnął i na sandał splunął, kiedy nagle ukazał się Pan. I rzekł Mojżeszowi aby laską w glebę napierniczać zaczął, a kiedy przejście się w morzu zrobi, trzymał łapy w górze, póki naród przez dno na drugi brzeg nie przelezie. I jak Pan rzekł, tak Mojżesz uczynił. I laską napierniczać zaczął. I tłukł glebę aż kurz się zaczął unosić. I nic się nie działo. I wojska faraona już widocznymi być poczęły. Więc intensywność okładania podłoża zwiększył. Ale nadal nic się nie działo. I kiedy już widać było twarze żołnierzy faraona, pojawił się Pan. I rzekł: No ale w co tłuczesz.? W przycisk nasuwaj!!! I pojął Mojżesz swój błąd. I celnie w czerwony przycisk wygrzmiał z laski swej. I wody się rozstąpiły. I naród okazując radość, szczęście i inne takie, w pląsach i z iście piekielnym przyspieszeniem, po dnie morza przekłusował na drugi brzeg. I kiedy już na drugim brzegu byli, zerknęli za się, i ujrzeli cała armię faraona, która pomiędzy wzburzonymi górami wody, po dnie bagnistym biegła. I dogoniła by ich zapewne, gdyby nie ostatni z tarczowników który widząc coś dziwnego, okrągłego i czerwonego, wystającego z piasku plaży, obunóż nań skoczył i ponownie przycisk wdusił. I pobiegł za resztą. I zdziwił się bardzo, kiedy woda runęła na nich ze stron obu. I jedyne co z armii faraona zostało to pływający po wierzchu papirus z roznegliżowaną Nefretete i czyjeś okulary w bambusowych oprawkach.