Siedziałem w pokoju, cicho jak mysz pod miotłą, kiedy Kurt zapukał do drzwi. Nie wpuściłem go, bo chciałem mieć chwilę cholernego spokoju. Kurt jednak nie przestawał walić w drzwi. Najpierw robił to dość bezładnie, po czym udało mu się złapać rytm i napierniczał w drzwi, w takt znanego wszystkim kibicom utworu. Cóż miałem zrobić? Otworzyłem. Kurt był spocony i dyszał. Rozcierał przy tym obolałe dłonie.
- Słuchaj! - wysapał - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś do mnie dzisiaj nie przyłaził, bo chcę mieć chwilę cholernego spokoju - powiedział i zbiegł na dół. Zamknąłem drzwi. Odczekałem chwilę i zbiegłem za nim. Już po chwili, puchły mi dłonie od nawalania w jego drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz