*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

czwartek, 24 lutego 2011

RYTSERZE

"Opowiastka O Jurandzie ze Spychowa"

Strudzeni rycerze w poszarzałych zbrojach, na wymęczonych chabetach i z
definitywnie zwisającymi mieczami, znajdowali się właśnie na trakcie
królewskim, podążając Bóg wie gdzie. Bez żadnego celu. Tylko tak sobie,
żeby podążać.
- Podążamy tak sobie i nic się nie dzieje - powiedział Dobrowoj z Pyzdr.
- Nuda – zawyrokował Krzesimir z Kalisza.
- Nuda jak cholera - dorzucił Bzdzisław z Pierdogrzmotów - Krzyżaka by się
zdało jakiegoś zdybać, białogłowę wychedożyc albo odwrotnie.
Pozostali rycerze, spojrzeli na Bzdzisława z uwagą.
- Patrzymy tak na ciebie z uwagą - zaczął Dobrowoj - boś ty jakiś inszy się nam wydajesz ostatnio.
- W stajni często ty bywasz...długo dosyć... - dodał Krzesimir.
- Wy mi tu głupot nie pieprzcie - zeźlił się Bzdzisław - miecz mi ku ziemi zwisa a wam tylko głupstwa w głowie. Pozostali przyjrzeli się uważnie.
- Niby rację rycerzu macie - zagaił Dobrowoj - ale nie obrażajcie się
na nas...my tylko drogę czczą mową umilić pragniemy, nuda przecież
straszliwa.
- Oj, tak...nuda, nuda - powtórzył Krzesimir.
- Ej chyba nie taka ona wielka...patrzajcie współtowarzysze moi, tam w
oddali, na drodze widmo jakoweś ja zoczył - powiedział Bzdzisław i
dłonią przed siebie pokazał.
- Coś u was ze wzrokiem nie tego - rzekł Dobrowoj - Toż to przecież
niejaki Jurand ze Spychowa, lokalna atrakcyja turystyczna.
- I patriotyczna zarazem - dodał Krzesimir - toż Krzyżaki mu oczy
wyłupili...tak przynajmniej gadają.
- To psubraty jedne - chytrze zaśmiał się Bzdzisław - jakbym takiego
jednego z drugim złapał to...
- Tak, wiemy - przerwał mu Dobrowoj - już was raz musieliśmy z
opresyji ratować, jak żeście nawaleni jak buzdygan chcieliście Litwina,
sojusznika naszego, prać po łbie.
- Tak... - zaczął Krzesimir - Litwin ów zaś obraził się na was setnie
i na pojedynek na miecze was wyzywał...
- No..., że wyzywał to pamiętam - powiedział zamyślony Bzdzisław.
- Wy tez żeście wyzywali, tylko słownie. - powiedział Dobrowoj -
Potem żeście w niego sałatką z porów rzucać chcieliście...
- Z porów ? - zdziwił się Bzdzisław - To ja ino w porach
byłem?!?...Nie pamiętam
- W zbroi byliście - odparł Krzesimir - no i dobrze, bo jak żeście się
wykopyrtnęli na facyjatę, to zbroja upadek wasz trochę osłabiła...
- Gorzej z ta białogłową na którą żeście padli - dodał Dobrowoj.
- O Jezusie Nazareński, to i wtedy bab mi się zachciało ? - zapytał Bzdzisław.
- Jedyne co wam się chciało to i zrobiliście - powiedział Dobrowoj -
cud, ze wam od tego zbroja nie zardzewiała!
- Taa...a biedaczka owa od tej pory z dwoma garbami chodzić musi - dodał
Krzesimir.
- Z jakimi garbami?!? - zdziwił się Bzdzisław.
- No, jak żeście na nią w tym żelastwie runęli, toście jej piersi tak
przydusili, że aż wyszły z tyłu. - powiedział Dobrowoj.
- Matko Przenajświętsza!!! - wyszeptał Bzdzisław.
- Noo...narobiliście bigosu, oj narobiliście, cudem prawdziwym was z rąk
owego Litwina wyrwaliśmy - powiedział Dobrowoj - Ale my tu gadu, gadu
a żeśmy prawie Juranda minęli. Witajcie panie na Spychowie...
- Blaualauaa - wyseplenił zagadnięty przez Dobrowoja, Jurand ze Spychowa.
- Że jak? – zapytał Krzesimir.
- Blaualauaa - powtórzył Jurand.
- Co powiedział? - zapytał Dobrowoj.
- Powiedział, ze nic nie powie bo nie może mówić – odparł Bzdzisław.
- A skąd wy to wiecie? - zdziwił się Dobrowoj.
- To jest nawet podobne do tego co nasz szanowny współtowarzysz podroży
sam mówił, kiedy do sprzeczki z onym Litwinem doszło - powiedział Krzesimir, przypomniawszy sobie wynurzenia Bzdzisława, podczas pamiętnego zajścia.
- Faktycznie, teraz rozumiem dlaczego ja nie rozumiem a on rozumie... - zagadnął Dobrowoj.
- Zaraz...to w końcu rozumiecie czy nie...bo ja nie rozumiem -
powiedział Bzdzisław zamyśliwszy się wielce.
- A czego nie rozumiecie? - zapytał Dobrowoj
- Nie rozumiem czy rozumiecie czy nie...cholera, nie rozumiem nawet tego
co sam mówię - odparł Bzdzisław i aby pokryć wstyd, opuścił przyłbicę.- A ja tak do końca, to nie rozumiem czego wy nie rozumiecie ale chyba trochę rozumiem... czy jakoś tak... – powiedział Krzesimir.
- Blauuuauu bleeeuue bleeeaalluu - wtrącił swoje trzy grosze Jurand
- Niech się niemowa nie wtrąca! - rzucił Dobrowoj
- Bleeeee bleoooee - zasapał Jurand i zaczął wymachiwać kijem na którym
się opierał.
- Czego chce? - odparł zdziwiony Dobrowoj
- Powiedział, że nie jest niemową tylko "mówiącym inaczej" i żeby się z
niego nie nabijać, bo mu Krzyżacy psia jego mać, język ucięli -
powiedział Krzesimir
- I to wszystko zmieścił w dwóch słowach? - zdziwił się Bzdzisław
- Nie, ma to napisane na kartce - odparł Krzesimir, pokazując kawałek
brystolu przyczepiony do szaty Juranda.
- Nie zauważyłem - powiedział Bzdzisław
- To przez tą waszą przyłbicę, kto wam taki bubel sprzedał, że w miejscu
oczu macie usta...wyglądacie jak naparstek - zaśmiał się Krzesimir
- He, he, he, he - zawtórował mu Jurand
- Co powiedział? - zapytał Dobrowoj
- Hełm sobie sam wyklepałem - powiedział Bzdzisław - Tylko coś mi się
ta przyłbica zacina...to co on tam ma w końcu na tej kartce napisane?
- "JURANDEX - Wycieczki po zamkach Krzyżackich. W programie: Łamanie
kołem, oczu wyłupianie, picie gorącego ołowiu i inne atrakcyje oraz GRATIS - członków wyrywanie. Powrót nie jest wliczony w cenę!" - przeczytał Krzesimir
- No a gdzie jest o tym "mówiącym inaczej"? - zapytał Bzdzisław
- A to już na drugiej kartce - odparł Krzesimir
- Mam nadzieję, że to już ostatnia kartka - powiedział Bzdzisław
mocując się z przyłbicą.
- A tu się kolega myli - odparł Dobrowoj - Z tego co ja widzę, to
Jurand przypomina słup ogłoszeniowy.
- Bleeea blaaeeu bleelle - wyseplenił Jurand
- Co powiedział? - ponownie zapytał Dobrowoj.
- "Reklama dźwignią handlu" - odpowiedział Krzesimir - Nie wstyd wam
Jurandzie tak z wrogiem współpracować, nie dość się nacierpieliście?
- Dobrze plącą, tylko te ich baby brzydkie takie... - powiedział Jurand.
- Co powiedział? - z przyzwyczajenia zapytał Dobrowoj.
- Kto to powiedział? - zapytał spod przyłbicy zdezorientowany Bzdzisław.
- Ja powiedziałem - odparł Jurand ze Spychowa - Bo mi cholera jasna, za
dużo czasu zajmujecie a robota czeka
- To cud Jurandzie! - krzyknął Krzesimir i zaklaskał w dłonie, a że
miał na nich stalowe rękawice zgrzyt rozszedł się straszny.
- Jaki tam cud - powiedział Jurand - Mistrz Urlich to swój chłop.
- Kto to mówi? - ponownie zapytał Bzdzisław.
- To jakiś przygłup? - zapytał Jurand przyglądając się Bzdzisławowi.
- Może nie aż tak, ale mu hełm za bardzo na głowę uciska... - odparł Dobrowoj - Ale jak wieść gminna niesie, Krzyżacy wyłupili wam oczy i pozbawili języka a tu taka niespodzianka, sam już nie wiem co o tym mam myśleć?
- E tam, od razu wyłupili, pozbawili...wino dali mocne to i język mi się
może ździebko plątał a co do oczu, to kurza ślepota...wiecie, jak się
robi ciemno to mało widzę, ale ludzie wszystko wyolbrzymią – wyjaśnił Jurand.
- Czy ktoś mi w końcu wyjaśni, kto to mówi? - zapytał zeźlony Bzdzisław.
- To Jurand mówi - odpowiedział Dobrowoj.
- A to kto powiedział? - zapytał ponownie Bzdzisław.
- Jezu... - wydusił z siebie Dobrowoj.
- Gdzie??? - powiedział zaskoczonym głosem Bzdzisław - Ukazał się??? Cholera z tą przyłbicą, najważniejszy moment w moim życiu przegapię!
- Nikt się nie ukazał młocie! - ryknął Dobrowoj - To ja mówiłem, że
to Jurand mówił...czy takie wyjaśnienie jest wystarczające?
- Jurand mnie nazwał młotem? Przecież on nie mówi!?! – zasapał Bzdzisław.
- Nie dogadamy się z nim panowie, jednak prawdę powiadają, ze niektórzy
mają zakute łby - powiedział Krzesimir.
- No dobra, pogadaliśmy a teraz przejdźmy do interesów - powiedział
Jurand.
- Do interesów? - zdziwił się Krzesimir.
- A i owszem, może mała wycieczka do zamku Krzyżackiego? - zapytał
Jurand.
- Nie...lepiej nie - powiedział Krzesimir.
- A może jakąś małą pamiątkę panowie zakupić raczą...mam wory pokutne,
płaszcz krzyżacki lekko tylko wypłowiały, włosy z brody Wielkiego
Mistrza? - dopytywał się Jurand.
- Nie, do cholery!!! - ryknął Dobrowoj - Nie będziemy handlować z
folksdojczem!
- A może figurkę krzyżaka na koniu? - z chytrym uśmiechem zapytał
Jurand.
- Poszli won psi synu! - krzyknął na niego Krzesimir.
- A może powróżyć wam z dłoni...też to potrafię? - zapytał Jurand
- Jak lunę mieczem..! - krzyknął Dobrowoj
- Dobra, dobra nie będę się napraszał, ale później żeby nie było na
mnie, że miałem mapę Grunwaldu i że jej nie kupiliście... - powiedział
Jurand, wziął swój kostur i powoli zaczął się oddalać.
- No i widzicie przyjaciele - powiedział Krzesimir - Jak łatwo się
człowiek może rozczarować...miała być atrakcyja patriotyczna, mięliśmy
serca nasze w nienawiści do Niemca umocnić a tu taka chryja...
- Nuda po prostu - powiedział Dobrowoj.
- Macie racje, nuda straszliwa - zawyrokował Krzesimir
- Gdzie? - zapytał Bzdzisław.
- Wszędzie...dookoła...nuda - odparł Krzesimir.
- A kto to powiedział? - zapytał Bzdzisław.
- Jedźmy...nikt nie woła - powiedział Krzesimir.
- Ktoś wołał? - zapytał Bzdzisław - Jezu, jak mnie głowa boli od tego
hełmu
Słychać tętent oddalającej się pary koni.
- Co to...ktoś przyjechał? - zapytał Bzdzisław - Ktoś
odjechał?...Gdzieście się do cholery podziali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz