Idąc do sklepu po chleb i kiszone
ogórki, napotykam Kurta siedzącego na ławce. Nic dziwnego więc, że przysiadam
koło mojego najlepszego przyjaciela.
-Wiesz co jest najgorsze w
samotności? – pyta Kurt na powitanie.
-Hmm... że się jest samemu? –
odpowiadam pytaniem.
-Nie – mówi Kurt i spluwa na
trotuar – Najgorsze jest to, że nie ma komu sprawić bólu, smutku i do łez
doprowadzić.
-A Mieciowi z drugiego piętra? –
pytam
-Ale mnie chodziło o kogoś
bliskiego – mówi Kurt, zerkając na mnie. – Na kogoś, kto jest przy Tobie, komu
na Tobie zależy... takim osobom najlepiej sprawia się ból.
-Myślę, ze Miecio nam na razie
powinien wystarczyć – odpowiadam
-Miecio to substrat – odpowiada
Kurt – Takie placebo Mieciowe...
-Z braku laku i placebo lekiem na
każde zło – mówię spoglądając na balkon drugiego piętra.
-Ale czy Miecio wie? – pyta Kurt
– Czy wie, że jest zastępstwem naszych matek, ojców, żon i dzieci?
-Nie wiem czy wie – mówię
spokojnie – Można się go zapytać...
-Miecio !!! – ryczy Kurt. Na
balkonie pojawia się rudy chłopczyk w okularach.
-Mieciooo... – kontynuuje Kurt –
Twoja stara szuka trufli w lesie !!!
Rudy chłopczyk z płaczem ucieka z
balkonu.
-Eee... cienkie to było – mówi
Kurt
-Cienkie... – odpowiadam – mogłeś
powiedzieć, że czesze kotlety.
-Mogłem – odpowiada Kurt i wstaje – Do dupy z samotnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz