*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

czwartek, 24 lutego 2011

RYTSERZE 18.05.2010

"PŁOWCE 1331"

Trójka rycerzy: Dobrowoj z Pyzdr, Krzesimir z Kalisza i Bzdzisław z 
Pierdogrzmotów siedzieli na brzegu ścieżki biegnącej przez wysoki sosnowy lasek. Tuż obok nich pasły się konie.
- Piękną jesień mamy tego roku - zagaił Dobrowoj, tak dla samego zagajenia.
- Piękną - powtórzył Krzesimir - Liście z drzew spadają...
- A wiatru nie ma - skonstatował Bzdzisław.
Dobrowoj z Krzesimirem spojrzeli się na niego z uwagą.
- Tak, tu na ciebie patrzymy z uwagą gdyż nie wiedzieliśmy, że waćpan konstatować potrafisz - rzekł Krzesimir
- Co? - wydukał Bzdzisław
- Dobra, nie ważne... nie przesadzajmy kolego z tym skomplikowanym językiem, bo nam się Bzdzisław zatnie i już rozmowy nijakiej nie będzie - tak rzekł Dobrowoj do Krzesimira.
- Co racja, to racja... muł z niego straszliwy... muł i wodorosty... szlam i opary bagienne... - zaczął Krzesimir ale Dobrowoj mu przerwał. - Kolega się tak nie uruchamia, tyle informacji naraz, może nam Bzdzisława zatkać na amen.
- Amen - przytaknął Bzdzisław.
- No i widzi kolega? - zapytał Dobrowoj
- Tia... ale wracając do tematu, to liście spadają a wiatru nie ma - powiedział Krzesimir.
- I dziwne te liście jakieś... - rzekł Dobrowoj i jął przyglądać się liściom.
- Dziwne - powtórzył Krzesimir
- Ten najdziwniejszy - odezwał się Bzdzisław.
- Któren? - po staropolsku zapytał Krzesimir.
- Ten biały... z czarnym krzyżykiem... na ten przykład - powiedział Bzdzisław, pokazując palcem.
- Aaa.. ten - potwierdził Dobrowoj - Racja, dziwny... i krzyczał coś jak spadał.
- Liść? - spytał zdziwiony Krzesimir.
- No - potwierdził Bzdzisław - Jak leciał to krzyczał... z tej sosenki się urwał - dodał pokazując dorodne drzewo.
- Hmm, jakby to koledze powiedzieć, żeby się kolega nie zasromał... - zaczął przemowę Dobrowoj.
- Za... co? - zapytał Bzdzisław
-Zasromał... słowo takie, nie ważne... chciałem koledze powiedzieć, że sosenki nie mają liści - powiedział zasmucony Dobrowoj
Bzdzisław wybałuszył oczy, rozchylił usta i zastygł.
- Zasromał się - rzekł Krzesimir.
- No chciałem tegoż uniknąć - powiedział Dobrowoj.
- A dupa tam - zakrzyknął ochoczo Krzesimir i walnął otwartą dłonią w plecy Bzdzisława. A ową dłoń miał wielką jak bochen chleba naszego powszedniego. Bzdisław z wybałuszonymi gałami, rozchylonymi ustami i zastygnięty, pieprznął centralnie na polankę.
- Suponuję, iż kolega inszy miał zamiar - powiedział Dobrowoj, zerkając to 
Bzdisława, to na liść wcześniej opadły.
- Hmm - dodał - liść do nas idzie. Na te słowa Bzdisław się ocknął, błędnym 
wzrokiem zatoczył, wargę górną wydął i wyszczerzył górne zęby robiąc 
króliczka wielkanocnego.
- Krzyżak!!! - zaryczał, aż echo poniosło i konie się spłoszyły.
Faktycznie. Liść opadły okazał się całkiem sporym Krzyżakiem w wymiętoszonym białym płaszczu. Tenże Krzyżak po zleceniu z drzewa w końcu się pozbierał, hełm poprawił, z przyłbicy mech i ściółkę wygarnął, i z paskudnym skrzypieniem zawiasów w kolanach powlókł się ku naszej trójce bohaterów.
- Krzyżak!!! - zaryczał ponownie Bzdzisław.
- No widzim - odparł Krzesimir - czyli to nie liść był na sosence, tylko 
zakonny, konspiracyjnie tam ukryty - skonstatował.
- Hmm, waćpan też konstatujesz? - zapytał zdziwiony Dobrowoj.
- Czasami - odparł Krzesimir
- Hände Hoch! - ryknął Krzyżak który zdążył w międzyczasie dowlec się do 
polanki.
- Czego chce? - zapytał Bzdzisław patrząc na kolegów.
- Nie wiem... jakichś hendehofów... macie coś takiego? - zapytał Krzesimir
- Ja nie mam - odparł Bzdisław zaglądając do swojej sakwy podróżnej - Mam 
smar do zbroi, gacie na zmianę i pukiel włosów ukochanej mej białogłowy.
- Pukiel? - zdziwił się Dobrowoj - To ma być pukiel? To są chyba całe włosy 
onej białogłowy - stwierdził zaglądając do sakwy Bzdzisława
- A bo nie miała czym uciąć, to złapałem za kłaki rękawicą i szarpnąłem - 
otwarcie przyznał Bzdzisław.
- Hände Hoch! - ryknął ponownie Krzyżak, macając rękami w poszukiwaniu 
miecza.
- Nie wcina się, jak starsi rozmawiają - rzekł Krzesimir
- Tak, kultury trochę chamie z Malborka - dodał Bzdzisław
- Przyjedzie taki jeden z drugim, naje się, nachla a potem kozaka rżnie i 
mieczem macha na lewo i prawo - z przekąsem powiedział Dobrowoj
- Was ist "kozak"? - zapytał zdziwiony Krzyżak.
- Grzyb taki - popisał się elokwencją Bzdzisław
- Gsib? - wyseplenił Krzyżak.
- Cholera... pokażcie mu drogę do Malborka, bo nam tu dupę będzie truć całe 
popołudnie - zdenerwował się Dobrowoj
- Malbork... znaczy Marienburg ... tam - powiedział Krzesimir, wskazując 
bliżej nie określone zarośla za sobą.
- Ach so... Marienburg ... danke, danke - ucieszył się Krzyżak patrząc we 
wskazanym przez Krzesimira kierunku.
- Tak, tak, idzie prosto, potem trochę w prawo, przez Płowce i już będzie 
Marienburg - dodał Dobrowoj
- Danke... herzlich danke meine polnisch freunde - powiedział Krzyżak, uśmiechając się pod zamknięta przyłbicą od ucha do tego co mu po drugim uchu pozostało.
- Paszoł won - serdecznie pożegnał odchodzącego Krzyżaka, Krzesimir.
- I Łokietka od nas pozdrów faszysto - krzyknął jeszcze za odchodzącym, Bzdzisław.
- Dankeee... - doleciało z oddali.
- Którego to dziś mamy? - zapytał Dobrowoj
- 27 września anno 1331 roku - odparł Bzdzisław
- Się nam kolega wyrabia, oj wyrabia - zaśmiał się Krzesimir.
- Ścichnijcie - rzekł Dobrowoj, kładąc się na trawie
- Piękną jesień mamy tego roku - dodał
- Piękną - powtórzył Krzesimir - Liście z drzew spadają...
- A wiatru nie ma - skonstatował Bzdzisław.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz