Kiedy po tygodniu pojawiłem się na komendzie, kapral Klucha pomodlił się trzy razy, poczym odgryzł daszek od swojej czapki i schował się pod biurkiem. Pułkownika Żelaznego, karetka pogotowia odwiozła na oddział intensywnej opieki medycznej.
Dopiero wieczorem wpadła mi w ręce gazeta z informacją, o zaginięciu całej ekspedycji Interpolu. Jak mam wyjaśnić mojemu przełożonemu, że w drodze na lotnisko, zatrzasnąłem się w windzie i dopiero po tygodniu uwolnił mnie cieć który wrócił z urlopu na Karaibach.
Nazywam się Żbik, a na imię mam Kapitan.
10.01.1996
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz