*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

wtorek, 21 czerwca 2011

KURT

Siedzę u psychologa. Fotel bardzo wygodny. Psycholog ma brodę i siorbie herbatę z cytrynką.
-Czy miał pan ciężkie dzieciństwo?-pyta
-A kiedy to było?-pytam
-Co, kiedy było?- odpowiada pytaniem na pytanie pan psycholog
-Dzieciństwo- odpowiadam -Pan nie ma jakichś problemów z szanowną małżonką, bo pan tak dziwnie wygląda -dodaję, przyglądając się jego lekkiemu osłupieniu.
-Skąd panu to przyszło do głowy ?-pyta
-Nie wiem, przecież to ja jestem u pana a nie pan u psychologa-odpowiadam z radosnym uśmiechem.
-Ja jestem u pana...nie...coś mi się...no...ten, tego...a właściwie to kim pan jest z zawodu ?-pyta pan psycholog. Zauważam że filiżanka w jego ręku lekko drży.
-Jestem dowódcą Gwiazdy Śmierci-odpowiadam.
-Kim ?-pyta osłupiały pan psycholog.
-Dowódcą...Gwiazdy...Śmierci- sylabizuję-A zresztą, jak pan chce się czegoś więcej dowiedzieć to proszę spytać Imperatora-dodaję.
-Kogo?- pyta pan psycholog. Ręka już mu nie drży. Teraz telepie się jak galareta.
-I jak Imperator, M jak mperator, P jak perator itd., no wie pan ,tak jak w kole fortuny-odpowiadam zgodnie z prawdą.
-W jakim kole ?...pan nie jest zupełnie normalny-szepcze pan psycholog, prawą ręką przytrzymując rękę lewą, aby tak bardzo się nie telepała.
-Da mi pan to na piśmie i z pieczątką ?-rzucam podchwytliwe pytanie. Pan psycholog nie odpowiada, tylko pisze coś na kartce i przykłada pieczątkę. Wychodzę od pana psychologa. Kurt stoi pod drzwiami gabinetu.
-No i jak ,idziesz do woja ?-pyta
-Zwariowałeś...nie, przepraszam...to ja jestem wariat-odpowiadam
-Czyli nie idziesz-stwierdza Kurt
-Nie, ale ty się nie zdradzaj z tak trzeźwą oceną faktów-odpowiadam z uśmiechem.
-Spoko, spoko- uśmiecha się Kurt i wchodzi do gabinetu. Zza drzwi słychać wycie pana psychologa. To pewnie Kurt podał mu rękę na powitanie.
----------------------------------------------
Szpital. Siedzę przy łóżku Kurta. Uchylają się drzwi. Wchodzi lekarz, ubrany w biały kitel.
-Stolec był ?-pyta. Kurt unosi się lekko na łokciu.
-Wielu było- mówi -W końcu to pora odwiedzin.
-----------------------------------------------
-Czy znasz takie uczucie, że masz wszystko gdzieś, że cały świat przestał cię interesować, że miotasz się jak mucha w pajęczynie ?-pyta Kurt, czyszcząc sobie okulary.
-Znam-odpowiadam
-Szkoda, szukam takich, którzy nie odczuwają tego-mówi Kurt.
-Idź na cmentarz-odpowiadam i odchodzę.
-----------------------------------------------
Siedzimy z Kurtem w chińskiej restauracji. Kurt wprost zażera się słodko-kwaśnym jedzeniem, pakując do ust niesamowite ilości ryżu.
-Widzę że ci smakuje- mówię. Kurt przełyka w pośpiechu kolejną porcję.
-Pewnie, niebo w gębie-sepleni z pełnymi ustami-Najlepsze są te białe płatki, które stoją obok ryżu-mówi i bierze jeden z nich pałeczkami.
-To serwetki-mówię. Kurt uśmiecha się i zjada je na moich oczach.
-Widzę, że niewiele Ci do szczęścia potrzeba-mówię.
-Niewiele-odpowiada Kurt, biorąc się do jedzenia solniczki.
------------------------------------------------
Sąsiad z parteru, poprosił mnie abym poszedł popuszczać z jego synem, latawca.
-W zimie ?!-zapytałem.
-On nie chce czekać do lata-odparł sąsiad i podał mi dwa 5-cio kilowe odważniki.
-Pan przywiąże małemu do nóg-powiedział sąsiad-Inaczej wiatr go porwie, sam pan wie jaki to mikrus.
Przyznałem mu rację. Zrobiłem jak chciał. Faktycznie. Nie poleciał. Ale lód się pod nim zarwał, bo puszczaliśmy latawca na zamarzniętym stawie. Mimo, że się zapadł w wodę to linki nie puścił.
-Jaki tam mikrus z niego, niech pan wyjrzy przez okno-powiedziałem do sąsiada, po powrocie.
-Widzi pan-powiedziałem, pokazując palcem na staw. Linka przymarzła do tafli lodu i latawiec wciąż unosił się na wietrze.
-Utonął, ale linki nie puścił-powiedziałem.
-Kawał chłopa, jaki charakterny-uśmiechnął się sąsiad-pochwalę się żonie, jak wróci z pracy, do widzenia i dziękuję.
-Nie ma za co-odparłem i również się uśmiechnąłem.
---------------------------------------------
Wczoraj wpadłem na genialny pomysł. Podchodziłem do niego z lewej, podchodziłem z prawej strony i nic. Nie dało się do niczego przyczepić. Pomysł był genialny. Rozmarzyłem się. Realizacja pomysłu była niezmiernie prosta, a profity płynące z jego realizacji, przeogromne. Przyszedł Kurt. Powiedział że wszystko jest do dupy, bo nasz kiosk jest zamknięty i nie ma w nim żadnego towaru. Schowałem łom do szafy. Mam przed sobą kolejną nudną noc. Ale pomysł obrobienia kiosku był genialny !
-----------------------------------------------
-Czy chciałabyś mieć dziecko z listonoszem ?-pytam Zuzannę.
-Nie, nie chciałabym-odpowiada Zuzanna, roztaczając wokół zapach perfum i pasty do zębów.
-To nie dawaj mu więcej dupy!- mówię i przewracam gazetę na drugą stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz