*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

niedziela, 29 maja 2011

Z Notatnika Kapitana Żbika


Nazywam się tak jak zwykle, Żbik. A na imię mam Kapitan. Dziś dwukrotnie pokraśniałem na twarzy. Pierwszy raz, kiedy to kapral Klucha poinformował mnie o tym, że w gazecie ukazał się artykuł o naszej komendzie. Byłem dumny, ze znaleźliśmy się na trzeciej stronie tego poczytnego pisma. Po raz drugi pokraśniałem, kiedy kapral Klucha przeczytał mi artykuł z wzmiankowanej gazety. Kapral stwierdził, że jestem wyjątkowo mocnym gościem, bo pułkownika Żelaznego, po przeczytaniu artykułu, zabrało pogotowie. Nie wiem dlaczego mój ukochany przełożony tak właśnie zareagował. Czyżby określenie naszej komendy mianem meliny i kuźni debili, aż tak bardzo nim wstrząsnęło? Zresztą nie wiem, dlaczego tak właśnie o nas napisali. Przecież nie z powodu tego, że kapral Klucha chodzi boso, a ja mam wpiętą na piersi gwiazdę szeryfa, którą uzyskałem w drodze wymiany z czwartoklasistą, niejakim Edkiem Bazydło. Wymiana polegała na tym, że Edek dał mi gwiazdę, a ja mu dałem pałą po dupsku. No, nieważne, w każdym razie nie mogłem inaczej zareagować, bo gnojek odgrażał się, ze naskarży ojcu. A ja, jego ojca raczej wolę nie oglądać. Bo kiedyś, stary Bazydło, wracając na bani do domu, przewrócił własnoręcznie dwa radiowozy, a interweniującemu kapralowi Klusze połamał jego pałkę bojową. Zębami w dodatku. Nie, ten artykuł w gazecie, to na pewno nie przez moja gwiazdę. 
Niestety, w tym momencie musiałem zakończyć moje rozważania, bo kapral Klucha poprosił mnie do telefonu. To dzwonił major Potulny z komendy głównej. W trakcie rozmowy stwierdziłem, że nazwisko ma pan major nieadekwatne. Bo to on ciągle mówił, a ja tylko słuchałem. Nawet na chwilę odszedłem, żeby nalać sobie kawy z wiadra. Kiedy wróciłem, major Potulny zasugerował mi, że jeżeli pod nieobecność Żelaznego, nie zrobię tego o czym mówił, to nogi mi wyrwie z ... no z tego miejsca w które przyrżnąłem małemu Edkowi Bazydle. Jakoś mi głupio było się przyznać, że nie słyszałem akurat tego fragmentu przemówienia pana majora., więc tylko powiedziałem „tak jest” i zasalutowałem, boleśnie się przy tym uderzając słuchawką w czoło. 
Ponieważ kapral Klucha często podsłuchuje rozmowy telefoniczne, udałem się do niego w celu uzyskania informacji na temat tego, co mi kazał wykonać major Potulny. Niestety, zastałem kaprala Kluchę, przesłuchującego się przed lustrem. Poczekałem chwilę, aż ten w lustrze się przyznał i wyszedłem. 
Nie wiedząc co dalej robić z tym fantem, podjąłem ważką decyzję. Napisałem prośbę o zwolnienie mnie z pracy i zaniosłem do gabinetu pułkownika Żelaznego. Potem usiadłem w fotelu mojego przełożonego i jako najwyższy stopniem, odrzuciłem własne podanie. Potem wstałem, podziękowałem i wyszedłem. Dopiero za drzwiami zorientowałem się, ze nie zupełnie o to mi chodziło. Wróciłem więc powtórnie do gabinetu pułkownika i wykonałem całą operację jeszcze raz, tym razem jednak, podpisując własną rezygnację. 
Siedzę pod namiotem nad jeziorem Wigry i zastanawiam się, co dzieje się na naszym posterunku, kiedy mnie tam nie ma. Nie wiem jak wytrzymam bez mego idola, pułkownika Żelaznego. Kończę pisać, bo mi świeczka przepala namiot. Nazywam się Żbik, a na imię mam Kapitan. 

27.02.1997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz