*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

niedziela, 23 grudnia 2012

RYTSERZE (Oblężenie Malborka 1457-1460)


Trójka rycerzy: Dobrowoj z Pyzdr, Krzesimir z Kalisza i Bzdzisław z 
Pierdogrzmotów siedzieli na wieży zamku w Malborku i oddawali się zabawie w grze w kości.
-Rzucasz Bzdzichu – powiedział Dobrowoj do miętoszącego kości w ręce kompana.
-Zaraz... zaraz – zżymał się Bzdzisław – trzy szóstki mi wyjść muszą, to jeszcze pomiędlić trochę muszę.
-Ostatnio jak kolega chciał cztery szóstki wyrzucić to tak pieprznął kośćmi, że jedna za basztę poleciała – zauważył Krzesimir – boleśnie kmiecia jakiegoś w oko godząc.
-Ja się z kmieciem godzić nie chciałem – zauważył Bzdzisław – zresztą ci kmiecie to zdrajcy.
-No i tu się z kolegą zgodzić musimy – powiedział Dobrowoj – gdyż podstępnie krzyżakom miasto oddali, którzy to zakonni nas teraz w oblężeniu, w zamku trzymają
-Ten piekielny burmistrz, Blume Bartłomiej im bramy otworzył – dodał Krzesimir – Jakbym go dorwał to bym mu kości porachował.
-A propos kości... to będę rzucał! – krzyknął Bzdzisław. Obaj jego kompani wykonali przysłowiowy pad płaski. I mieli rację, bo rzucone przez Bzdzisława kości, raczyły się odbijać od wszystkiego i przelatywać ze świstem nad ich głowami.
-No i jakieś szóstki wypadły? – zapytał Dobrowoj, nie podnosząc się z ziemi.
-Możliwe... ale trzeba by zejść na dół i sprawdzić – odrzekł zasmuconym głosem Bzdzisław.
-No i znowu młotek kości za wieżę wywalił – mruknął Krzesimir – i w co my teraz grać będziemy?
-Mam planszę do hnefatafl – powiedział Dobrowoj siadając na słomie, zalegającej podłogę wieży – tylko pionów nie mam... a nawet jakbym miał to by je Bzdzichu i tak wywalił na dół.
-Hne... hen... hnu... hne... że jak? – zapytał z zainteresowaniem Bzdzisław.
-Hnefatafl – odparł Dobrowoj – takie szachy wikingów... tam u nich za morzem, popularne bardzo.
-Hne... hne... – jąkał Bzdzisław.
-No dobra, ustalmy, ze nie mam żadnej planszy – zdenerwował się Dobrowoj.
-I może tak lepiej, bo nam się Bzdzisław zapowietrzy – odparł Krzesimir – Zresztą to skomplikowana gra i bez Wikinga z instrukcją, grać się nie da.
-A nawet bez dwóch Wikingów, bo są dwa rodzaje pionów – rzekł Dobrowoj.
-A skąd wziąć Wikinga? – zapytał Bzdzisław.
-Ze sklepu... – zaśmiał się Krzesimir – Zapytaj tych pod wieżą... może mają na sprzedaż jakąś... parkę Skandynawów z instrukcją gry w hnefatafl.
-Dobre... bardzo dobre Krzesimirze – również zaśmiał się Dobrowoj. Jedynym który się nie śmiał, był Bzdzisław, który biorąc słowa Krzesimira za dobrą monetę, wychylił się przez otwór strzelniczy.
-Eeee!!! – zaryczał – Tam na dole!!! Macie może dwóch Skandynawów z instrukcją?
-No młotek prawdziwy – powiedział Krzesimir łapiąc się za głowę.
-Bzdzichu... żartowalim jeno z tymi Skandynawami – powiedział Dobrowoj. Bzdzisław odwrócił się do kompanów.
-Mówią, że Skandynawów nie mają... – powiedział spokojnie Bzdzisław – Mają jednego Czecha i jakiegoś z Moraw, ale nie chcą ich dać
-Matko przenajświętsza – załamał ręce Krzesimir – pomyliłem się, to nie młotek... to młot większy od Karola Młota.
-Coś jeszcze krzyczą – powiedział Bzdzisław i wychyliwszy się za blanki, zaryczał – Czegooo?
-On na nas jakieś nieszczęście sprowadzi – powiedział Krzesimier – Jak mi Bóg miły.
-No może i tak być – potwierdził Dobrowoj – Więc nasuwa się pytanie, wciągnąć go do środka... czy tez popchnąć?
Ale nie zdążyli sobie na to pytanie odpowiedzieć, bo Bzdzisław sam się wycofał i usiadł na podłodze.
-Powiedzieli, że nie mają Skandynawów  ale w zamian nam kule przyślą – powiedział Bzdzisław – Podobno nadmiar mają czy coś... a nam się do gry przydać mogą...
-Na ziemię! – krzyknął Krzesimir. I miał rację. Bo po chwili huk się rozległ na dole i salwa z krzyżackich bombard przeleciała nad zajmowaną przez kompanów, wieżą.
-No i kretyn na nas ostrzał sprowadził – wysyczał nerwowo Krzesimir.
-Chcieliśmy mieć rozrywkę, to mamy – stwierdził Dobrowoj – A raczej... możemy mieć... jak któraś kula tu wpadnie.
-Chyba za duże do gry te kule – skonstatował Bzdzisław zerkając na zewnątrz.
-Łomie jeden... Krzyżacy nas z bombard ostrzeliwują – podniesionym głosem powiedział Dobrowoj – A ty myślisz, że nam kulki do grania chcą tu wrzucić?
-To nie do zabawy? – zapytał zdziwiony Bzdzisław.
-No proszę, zrozumiał – powiedział Krzesimir z pozycji leżącej, w której się wszyscy znajdowali.
-Nie... do... zabawy? – wydukał gniewnie Bzdzisław – To psubraty jedne, oszukali mnie.
-Się musieli natrudzić, by takiego omnibusa w pole wyprowadzić – rzekł ironicznie Dobrowoj.
-Ja im zaraz pokażę! – zaryczał Bzdzisław – Dajcie coś, to w nich ciepnę...
-No młotek totalny – stwierdził Krzesimir – Czym w nich rzucisz... wazonem?
-O! Wazon! – radośnie zakrzyknął Bzdzisław, dokonując tego epokowego, w jego mniemaniu odkrycia. Chwycił rzeczony wazon i bez namysłu wywalił za blanki. Ku zdziwieniu pozostałej dwójki, rozległ się gruchot tłuczonej skorupy i wystrzały ucichły.
-Nie wiem, czy wierzyć własnym uszom – powiedział Krzesimir, podnosząc twarz z zakurzonej posadzki – Ale słyszę ciszę.
-W co kolega raczył wcelować? – zapytał Dobrowoj, zerkając na Bzdzisława.
Bzdzisław ponownie wychylił się za mur i splunął w kierunku oblegających.
-Eeee!.. tam na dole – krzyknął – Kto dostał?
-Normalnie gość bez oporów – powiedział Dobrowoj.
-Rzekłbym opływowy – odparł Krzesimir – gdybyśmy w tych czasach znali już aerodynamikę.
-No fakt – odrzekł Dobrowoj – Nie znamy jeszcze.
-Morawiak – powiedział Bzdzisław, odwracając się do kolegów.
-To jakieś hasło? – zapytał Krzesimir – Czy kolega zna odzew? – dodał, patrząc się na Dodbrowoja
-Pustułka – zaryzykował Dobrowoj.
-Co pustułka? – zapytał Bzdzisław.
-Co Morawiak? – zripostował pytaniem Dobrowoj.
-W czubek hełmu dostał – odparł Bzdzisław – Ten Morawiak... a co pustułka?
-Ptak... – powiedział Krzesimir.
-Gdzie? – zapytał Bzdzisław, rozglądając się po zajmowanym przez nich pomieszczeniu.
-Nieistotne Bzdzichu, poleciał... – rzekł Dobrowoj – Ważniejszy jest ten Morawiak, bo to sam Bernard Szumborski, von Zinnenbergiem zwany... czyli po naszemu Bernardzik z Cynowej Góry.
-Rzekłbym ... Cynowy Bernardzik – zaśmiał się Krzesimir.
-Cy nowy... to bym nie powiedział – odparł Bzdzisław znów rzucając okiem z a mur. – On taki bardziej pognieciony teraz... szczególnie od góry... zresztą sami zobaczcie.
Rycerze wychylili się obok Bzdzisława. Faktycznie, krzyżak z kawałkami wazonu na hełmie, zataczając się, odchodził w kierunku obozu.
-I żebyś czerwonki dostał, łachu jeden – krzyknął za nim Bzdzisław
-No nie, z czerwonką bym nie przesadzał – powiedział Dobrowoj.
-A to czemu? – zapytał Krzesimir.
-Bo akurat Oldřich Červonka, to dowódca obrony naszego zamku – odparł Dobrowoj.
-A to nie, to honor zwracam – powiedział Krzesimir.
-Teraz będzie zwracał? – zapytał Bzdzisław
I tak w miłej atmosferze, potoczyła się dalsza dyskusja, zakończona omdleniem rycerza Bzdzisława, spowodowanym użyciem drugiego wazonu, stojącego w rogu wieży obronnej zamku w Malborku. I tak było przez 34 miesiące aż nie pojawił się król Kazimierz Jagiellończyk i nie odbił zamku z rąk krzyżackich. A to i w sam czas się stało, bo zapas wazonów na wieży się skończył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz