*********************************** STRONA ZAWIERA TEKSTY OBRAZOBURCZE!!! CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO**************************

czwartek, 24 lutego 2011

Z Notatnika Kapitana Żbika

Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan. Zbliżają się wybory, więc pułkownik Żelazny postanowił wysłać mnie razem z kapralem Kluchą do ochrony jednego z kandydatów na prezydenta. Włożyłem na siebie swój mundur galowy i uzbrojony w swą nieodłączną aktówkę ze skóry wołków zbożowych, wyszedłem z komendy. Po przybyciu na miejsce tego przedwyborczego meetingu stwierdziłem, że kandydat mi się nie podoba. Był mały, łysy z twarzą pokrytą setką liszajów i szramą, ciągnącą się od lewego aż do prawego oka. Dopiero po chwili zauważyłem, że są to jego okulary. Tak w ogóle to po kilku minutach kandydat zmienił się nie do poznania. Wcale już nie był taki mały, tylko mikrofon miał tak ustawiony, że musiał kucać. Łysy też nie był, tylko ktoś z rozentuzjazmowanych słuchaczy rzucił w niego gruszką a ta rozplasnęła mu się na czaszce i dawała ten przedziwny efekt. Co do liszajów, to okazały się one kleksami z atramentu którym szprycował kandydata jakiś młodzian z tornistrem na plecach i wiecznym piórem w ręku. 
Co do samego kandydata, to zaprezentował nader ciekawy program. Ciągle powtarzał, że kiedy go wybiorą to będzie lepiej, lepiej i jeszcze raz lepiej. Że komunizm precz, że kapitalizm precz i że anarchia precz. Że monarchiści to stare osły i że więcej kultury w polityce a biskup to mu może. Nawet spodobało mi się to co mówił, choć go wcale nie zrozumiałem. Kapral Klucha chyba też nie zrozumiał, bo poszedł się wysikać za trybuną na której stał kandydat. Jednak bardzo nieszczęśliwie nasikał na nie izolowany przewód elektryczny i doznał pewnego napięcia mięśniowego. Podobno jego żona nie wychodziła później przez dwa tygodnie z domu i zazdrościły jej wszystkie sąsiadki. Natomiast ich mężowie musieli uciekać na noc z domów, gdyż ich kobiety nieodmiennie prowadziły ich tuż przed położeniem się do łóżka, do kontaktów elektrycznych próbując ich z lekka porazić i mięśniowo ...napiąć. 
Z początku nie poznałem kaprala Kluchy ze względu na jego nietypową, sterczącą fryzurę. Dopiero sam kapral wyjaśnił mi swój wypadek z nasikaniem na kabel. Pogadaliśmy chwilę, bo lubię od czasu do czasu porozmawiać z kimś inteligentnym. Pogadalibyśmy jeszcze dłużej ale malec który szprycował kandydata atramentem, postanowił zmienić widocznie cel swego ataku, gdyż po chwili twarz kaprala Kluchy stała się dość granatowa. Mnie udało się uniknąć losu kaprala tylko dlatego, że w odpowiednim momencie zdążyłem zasłonić twarz aktówką. Podziękowałem swemu refleksowi. Niestety mój refleks na nic się przydał, gdy ktoś z tłumu boleśnie kopnął mnie w przyrodzenie. Niestety nie wiem kim był sprawca, gdyż wciąż byłem zasłonięty aktówką. Gdy odsłoniłem twarz w celu odnalezienia sprawcy, czyhający tylko na to malec wypuścił na mnie całą zawartość swego wiecznego pióra. Kandydat, bity przez tłum fanów wykrzykiwał, że on mnie wcale nie zna i że precz z policją. Poszukałem wzrokiem kaprala Kluchę. Kiedy go dojrzałem, jacyś dwaj emeryci urywali mu właśnie rękawy od munduru a 90-sięcio letnia staruszka skakała po jego czapce jak rączy juhas. Sięgnąłem więc do aktówki, aby wydobyć moją broń służbową. Niestety, przez przypadek zamiast broni wyciągnąłem moją kanapkę z pasztetową. Na ten widok tłum emerytów zadrżał. Usłyszałem nawet głosy, jakobym był prowokatorem. Natychmiast odrzuciłem kanapkę daleko od siebie. Tłum przyszłych wyborców runął w stronę miejsca upadku mojej kanapki. Niestety, nadjeżdżający TIR z nielegalnie wwiezioną do naszego kraju wódką i papierosami zakończył ten spontaniczny wyścig. 
Siedzę na komendzie i zastanawiam się dlaczego pułkownik Żelazny jest tak bardzo wkurzony!? Mieliśmy przecież ochraniać kandydata na prezydenta. I ochroniliśmy. Co prawda musiał się udać do szpitala, gdzie wykonano zabieg chirurgiczny, polegający na usunięciu mu z uda obcego ciała, którym okazała się sztuczna szczęka jednego z emerytów. Żona kaprala Kluchy jest zadowolona, transport nielegalnego alkoholu przechwycony. Czyżby Żelazny miał pretensje o te 50 osób potrąconych przez TIR'a ? A może pozazdrościł mi pasztetowej w kanapce ? Sam już nie wiem. Nazywam się Żbik a na imię mam Kapitan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz