*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

czwartek, 24 lutego 2011

PAN ANTONI UCZY SIĘ LATAĆ 02.1994

- Łoooo Jesuuuuuuuuu... - wył pan Antoni, spadając z dachu wieżowca, razem z anteną telewizyjną. Próba poprawienia jakości obrazu, skończyła się tymże właśnie nieprzyjemnym wypadkiem. Pan Antoni leciał w dół, ściskając w obu rękach maszt telewizyjny z przykręconą doń anteną i ciągnąc za sobą metry przewodu koncentrycznego. Sąsiad z 11-go pomachał mu gazetą a pani Jadzia z siódmego, podała mu filiżankę kawy Jacobs, która jest dobra w każdej sytuacji. 
Pan Antoni zawsze pragnął latać. Nie był zresztą w swych marzeniach odosobniony. W szkole podstawowej, cała banda Łysego Cypka pragnęła latać. Pan Antoni należał do bandy, więc chcąc czy nie chcąc, też musiał tego pragnąć. No i latał. Przeważnie po piwo dla Łysego Cypka. Pewnie z lotu samolotem, Cypkowi nic by nie wyszło, gdyby nie tenże jego nałóg. Piwo Cypka zgubiło. Po piwku Cypek głupiał. Tak też się stało, kiedy dostał się na teren aeroklubu. Cichaczem zasiadł za sterami szkoleniowego samolotu Iskra i ... No i właśnie. Pomylił przycisk ciągu z przyciskiem katapultowania awaryjnego. Koledzy, przez ogrodzenie obserwowali ten pierwszy i ostatni zarazem lot Cypka. Cypek wystartował jak rakieta. Piana z butelki Okocimia, którą trzymał w ręku, zostawiał za nim charakterystyczny dla samolotów odrzutowych ślad. Niestety, przyciąganie ziemskie ma swoje prawa. Cypek doleciał do punktu krytycznego w którym wytracił prędkość. Przez moment zawisł w powietrzu, pociągnął łyk z butelki i ze spokojem runął w dół. Lądowanie miał Cypek dość twarde ale jednakowoż jedyne z możliwych. Wylądował bezpośrednio na miejskim cmentarzu. Po pogrzebie "pilota" Cypka, jedynym który przejawiał jeszcze chęć latania, był nasz bohater, czyli pan Antoni. Niestety, wszelkie jego chęci przeciął tatuś Antoniego, w momencie kiedy boleśnie stłukł mu tyłek, paskiem od spodni. Ale pan Antoni nigdy nie zapomniał o swych skrywanych marzeniach. Właśnie w tym momencie, należy powrócić do spadającego z dachu wieżowca, razem z anteną telewizyjną, pana Antoniego. Mniej więcej w okolicach 5-tego piętra mu się wydawało, a dwa piętra niżej był już pewien, że spełnia się jego wielkie i nieokiełznane marzenie. Z uśmiechem szczęścia i pełnej satysfakcji, pieprznął na trawnik a antena wbiła się obok niego. Jego żona stwierdziła, że jej mąż ma jednak pewne zdolności. Obraz telewizyjny uległ znacznej poprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz