W dniu dzisiejszym udałem się na strzelnicę. Ubrany byłem w strój galowy a w ręce dźwigałem walizkę, którą odziedziczyłem po dziadku huzarze. Rozprowadzający major, ustawił mnie na stanowisku i próbował zabrać mi walizkę, ale dałem mu odpór, zadając mu kilka ciosów wirującym notatnikiem służbowym. Kiedy major się uciszył, otworzyłem walizkę i wyciągnąłem z niej drugą rzecz, którą odziedziczyłem po dziadku, a mianowicie pepeszę.
Siedzę w swoim pokoju na posterunku i zastanawiam się, dlaczego nie wygrałem zawodów. Przecież już po dwóch seriach miałem dziesiątkę. I to nie tylko na swojej tarczy. Może dlatego, że odciągnęli mnie ze strzelnicy, a ktoś mi wyrwał pepeszę? Nie ma w sporcie sprawiedliwości.
Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
13.01.1997
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz