Wyszedłem dziś rano z psem na
spacer. Kurta nigdzie nie było. Postanowiłem więc przejść się utartym szlakiem.
Myślałem, że może gdzieś go spotkam. W połowie tego, utartego szlaku podszedł
do mnie sprężystym krokiem starszy mężczyzna. Zaczął rozmowę od zachwytów nad
moim psem.
-Jaki piękny piesku – powiedział,
a w jego głosie usłyszałem wyraźnie tą charakterystyczną, kresową nutę. Ten
zaśpiew, to zaciąganie. Ponieważ dawno nie słyszałem tego akcentu, postanowiłem
chwile postać i posłuchać starszego mężczyzny. Mój pies szwendał się koło
naszych nóg, to odbiegając, to znów wracając z kawałkiem patyka w pysku. Nie
zwracałem na niego specjalnej uwagi. Do czasu, kiedy to mężczyzna przerwał w
połowie swoje zdanie i spojrzał na mojego czworonoga
-Pies kuleje – powiedział.
Popatrzyłem na mojego psa z uwagą. Ale nie kulał.
-Pies kuleje – powtórzył starszy
Pan z jakąś dziwną miną. Ponownie rzuciłem okiem na psa, ale nie zauważyłem
żadnych symptomów kulenia.
-No nie wiem, chyba nie kuleje –
stwierdziłem, zerkając to na psa to na mojego rozmówcę.
-Pies kuleje – powtórzył
stanowczym głosem starszy Pan.
-No nie kuleje, przecież widzę –
odparłem już trochę zmęczony wmawianiem mi czegoś, co nie ma miejsca.
-Piesku leje mi na nogę –
powiedział mój kresowy rozmówca, odwrócił się na pięcie, i z mokrą nogawką,
pomaszerował przed siebie.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz