*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

piątek, 25 października 2013

BUBLIA

Czytanie z listu św. Tymasza do drużyny kajakarzy z Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch

I wszedł Pan do świątyni. I kupców zoczył co badziewiem handlowali, pieniądze wymieniali a i ptaki srające, gołębiami zwane na sprzedaż mieli, jak im nie uciekły. I może by nic się nie stało, ale jeden z gołębi, przelatując nad Panem lotem koszącym, zapaskudził mu sandał podróżny. I może nadal by się nic nie stało, bo Pan z pokorą pochylił się nad sandałem aby połą odzienia ucznia swego, nieczystość usunąć, lecz nie zauważył narożnika stołu kupieckiego i boleśnie przyrżnął w nie czołem. I choć oblicze pańskie purpurowym z gniewu się stało a i guz na czole wyrastać począł, Pan opanować się raczył. I odwróciwszy się, wyjść ze świątyni zamiarował. I wtedy jeden z kupców, cały swój majdan na wozie dwukołowym przewożąc, jednym z tych kół Panu po stopach przejechawszy, nawet „przepraszam” nie raczył powiedzieć. I wtedy w Pana gniew wstąpił ogromny. Żyła mu na czole nabrzmiała, guz podnosząc na kształt jednorożca, oczy zabłyszczały a i z kącików ust ślina bojowa pociekła. I ryknął Pan na kupców, że jaskinię mu z domu modlitwy czynią i w podskokach kazał wy... wynosić się jak najprędzej. I usłuchali kupcy bo gniew Pana był straszny a i kupujących w tym dniu jak na lekarstwo. I wyszli wszyscy. Ale Pan zadowolonym nie był, bo ktoś ponownie mu wózkiem po stopach przejechał, czyniąc je napuchniętymi jak u sasquatch’a.
Niemniej cisza się zrobiła kiedy świątynia z plugastwa handlowego się oczyściła. Ostatnie gołębie odleciały w kluczu na południe. I odetchnął Pan z ulgą. I na zasłużony odpoczynek do domu swego się udał.
I wrócił Pan nazajutrz aby sprawdzić, czy kupcy potajemnie się do świątyni nie przemycili. Ale nie. Świątynia pusta stała i ciemna. I to Pana zastanowiło. Aby ciemność ta zbadać do okna świątyni pobierzył i to co ujrzał spowodowało, iż czubki sandałów zagięły mu się ku górze. Przed świątynią stało coś, co miejscowi nazywali supermarketum. I to nie jedno. Mnóstwo supermarketum, jedno obok drugiego. I w każdym ludu pełno i handel całodobowy. I zaczął się Pan nawet zastanawiać czy dobrze uczynił, wyganiając kupców zamiast ich opodatkować. Ale zaraz boska jego natura, górę w myśleniu wziąwszy, spokój na oblicze jego powróciła. Do czasu aż jeden z kupców przejechał mu wózkiem po nie zagojonych stopach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz