*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

piątek, 25 lutego 2011

PAN ANTONI I DZIEŃ KOBIETÓW


Pan Antoni, jak zwykle obudził się w przewodzie kominowym kamienicy przy ulicy Upadłych Alpinistów 14. W zasadzie nie był dokładnie pewien, czy się obudził, bo dookoła siebie widział tylko ciemność. Postanowił wyjąc z kieszeni piżamy, latarkę ręczną o napędzie spalinowym. Ale niestety stwierdził, że jego ręce nie mogą wykonać żadnego ruchu, no może z wyjątkiem zrobienia młynka palcami. Niestety, młynek spowodował uniesienie się sadzy, która grubo oblepiała komin. A to z kolei doprowadziło do kilku kichnięć pana Antoniego. W tym miejscu należy nadmienić, iż pan Antoni był znany ze swoich kichnięć, i wszyscy w jego miejscu zamieszkania się tego obawiali. A powodem tego było to, że kichając, Pan Antoni potrafił nie tylko zgasić świeczki na torcie urodzinowym małego Zygmusia Kaszanki, który zamieszkiwał o dwie kamienice dalej, ale także wkomponować wyżej wzmiankowany tort w świeżo położoną na ścianie tapetę. Oprócz tortu wkomponował w ścianę także małego Zygmusia, jego rodziców chrzestnych, wujków, ciotki i sąsiadkę Pelagię Karaluch, która miała tegoż dnia nieprzyjemność pożyczania od państwa Kaszanków szczypty soli. Już pierwsze kichnięcie naszego bohatera w przewodzie kominowym, doprowadziło do tragedii. Będący na dachu kominiarz Bazyli Wyparło, usłyszawszy dziwne odgłosy dochodzące z komina, nawykiem wszystkich kominiarzy, wetknął weń głowę. Podmuch kichnięcia zerwał mu beret, wydepilował włosy i wtłoczył w skórę czaszki na wskroś czarną sadzę. Po tym kichnięciu, pan Bazyli wyglądał jak Michael Jackson na długo przed operacją wybielania. Dzięki Bogu, pan Bazyli zemdlał na dachu i tylko to uratowało go przed utratą murzyńskiej twarzy wraz z cała głową. A drugie kichnięcie było równie potężne jak pierwsze. Przekonali się o tym wszyscy posiadacze kominków i pieców węglowych. Panią Dezyderię Paluch z parteru, zaatakowało stado nisko przelatujących fajerek. Pan Gronostaj Szczaw, górnik z kopalni węgla kamiennego w miejscowości Metanowo Wielkie, po powrocie do domu stwierdził, że jest tu identycznie jak w robocie. Czyli czarno. Siłą górniczego nawyku, pan Szczaw wziął kilof i zaczął fedrować. Niestety powstały „chodnik” został wykuty w ścianie sąsiadki, niejakiej Romualdy Skalpel. W ciemnościach okrywających mieszkanie pani Romualdy doszło do czynów nierządnych choć pożądanych, a po 9 miesiącach do narodzin potomka. Po dwóch kichnięciach pan Antoni zrobił niewielką przerwę... circa pięć godzin. To umożliwiło większości mieszkańcom zamurowanie kominków i innych wlotów kominowych. Tym samym, następne kichnięcie pana Antoniego napotkało opór. Sprężone powietrze zawróciło i wypchnęło pana Antoniego z komina, jak korek od szampana. Pan Bazyli Wyparło, kominiarz który wcześniej zemdlał, teraz ocknąwszy się, zemdlał ponownie, widząc unoszącego się w powietrzu, ruchem jednostajnie przyspieszonym, naszego bohatera. Co pewien czas, pan Antoni kichał ponownie i dzięki temu często zmieniał kierunki lotu. Wielu obserwatorów na całym świecie, zarejestrowało go jako Niezidentyfikowany Obiekt Kichający.
Wraz z ostatnim kichnięciem, pan Antoni przypomniał sobie, że to na ten właśnie dzień przypada Święto Kobiet. Nie chcąc aby brano go za niewdzięcznika, postanowił zrobić pomimo swego lotu, prezent wszystkim kobietom. Jedyna rzeczą, jaką miał przy sobie była latarka z zasilającym ją silnikiem spalinowym. I tą właśnie latarką obdarował kobiety, wyrzucając ją z kieszeni. Pozbawiony obciążenia, pan Antoni został wyniesiony na orbitę. A jego podarunek otrzymała tylko jedna kobieta ale za to konkretnie. Pani Dezyderia Paluch, po wyzbieraniu rozrzuconych po całym mieszkaniu fajerek, postanowiła się przewietrzyć i wyjść na długi spacer. Niestety, spacer zakończył się tuż po opuszczeniu przez nią klatki schodowej. Pani Dezyderia, boleśnie ugodzona spadającą z nieba latarką, została odwieziona na intensywną terapię. Operujący ją lekarze, zdziwieni byli, zagadkowym uśmiechem zastygłym na jej twarzy. A pani Dezyderia, pogrążona w narkozie, cieszyła się, że po raz pierwszy w Dzień Kobiet otrzymała tak przydatny kobiecie prezent jakim była latarka.

A pan Antoni? A pan Antoni krążył po orbicie i grzebał w kieszeniach piżamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz