*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

wtorek, 15 marca 2011

LOT NUMER 321 (1996)

Stewardesy zamknęły drzwi lśniącego Boeinga. Schody odjechały ku zabudowaniom technicznym portu lotniczego. Kapitan uzyskał zgodę na start, szyby przedziału pasażerskiego pociemniały i samolot rozpoczął kołowanie. Po chwili pasażerowie odczuli lekkie przeciążenie. Samolot wystartował. 

Już na wysokości 1500m, z ostatniego rzędu foteli I klasy, podniosło się dwóch gości w turbanach, i wyciągając spod swych powłóczystych szat karabiny maszynowe ogłosili, że samolot został porwany przez „Islamski Front Wyzwolenia”. Czyli ich dwóch. Na to, z pierwszego rzędu podniósł się osiemdziesięcioletni rabin i wyciągnąwszy ze swej siwej brody granat, odbezpieczył go na oczach pasażerów. Okazało się, że jest przedstawicielem ortodoksyjnej organizacji żydowskiej pod nazwą „Wolny Izrael”, i to on porywa samolot, a nie tych dwóch gości w „kocach”, jak sam ich określił. Kocowi islamiści zaproponowali mu zwrot granatu, dla dobra Mahometa. Ortodoksyjny stwierdził, że on cznia Mahometa i na dowód czego rzucił w kocowych, wyciągniętą przed chwila zawleczką. Na to wstał ksiądz ze środkowego rzędu i rozpiął sutannę. Całe ciało miał obwieszone laskami dynamitu, połączonymi ze sobą kilkunastoma różnokolorowymi przewodami. Okazało się, że zanim został księdzem, przez trzy lata był bojownikiem IRA i tak się przyzwyczaił, że nawet do snu dynamitu z siebie nie ściąga, więc niech nie pieprzą, bo on wdusi przełącznik i będzie po herbacie. Na to wstał jeden facet z przodu i powiedział, że on w zasadzie jest z ochrony samolotu, ale jutro przechodzi na emeryturę i nie będzie się wtrącał. Kocowi zaklaskali. Ksiądz z rabinem nie. Z powodów prozaicznych. Jeden miał w ręce detonator, a drugi, odbezpieczony granat. Na to podniósł się z fotela jakiś chudzielec w okularach i cichym głosem oświadczył, że jest technikiem lotniczym i za to, że go wywalili z pracy, podłożył bombę zegarową w luku bagażowym. Na to wstała jedna kobitka i powiedziała, że ona sobie wyprasza, bo tam ma walizkę i nie życzy sobie, żeby jej majtki fruwały nad Kalifornią. Osobnik w okularach się uśmiechnął. I to był jego błąd. Bowiem paniusia zdzieliła go w głowę torebką z krokodyla. Ten cios zmiótł uśmiech z jego twarzy, i chudzielec runął między fotele. Na to wstał jeden gość i rozchylił poły płaszcza. Ksiądz zawył i powiedział, że on ekshibicjonistów nienawidzi, i niech się gość zapnie albo on wdusi przycisk. Na to zaoponowała para islamistów. Na to kobieta z torebką z krokodyla odrzekła, że ona z pedałami w ręcznikach na głowie latać nie będzie, bo od pedałów to ona ma rower. Na to wstał otyły facet z pokaźna łysiną i zapytał, po ile ona sprzedaje te rowery, bo on jako akwizytor, powinien to wiedzieć. Na to podniósł się starzy mężczyzna w mundurze z II wojny, i powiedział, że to chyba nie najlepszy czas na załatwianie interesów. Na to akwizytor powiedział słowo niecenzuralne. Na to wstał jeden pijany i powiedział, ze jeżeli o niego chodzi to może wysiąść. Na to akwizytor powiedział, ze słowa swoje skierował do dziadka w mundurze. Na to pijak się uśmiechnął i powiedział, że to dobrze, bo tak przeważnie do niego mówią, kiedy wyrzucają go z knajpy. Na to brodaty rabin stwierdził, że ręka mu ścierpła i czy jest może ktoś chętny do potrzymania granatu. Na to weszła stewardesa i zapytała, czy ktoś nie chce herbaty. Na to ksiądz powiedział, że on by się napił, ale nie może sobie zalać detonatora. Na to wstał jeden gość w garniturze w kratę, powiedział, ze ma na imię Forrest i on by z chęcią popił czekoladki. Na to wstała jedna blondyna i powiedziała, że chce dbać o środowisko naturalne i pokój na świecie. Do pasażerów wyszedł kapitan i powiedział, żeby wszyscy usiedli. Na to wstał jeden gość w plastikowych okularach i powiedział kapitanowi, żeby się wypchał, bo jemu się to wszystko coraz bardziej podoba. Na to podniosła się pani z sąsiedniego fotela i powiedziała, że jej przedmówca podróżuje na gapę. Na to kapitan stwierdził, że z taką bandą idiotów jeszcze nie leciał i... wysiadł. Na to wszyscy skoczyli do drzwi i okazało się, ze samolot stoi w hangarze. 

Po raz kolejny nie powiodła się próba na najnowocześniejszym, amerykańskim symulatorze lotów. Próba z przypadkowo wybranymi pasażerami, którym zafundowano lot w chmurach, będący jednocześnie bardzo drogim złudzeniem. 
Ale dlaczego się nie powiodła? Bo rabinowi zdrętwiała ręka i nieopatrznie upuścił granat na podłogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz