
Reporter Telewizji o tajemniczej nazwie „Telewizja”, poprawił czapką z pomponem. Śnieg z pompona zleciał na trzymany przez niego mikrofon. Reporter zaklął, używając słów zaczynających się na przeróżne litery, posądzając o prostytucję matkę jakiegoś tajemniczego „Jego”. Potem otrzepał mikrofon, ręką w czarnej, skórzanej rękawiczce. Kamerzysta powciskał kilka przycisków, położył sobie kamerę na ramieniu i dał palcami znak, za ile sekund wejdą na antenę. Trzy… dwa… jeden… poszło.
-Walery Męczybuła, Wiadomości – rozpoczął z wyuczoną ekspresją, reporter – Witam Państwa serdecznie w ten zimny i śnieżny poranek. To tu, w to pole Wincentego Gruchały uderzy asteroida, o której mówimy na naszej antenie przez ostatnie dwa tygodnie. Będziemy transmitować te ostatnie chwile naszej planety na żywo. W naszym studio, trzej wybitni specjaliści: Ksiądz Sławomir Kaplica z Archidiecezji Sudecko-Mazurskiej, który postanowił ratować nasz świat przy użyciu egzorcyzmów, Alfons Cielak, profesor nadzwyczajny uniwersytetu w Miągwicach Małych, zajmujący się na co dzień rozważaniami na temat końca świata i co potem, i Mikołaj Zaduch, specjalista od palenia tytoniu w windzie.
-Szczęść Boże – przywitał się kulturalnie ks. Kaplica, wstając z fotela i dygając, lekko przy tym unosząc czarną jak noc grudniowa, sutannę.
-Nie no… bez jaj… - zaperzył się profesor Cielak – Jakie „szczęść”?... jakie „szczęść”?
-To jakby się Pan przywitał? – zapytał zaskoczony reakcją profesora, ks. Kaplica.
-Dziadowski dzień Państwu – powiedział spokojnie profesor i lekko skłonił głowę.
-Jechałem windą – powiedział w kierunku pozostałych, Zaduch Mikołaj. To spowodowało pewną konsternację. Przerwał ją reporter.
-Taaaak… będzie jeszcze okazja aby porozmawiać na ten temat – powiedział do mikrofonu – pozostało nam dokładnie 10 minut i 29 sekund do katastrofy. Asteroida nazwana przez naukowców CF59878 a popularnie zwana „Pyzą”, spadnie dokładnie tutaj. Obliczono, że siła uderzenia będzie tak silna, iż rozłupie nasza planetę na dwie połowy.
-Nierówne połowy – wtrącił się profesor Cielak – mówię to jako naukowiec.
-Połowy są równe – powiedział ks. Kaplica – pamiętam to z zajęć w seminarium…
-Kto zaprosił tego czarnego ignoranta? – zapytał profesor.
-Ja tu będę odprawiał egzorcyzmy, proszę Pana! – zaperzył się ks. Kaplica.
-Trzeba było jeszcze indiańskiego szamana zaprosić – zripostował profesor Cielak.
-Próbowaliśmy, ale miał jakiś wykład na uniwersytecie ... z fizyki kwantowej... czy coś... – zastanowił się reporter, zerkając ku niebu – ale my tu gadu, gadu a czasu coraz mniej...
-W windzie też jest mało czasu – powiedział Zaduch Mikołaj – szczególnie między parterem a pierwszym piętrem...
-Hmm, a czemu nie między drugim a trzecim? – zapytał ks. Kaplica – przecież to też różnica jednego piętra...
-Tego też go w seminarium uczyli? – zaśmiał się profesor Cielak.
-Mieszkałem na trzecim – odpowiedział ksiądz
-Bo u nas winda zwalniała – powiedział Zaduch
-Że jak? – zapytali jednym głosem, ksiądz z profesorem.
-Powyżej pierwszego zwalniała – odparł Mikołaj Zaduch
-Panowie... panowie – przerwał im redaktor – wróćmy jednak do „Pyzy”
-Gdzie? – zdziwił się ksiądz Kaplica
-Do naszej asteroidy, która już niebawem przyniesie Ziemi zagładę i zmianę rozkładu jazdy PKP – wyjaśnił reporter
-Aaa... – ze zrozumieniem zamruczał ksiądz – ale może da się tego uniknąć, przygotowałem specjalny egzorcyzm, przygotowany w XIV wieku i wykorzystany do odgonienia złych duchów, trolli, deszczu i meteorytu tunguskiego
-No to raczej z meteorytem tunguskim się nie udało - powiedział profesor Cielak – że tak powiem, pieprznął centralnie
-Udało się – pewnie powiedział ksiądz Kaplica
-Udało się? – zdziwił się profesor – co?
-Przesunąć... znaczy... – zakasłał ksiądz Kaplica – troszkę...
-Przesunąć? – ponownie zapytał profesor Cielak – Co przesunąć? Zamek błyskawiczny w gaciach?
-No nie... – zająknął się ksiądz – to uderzenie meteorytu... się udało przesunąć
-O ile? – zapytał profesor mrużąc oczy
-Według badań teologów z Akwizgranu – powiedział ksiądz Kaplica – i notatek Jirzego Pochlasty z Hradec Králové, dzięki odprawieniu egzorcyzmu numer XCV/dd56/GRrr/PUFF... udało się przesunąć uderzenie meteorytu o jakieś... 5 centymetrów... ufff
-No proszę – zaśmiał się profesor Cielak – sukces!
-O...o...ogromny – zająknął się ksiądz
-Taa... ksiądz też raczy przesunąć naszą asteroidę o pięć centymetrów? – zapytał profesor
-No nie, techniki egzorcyzmowania poszły daleko do przodu – powiedział ksiądz Kaplica
-O sześć? – dopytywał się profesor Cielak
-No... przecież dziewięć wieków minęło – zaperzył się ksiądz
-O dziesięć? – zapytał ponownie profesor
-No... aż tak daleko te techniki... to nie poszły – z lekkim zażenowaniem odparł ksiądz.
-Kiedyś jarałem w windzie towarowej – rzucił od niechcenia Zaduch Mikołaj
-Kto tego świra zaprosił? – zapytał profesor Cielak, wskazując palcem na Zaducha.
-Panowie!.. panowie – próbował uspokajać reporter – może zamiast się licytować o centymetry...
-Ja się nie licytuję – wtrącił profesor – moje centymetry są znane i ponad przeciętne
-Co za świntuch! – powiedział zgorszony ksiądz Kaplica
-Czarny zazdrości co? – zaśmiał się profesor Cielak – niech lepiej już do tych egzorcyzmów przystąpi, bo chciałem ten koniec świata w spokoju obejrzeć
-A proszę Pana bardzo – zaperzył się ksiądz Kaplica – jeszcze będzie mi Pan dziękował... za ocalenie, zobaczy Pan
-To będzie niecodzienny widok – powiedział reporter – po raz pierwszy w życiu, zobaczycie Państwo ten tajemniczy i owiany legendami obrzęd, na żywo... prosimy księdza Kaplice o rozpoczęcie rytuałów
-A proszę bardzo – odparł ksiądz i wstał z fotela. Wyciągnął ręce nad głowę i przymknął oczy – skuś baba na dziada, skuś baba na dziada... apage meteoros... apage meteorytas... apage asteroidas... a kysz... a kysz... a kysz... i już
-Błehehehe – roześmiał się profesor Cielak i zaczął się z tego śmiechu pokładać – i to ma nas ocalić???
-Przędziorki z rzeżuchy przegoniło – odparł ksiądz Kaplica i usiadł urażony.
-Przędziorki... – zawiesił głos profesor – Panie redaktorze, bądźmy poważni... czeka nas widowiskowy koniec świata, podejdźmy do tego z należnym szacunkiem
-No właśnie – zagaił redaktor – Panie profesorze, a co po końcu świata? Pan się przecież tym zajmuje.
-Taaak... – zaciągnął profesor Cielak i poskrobał się po brodzie w sposób naukowy – Cóż po końcu świata? Wraz z kolegami naukowcami, długie godziny poświeciliśmy na analizowanie co się stanie kiedy świat się skończy...
-I do jakich wniosków Panowie doszli? – zapytał redaktor, podskakując aby rozgrzać trochę zmarznięte ciało.
-Hmm... że generalnie niewiele się zmieni – odparł spokojnie profesor – lekko podskoczą akcje firm naftowych, klimat się lekko oziębi, no i mistrzostwa świata w piłce nożnej będą się teraz odbywać między półkulami, które jak mniemam, uda się połączyć mostem
-Ale... panie profesorze – zająknął się redaktor – Ale przecież na Ziemi zginie wszelkie życie?
-Tak? – zapytał jakby zdziwiony profesor – A no to koncepcja mostu upada...
-Jarałem kiedyś na moście w Brzegowni Wielkiej – rzucił od niechcenia Zaduch – drewniany był... ten most... ale to nie to co winda
-Byłem w zeszłym tygodniu w Brzegowni – powiedział ksiądz Kaplica - ... ale tam żadnego mostu nie ma
-Przecież mówię... drewniany był – odpowiedział miłośnik palenia w windzie
-Tak to jest z kretynami – powiedział profesor Cielak – palą na drewnianym moście, a potem mostów u nas brakuje... a by się przydał teraz ten budulec, przy budowie mostu między półkulnego
-Ta koncepcja upadła – podpowiedział redaktor
-Ano tak – zreflektował się profesor.
-Wypierdziela mi z mojego rzepaka! – dał się słyszeć głos zza kadru. Po sekundzie zwłoki, kamera drgnęła, pokazując nadchodzącego rolnika w gumofilcach, berecie i odświętnie wyglansowanymi widłami w rękach.
-Wypierdziela mi pókim dobry – krzyczał rolnik – Popatrz kurduplu ileście mi rzapaka ozimego wydeptali!
-Rzepaku... – poprawił rolnika pan redaktor
-Ty mnie tu nie ucz, pieruński synu – zdenerwował się jeszcze bardziej rolnik – Przylezie to takie jedno z drugim i depce... już jak żeśta się obok soszy zatrzymali, to wiedziałem, żeśta gorsze jak stonka
-Szosy – poprawił redaktor. I niepotrzebnie, bo rolnik dźgnął go widłami w tyłek.
-Panie... Panie!!! – zbolałym głosem krzyknął redaktor – Cały świat na Pana patrzy, a Pan tu z przestarzałym narzędziem rolniczym na nas nastaje
-Jaki świat? – zapytał rolnik
-Cały – odparł redaktor Męczybuła
-Gdzie? – zapytał rolnik
-W d... znaczy w ten monitorek Pan patrzy – powiedział redaktor rozmasowując sobie pośladki. Rolnik nachylił się i zerknął na przyglądające mu się z ciekawością osoby w studiu.
-Tych trzech to cały świat? – zapytał zerkając na redaktora
-To nasi wybitni przedstawiciele... – powiedział redaktor – Ksiądz Kaplica...
-Niech będzie pochwalony – przywitał się ksiądz i ponownie dygnął, lekko machając sutanną
-A niech będzie – odparł rolnik – Chociaż Lony to ja żadnej nie znam...
-Profesor Cielak – redaktor przedstawił kolejnego gościa
-Cielak? – zapytał rolnik – mam dwa cielaki, ale żaden nie jest profesorem...
-I Zaduch Mikołaj – zakończył prezentację redaktor
-Jarałeś kolego w windzie? – zapytał Zaduch
-Skąd żeśta tych zboczuchów nabrali? – zapytał rolnik, zwracając się do redaktora.
-To nie zboczuchy... chociaż... –zastanowił się redaktor – To fachowcy od końca świata. Tu w to pole, w tym właśnie miejscu, już za moment spadnie z kosmosu gigantyczna asteroida i zakończy żywot naszej błękitnej planety
-Tu? – zapytał rolnik – W mojego rzepaka?
-Aaa to Pan jest Gruchała Wincenty? – z błyskiem zrozumienia w lewym oku zakrzyknął redaktor Męczybuła
-Tak, ja... Wincenty syn Wincentego, który Wincentego synem był – powiedział rolnik – I ja się nie zgadzam, żeby jakieś łachmyty deptały mój zasiew i żeby jakaś astr... asre... bomba na pole mi spadała... w rzepaka
-W rzepak – ponownie, niepotrzebnie poprawił redaktor i ponownie został ugodzony grabiami.
-A kiedy ona tu zlata? – zapytał Wincenty Gruchała
-Zle... znaczy zlata za... – powiedział redaktor, zerkając na zegarek – za jakieś pięć minut
-A zatrzymać się jej nie da? – zapytał Wincenty
-Ksiądz nie dał rady egzorcyzmem – odparł redaktor – A to była nasza ostatnia szansa, po tym jak nie dały rady amerykańskie rakiety z napisem „made in china”.
-Nasz proboszcz to nie dawał nawet rady sam jeździć – powiedział Wincenty – Wozić go trza było... mercedesem... to i nie dziwota, że zwykły księżulo rady nie dał
-Ja sobie wypraszam! – zakrzyknął w studiu ksiądz Kaplica – Ja nie jestem „zwykły” !!!
-Czarny siada – powiedział spokojnie profesor Cielak – Wygłupił się z egzorcyzmem, to niech teraz w skupieniu doczeka na asteroidę
-Właśnie – powiedział reporter, spoglądając w niebo – Zerkam tak właśnie ku górze aby zobaczyć, czy już coś widać... ale nie widać
-A dobrze to obliczyliście? – zapytał profesor
-Cały sztab liczył to na komputerach, potem na kalkulatorach, na liczydłach i w końcu na papierze – odparł redaktor – I wszystkie wyniki wskazywały na to pole
-Na moje pole, konusie jeden – zdenerwował się Wincenty Grucha
-Tak, na Pańskie – odpowiedział redaktor – Tylko nie konusie!!!
-Zabierają te pudła i wypierdzielają mi z pola – krzyknął Wincenty Grucha – bo jak na widły nadzieję to się wam średniowiecze przypomni...
-To już i tak nie ma znaczenia – smutnym głosem powiedział reporter – za chwile i tak zakończy się nasza egzystencja na tym padole... Panowie, może ostatnie słowo... może chcecie coś powiedzieć... może czegoś żałujecie?
-To ja powiem, ze tak naprawdę to wcale nie mam powołania – powiedział ksiądz Kaplica – a chciałem zostać księdzem, bo lubię się przebierać w damskie ciuszki... zresztą pod sutanną mam damska bieliznę...
-Ksiądz jest obrzydliwy – powiedział zdegustowany profesor Cielak
-A mam to gdzieś – odparł ksiądz – teraz to bez znaczenia i cała kuria może mnie w tą... no... powiem, a właśnie, że powiem... w dupę mnie może pocałować
-Ksiądz to po bandzie idzie – powiedział profesor.
-A kolega to żadnych grzeszków nie ma? – zapytał z przekąsem w głosie, ksiądz Kaplica
-Ja? – zdziwił się profesor
-No Pan – potwierdził ksiądz
-No... jakby to... powiedzieć... – zaczął się zastanawiać profesor Cielak
-Prawdę niech Pan powie... jak na spowiedzi – odparł ksiądz Kaplica
-A niech tam... – zaczął profesor – ten uniwersytet na którym wykładam, to lipa... zresztą pod tym adresem jest pole ze starą lipą... a my z kolegami, za państwowe pieniądze i za pieniądze z dotacji chlamy i jeździmy za granicę... o... i tyle miałem do powiedzenia
-No proszę – powiedział ksiądz Kaplica
-I też mam to głęboko w ... tej co ksiądz powiedział, mogą mi teraz skoczyć obunóż i z rozbiegu – dodał profesor Cielak
-Mhm – mruknął ksiądz i zerknął w kierunku Zaducha Mikołaja – a kolega do czego by się chciał przyznać?
-Że rzuciłem palenie – powiedział przybity Zaduch – i to dwa lata temu...
-No Sodoma i Gomora – zaklął właściciel feralnego pola, Wincenty Gruchała – mówiłem, że jakieś cholerne zboczuchy...
-I tym akcentem będziemy się z Państwem żegnać... na zawsze – powiedział redaktor Męczybuła – rozpocznijmy więc odliczanie ... 60..59...58...
W tym momencie redaktor złapał się za ucho, gdzie miał założoną słuchawkę łączącą go ze studiem.
-Aha... tak... serio? – przemawiał do mikrofonu i zerkając od czasu do czasu w niebo – rozumiem... szanowni goście w studio... szanowni Państwo przed telewizorami... dostałem właśnie sygnał ze studia... że oczekiwana przez nas asteroida, okazała się... zanieczyszczeniem na monitorze w obserwatorium w Kanadzie... więc nic nam nie grozi...
-O boziu – zakwilił ksiądz Kaplica i ukrył się za fotelem w studio
-O ja cię – zawtórował mu profesor Cielak
-Z tym rzucaniem to żartowałem – dodał Zaduch i na dowód prawdomówności, wyciągnął pogięty kawałek papierosa
-Nie będzie astre... asre... nie będzie??? – zapytał rolnik Wincenty
-Nie będzie! – zaśmiał się redaktor i chciał ze szczęścia go objąć
-A poszed mi!!! – krzyknął Wincenty – Degeneraty jedne w tym studiu... antychryst... złodziej i kłamca, i jeszcze geje mi rzepaka wygnietli...
-Rzepak... – poprawił go redaktor i ponownie tego pożałował, bo Wincenty Gruchała, nie oglądając się na gości w studio, na miliony widzów i ogólnie na nikogo dźgnął redaktora widłami w miejsce, gdzie ksiądz Kaplica miał kurię. Przez długą chwilę, widzowie mogli oglądać scenę przeskakującego redliny redaktora i goniącego go z widłami właściciela pola z rzepakiem. Aż do momentu kiedy rolnik zwrócił się w kierunku kamerzysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz