Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan. Pułkownik Żelazny zlecił mi rozpracowanie bandy Grubego Cypka. Do tej pory żaden z agentów nie zdołał ujść z życiem z łap tej szajki. Ucieszyłem się, że pułkownik Żelazny zlecił mi tak odpowiedzialne zadanie. Pułkownik chyba też się ucieszył, bo przez godzinę od momentu zakomunikowania mi zadania, śpiewał w swoim gabinecie znany przebój "Od rana mam dobry humor". Przestał śpiewać dopiero kiedy przeszył sobie palec zszywaczem biurowym, który notabene mu przyniosłem.
Ponieważ adres Cypka znany był na komendzie, wpisałem go sobie do notatnika. Po godzinie jazdy służbowym Trabantem, przybyłem na miejsce. Wszedłem na trzecie piętro i zapukałem służbowo do drzwi. Wyrwane z zawiasów upadły całym ciężarem na Grubego Cypka, który akurat podchodził od drugiej strony aby je otworzyć. Po wyważonych drzwiach, depcząc jednocześnie po lekko oszołomionym Cypku, wszedłem do wnętrza i wyciągając legitymację poprosiłem o umożliwienie zaaresztowania niejakiego Cypriana Chrząszcza, lepiej znanego pod przezwiskiem "Gruby Cypek".
Na moje dictum, zgromadzeni przy stole obywatele znani pod przezwiskiem "bandziorów", wyciągnęli broń i oddali w moją stronę serię strzałów. Akurat w tym momencie, moja legitymacja wyślizgnęła mi się z rąk. Natychmiast się po nią schyliłem, bo szanuję własność państwową. Wszystkie pociski uderzyły w Grubego Cypka, który akurat uwolnił się od drzwi i udało mu się wstać na obie nogi. Kiedy przebrzmiało echo wystrzałów, ja znów stałem wyprężony z legitymacją w dłoni. Natomiast Gruby Cypek znów leżał na ziemi. Pomimo kamizelki kuloodpornej był lekko zamroczony. Schyliłem się aby sprawdzić czy czegoś mu nie trzeba. W tym momencie goście Cypka znów wystrzelili. Wścibska sąsiadka, która zaglądała przez wywalone drzwi, lekko się omsknęła i sturlała po schodach na półpiętro razem z kotkiem którego hołubiła pod pachą. Po ilości miauknięć udało mi się policzyć ilość schodów.Chłopcy strzelając, jak się później dowiedziałem w moim kierunku, wystrzelali wszystkie pociski z magazynków, z magazynków zastępczych, magazynków pochowanych w kieszeniach a jeden z nich wystrzelił nawet swój złoty ząb, który zdążył szybko przetopić. Dzięki zbiegom okoliczności, żaden z pocisków nie wcelował w moją urzędową osobę. Aresztowałem wszystkich i bez żadnych problemów doprowadziłem na komendę.
Obecnie siedzę przy swoim biurku i zastanawiam się dlaczego pułkownik Żelazny nie poinformował mnie że pod podanym adresem, czeka nie banda Grubego Cypka ale zastawiona na niego pułapka w postaci porucznika Pryszcza Edmunda i jego brygady. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz